Czy to jest podstawowe zadanie IPN – pytanie kieruję do szefa Delegatury Instytutu w Olsztynie, dra hab. Grzegorza Jasińskiego.
- IPN jest instytucją, która została powołana 19 stycznia 1999 na mocy ustawy z 18 grudnia 1998 o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Instytut posiada jedenaście oddziałów. W kolejnych siedmiu miastach, w tym w Olsztynie, utworzono delegatury oddziałów IPN. Jego zadaniem jest badanie najnowszej historii Polski, od roku 1939. Instytut powstał, jako pewna kontynuacja, funkcjonującej w latach wcześniejszych, Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Jednak wtedy wykluczało się jakiekolwiek badania i analizy dotyczące zbrodni na Polakach na Wschodzie. Obecnie naszym podstawowym zadaniem jest funkcja badawcza i popularyzatorska. Istnieje również pion lustracyjny (którego nie ma w Olsztynie) oraz prokuratorski w Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, która jest kontynuatorką Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. Interesują nas wszelkie aspekty okupacji Polski przez Niemców jak i Związek Radziecki. Okres powojenny to przede wszystkim działania aparatu komunistycznego, represje aparatu władzy oraz postawy społeczne wobec wszelkiego rodzaju totalitaryzmu. Do końca lat osiemdziesiątych XX w. praktycznie wszystkie dokumenty dotyczące tych spraw były wyłączonych z możliwości badawczych. W czasach PRL historia najnowsza była domeną historyków partyjnych bądź wręcz funkcjonariuszy aparatu bezpieczeństwa. Ci ostatni korzystając z dostępu do akt pisali sami bardzo często swoje prace „naukowe” z najnowszej historii. Obecnie, jednym z najważniejszych osiągnięć IPN jest stworzenie warunków, pełnej dostępności posiadanych przez nas akt. Przejęliśmy dokumenty z okresu komunistycznego, wytworzone przez ówczesny aparat represji. Wiele czasu upłynęło na porządkowanie i skatalogowanie tych zasobów archiwalnych. Dzisiaj już właściwie wszystkie akta, jakimi dysponujemy, prócz bardzo niewielkiego zasobu zastrzeżonego, są udostępnione badaczom. Mamy także ogólnopolski system archiwalny, dostępny w internecie, z którego można się zorientować jakimi zasobami dysponujemy. Jednym z ważniejszych zakresów działań Instytutu jest pion śledczy. On ma prowadzić dochodzenia odnośnie konkretnych wydarzeń w historii, wynajdywanie świadków zbrodni oraz oskarżania sprawców różnych niegodziwości. Z racji na upływ lat, elementy śledcze są mocno utrudnione, w stosunku do wydarzeń wojennych lub mających miejsce tuż po niej. Uczestnicy tamtych wydarzeń odchodzą bowiem w sposób naturalny z tego świata. Śledztwa kończą się więc, często, umorzeniem. Zawsze jednak możemy spróbować choćby dojść do prawdy i ją ujawnić. Łącznie z nazwiskami katów jak i ich ofiar. Zupełnie inaczej przebiegają śledztwa odnoszące się do wydarzeń lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Oczywiście musimy się obracać w ramach prawa wtedy obowiązującego. Wiele jednak niegodziwości stanu wojennego odbywało się ponad komunistycznym prawem.
Jakoś brakuje mi tu tego co wielu wydaje się najważniejsze – lustracji…
- To zadanie IPN – owi narzucono ustawą z 2006, której celem jest weryfikacja prawdziwości złożonych oświadczeń lustracyjnych przez osoby pełniące funkcje publiczne, przygotowywanie postępowań lustracyjnych oraz przygotowanie i publikowanie katalogów zawierających dane osobowe: pracowników, funkcjonariuszy i żołnierzy organów bezpieczeństwa państwa; osób rozpracowywanych przez organy bezpieczeństwa państwa PRL; osób zajmujących kierownicze stanowiska partyjne i państwowych w PRL. Obecnie mamy za zadanie analizowanie przede wszystkim deklaracji lustracyjnych kandydatów na funkcjonariuszy publicznych wszystkich szczebli. Oczywiście działania te podlegają ustawodawstwu. Nie możemy, więc działać samowolnie. Sama jednak lustracja to jakby margines naszej działalności. Bo ważniejsze wydają się cele naukowe. Choć tymże działaniem naukowym jest także analiza dokumentów historycznych pod kątem czy jakaś osoba publiczna, nawet jeśli formalnie nie podlega lustracji, była kiedyś współpracownikiem tajnych służb PRL. To się odbywa często nie w wyniku pracy naszych pracowników, lecz na zasadzie wolnego dostępu do zasobów archiwalnych IPN jaki mają naukowcy i dziennikarze. Pamiętajmy jednak, że Instytut gromadzi z urzędu wszelkie archiwalia, kiedyś wyprodukowane przede wszystkim przez Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i jego agendy. Wiele z tych dokumentów jest całkiem banalnych. Ja całkiem niedawno, podczas opracowywania dokumentów, zetknąłem się choćby z protokołami wykorzystania psa służbowego w jednym z olsztyńskich zakładów karnych. Takich dokumentów jest wiele. Po wielokroć więcej, niźli teczek z groźnymi, tajnymi współpracownikami SB czy też wcześniej UB. Wszystkie zbiorcze raporty pisane przez funkcjonariuszy tajnych służb niekoniecznie grzeszą też obiektywizmem. Bo przecież to było i jest typowe dla każdej instytucji (niekoniecznie tajnych policji) wykazywanie konieczność użyteczności, a także konieczności rozszerzenia swoich działań. A raz wprawiony w ruch mechanizm trudno jest zatrzymać. Ot, choćby już po czerwcu 1989, SB śledziła ówczesnych, wywodzących się z opozycji, parlamentarzystów. Bo przecież kiedyś tam przyszło polecenie, „śledzić”, a potem nie przyszło polecenie „zakończyć inwigilację”. A funkcjonariusze, choć czynili to już bez przekonania (wykazuje to lektura dokumentów), to nadal swoją działalność prowadzili.
Jak te wszystkie powyższe przykłady wyglądają na lokalnym, olsztyńskim gruncie.
W Olsztynie funkcjonuje delegatura IPN, podległa oddziałowi w Białymstoku. Ma to związek z zasadą (zatwierdzoną przez sejm), że oddziały są lokowane w ośrodkach działania sądów apelacyjnych. A takowego w Olsztynie nie ma. Olsztyńska delegatura IPN obejmuje swoim działaniem tylko część województwa, zgodnie z jurysdykcją sądu apelacyjnego z Białegostoku. Choć te podziały nie zawsze są absolutnie jednoznaczne. Przykładowo, wiele z dokumentów dotyczących najnowszej historii Braniewa znajduje się u nas, a nie w Gdańsku, choć jednocześnie Braniewo podlega pod sąd apelacyjny z Trójmiasta. Trudno zaś znaleźć czasami wspólny mianownik dla badań historycznych regionu olsztyńskiego i białostockiego. Województwa te mają, bowiem za sobą różną historię.
Jakie podstawowe kierunki badań IPN prowadzi w Olsztynie.
- Tu pracuje tylko trzech pracowników naukowych. Trudno więc objąć badaniami jakiś wielki obszar czy moc zagadnień. Staramy się jednak położyć największy nacisk na historię powojenną – lata czterdzieste i pięćdziesiąte. M. in. na etapie końcowym jest praca o Polskiej Partii Robotniczej na Warmii i Mazurach, pokazująca nie tylko skład personalny partii komunistycznej, ale i mechanizmy jej działania w regionie (Dominik Krysiak). Powstaje też praca na temat Jakuba Prawina, pełnomocnika rządu na Okręg Mazurski w latach 1945–1946 (Renata Gieszczyńska). Ważnym wydawnictwem jest teka edukacyjna, przeznaczona zarówno dla nauczycieli jak i uczniów „Warmia i Mazury w latach 1945-1950” (Dominik Krysiak) Pracownicy delegatury wydali pozycję pod tytułem „Twarze olsztyńskiej bezpieki”, gdzie prócz nazwisk i fotografii funkcjonariuszy (od roku 1945 do 1989) zaprezentowano strukturę działania komunistycznych organów bezpieczeństwa (pod red. Piotra Kardeli). Prócz lat czterdziestych i pięćdziesiątych, obecnie duży nacisk kładziemy na opracowania naukowe z okresu solidarnościowego czyli całe lata osiemdziesiąte XX wieku. W naszym zespole powstało na ten temat już sporo prac, głównie autorstwa Renaty Gieszczyńskiej. Przede wszystkim były tu ważne dwa okresy – powstanie „Solidarności” i jej działanie w latach 1980 – 1981 oraz okres tuż przed wyborami roku 1989. Jednym z naszych tytułów jest choćby analiza regionalnej prasy związkowej (pod red. dr. Piotra Kardeli i Pawła Warota, oraz osobne opracowanie Dominika Krysiaka). Zajmowaliśmy się także problematyką ponadregionalną – polską emigracją powojenną w USA (dr Piotr Kardela). To wkład pracownika delegatury ogólnopolskie badania tego tematu. Na przyszłość ważne wydają się badania dotyczące mniejszości narodowych na Warmii i Mazurach. Tu chodzi o Niemców i Ukraińców oraz działania przeciw nim kreowane przez „bezpiekę”.
Jak wielka była penetracja przez służby społeczeństwa w naszym regionie. Ciekawe wydaje się unaocznienie skali agenturyzacji regionalnych władz „Solidarności” na początku lat osiemdziesiątych.
- „Solidarność” była mocno spenetrowana przez SB. Nie miało to jednak jakiegoś wpływu na konkretne decyzje władz związkowych. A z rozmów z kolegami, z innych ośrodków i z prac tam opublikowanych wiemy, że stopień penetracji nie był większy od tego zauważanego w innych regionach. Podobnie było też z wielkością agentury w innych okresach. Nie odbiegała ona od „standardów” ogólnopolskich. Najbardziej rozwinięta była penetracja społeczeństwa w latach stalinowskich. Wtedy „bezpieczeństwo” starało się mieć swoich ludzi dosłownie wszędzie. W następnych 20 latach agentura była już zdecydowanie mniejsza. Ponowny skok ilości tajnych współpracowników miał miejsce dopiero w okresie solidarnościowym. Przez cały okres funkcjonowania PRL bardzo uważnie starano się obserwować osoby wyjeżdżające na Zachód. Często warunkowano danie paszportu podpisaniem zobowiązania do współpracy. Starano się też rejestrować ludzi, nawet potencjalnie (z punktu widzenia ówczesnych władz), niebezpiecznych dla systemu władzy. Tym sposobem na listy rozpracowywanych dostawali się, prawie z urzędu, byli żołnierze Armii Krajowej. Ponadto SB starała się prewencyjnie infiltrować każdy akt samoorganizacji społecznej. Nawet, jeśli było to organizacje absolutnie oficjalne. Z tego bowiem byli rozliczani. Raporty zaś oficerów z takich niewinnych organizacji wiały grozą antyustrojową. Funkcjonariusze ciągle bowiem byli pod presją wynajdywania nawet hipotetycznego zagrożenia „ludowego” państwa. Lepiej było więc w raporcie coś wyolbrzymić niźli zlekceważyć. Potem te raporty pojedyncze były przesyłane wyżej na zasadzie raportu zbiorczego. I tam dopiero widzimy manipulację. Bo często wyżsi funkcjonariusze pisząc do Warszawy uogólniali nawet błahe, jednostkowe wydarzenia. W wielu przypadkach wiarygodność takich raportów bywa dość wątpliwa. Pisano je, bowiem wedle jakiegoś schematu. Zresztą dużo zależało od czasu w którym powstawały i poziomu intelektualnego danego pracownika służb specjalnych.
Osią działania „bezpieki” byli tajni współpracownicy.
- Oni byli bardzo różni. Jedni współpracowali z wyraźną niechęcią, a inni wręcz sami zabiegali o kontakt z osobą prowadzącą. To wynika z uważnej analizy raportów oficerów prowadzących. A każdy donos mógł się bardzo źle skończyć dla osoby oskarżanej o jakąkolwiek nieprawomyślność. W latach stalinowskich to mogło być więzienie, nawet za „posiadanie wiersza antypaństwowego”, a później standardem była obserwacja takiej osoby, „rozmowy dyscyplinujące”, utrudnianie awansów zawodowych. Były też wyroki śmierci, w latach czterdziestych za posiadanie broni. Wcale nie chodzi tu o jakąś działalność partyzancką. Wystarczyło znalezienie „obżyna”, służącego do nielegalnych polowań. Sądy w takich przypadkach, szczególnie bezlitosne były wobec autochtonicznej ludności niemieckiej. W latach 1945 – 1955 tylko Wojskowy Sąd Rejonowy w Olsztynie, zajmujący się głównie sprawami uznanymi wtedy za „polityczne” orzekł ponad sześćdziesiąt wyroków śmierci na mieszkańcach województwa, z których część wykonano.
Czy w latach czterdziestych społeczeństwo regionu tworzyło jakieś organizacje antypaństwowe, czy też bardziej były to imaginacje UB.
- Pracę na ten temat napisał dr Waldemar Brenda z Pisza. U nas zorganizowane podziemie było reprezentowane głownie przez oddziały przechodzące przez region. Tak było choćby z oddziałem majora Łupaszki. Na Warmii i Mazurach praktycznie nie było podziemnych oddziałów partyzanckich wywodzących się stąd i tu działających. To był skutek zerwania jakichkolwiek więzi społecznych, w wyniku masowych powojennych przesiedleń. Często jednak raporty w tej sprawie nie są jednoznaczne. To znaczy czytamy, że jakaś banda napadła na posterunek milicji. A potem nie ma żadnych innych informacji o działalności tej grupy. Zawsze w takim przypadku nasuwa się myśl, czy mogła być także zwykła banda rabunkowa, których było akurat w naszym regionie wcale nie tak mało. Czasami w raporcie miga informacja, że jakiejś niegodziwości dopuścił się oddział dezerterów Armii Radzieckiej. Ale i wtedy wcale nie ma pewności czy to byli dezerterzy, czy też zdemoralizowany oddział „oficjalny”.
Czy z dokumentów wynika, jak duża, w latach czterdziestych, była skala przestępstw, wojsk sowieckich, ciągle jeszcze obecnych na pograniczu.
- To dotyczy przede wszystkim lat 1945 – 1947. Z dokumentów wynikało, że bardzo często dochodziło do rabunków, gwałtów, morderstw dokonywanych przez żołnierzy sowieckich. Oczywiście w dokumentach brak jakichś zestawień tychże wydarzeń, ale można na opisy takich zdarzeń bardzo często trafić w pojedynczych raportach.
Elementem życia powojennego jest działalność Polskiego Stronnictwa Ludowego.
- Ten temat mamy opracowany bardzo dobrze. O PSL pracę napisał, także na podstawie dokumentów obecnie przechowywanych w IPN, prof. Bohdan Łukaszewicz. W jego książce widać najważniejsze problemy przed jakimi stała partia opozycyjna, w czasach wczesnego stalinizmu. Nawet ukazana jest tam skala penetracji ogniw partyjnych w regionie, przez agenturę. Wszystkie siły „bezpieczeństwa” zostały wtedy rzucone dla zmiażdżenia opozycjonistów. Aresztowania aktywistów ludowych, pod byle pozorem, było wtedy normą. Z całą otwartością zostało to pokazane w dostępnych u nas dokumentach.
Jakie były główne kierunki działania służb na terenie województwa olsztyńskiego już po okresie stalinowskim.
- To przede wszystkim była inwigilacja mniejszości narodowych, głównie niemieckiej i ukraińskiej. Drugim kierunkiem była infiltracja Kościoła katolickiego. Bo wyznania niekatolickie były już wcześniej częściowo zinfiltrowane przez UB i SB. Fragmentem paranoi ogólnopolskiej było zaś zaciekłe śledzenie dyplomatów z krajów zachodnich. A wielu z nich przyjeżdżało do naszego regionu na polowania czy też nad jeziora. W latach siedemdziesiątych przybył jeszcze jeden kierunek zainteresowań SB. W tym czasie coraz częściej przyjeżdżały tu wycieczki nostalgiczne Niemców. Każda więc miała swojego opiekuna, który sprawdzał, czy w zachowaniu tych osób nie widać jakiegoś przejawu tzw. rewizjonizmu. Kolejnym tematem „badawczym” służb była największa wtedy inwestycja, a potem fabryka w regionie, Olsztyńskie Zakłady Opon Samochodowych. Badanie nastrojów wielkoprzemysłowej klasy robotniczej było obsesją władz i działających w ich imieniu służb. Podobnie zresztą podchodzono do infiltracji świata naukowego oraz studentów z ówczesnej ART oraz WSP. Żadnych spektakularnych wyników swoich działań SB jednak w tamtym czasie nie przedstawiała. Znaczyło to tyle, że Olsztyn to w istocie rzeczy peryferia jakiejkolwiek demonstrowanej wówczas działalności opozycyjnej. Choć były też sprawy pomniejszej wagi, których nie nagłaśniano zbytnio. Spotkałem niedawno, w Niemczech, mężczyznę, który w roku 1967 dostał wyrok dwóch lata więzienia za publiczne mówienie po niemiecku. Wyrok brzmiał „za propagowanie rewizjonizmu”. Jedną zaś z obsesji UB, a potem SB byli Świadkowie Jehowy. Była to przecież organizacja sprawnie działająca, całkowicie niezależna od państwa i na dodatek współpracująca z USA. W roku 1950 zapadła decyzja o konieczności zniszczenia tej grupy. Aresztowano w całej Polsce ponad trzy tysiące religijnych aktywistów. Formalnie wtedy rozwiązano to wyznanie. Zeszło więc do podziemia. Represje bardzo ostre (nawet 25 lat więzienia dla jednego z czołowych organizatorów wyznania w Polsce) nie złamały jednak ducha Świadków. Represje trwały aż do lat siedemdziesiątych. Dopiero w czasach gierkowskich świadkowie Jehowy zaczęli być tolerowani.
Gdy rządzący komuniści podpisywali umowy ze strajkującymi w roku 1980 w Gdańsku, Szczecinie, Jastrzębiu, milcząco zakładano, że uda się następstwa tych umów (przede wszystkim organizację nowych, niezależnych od władz, związków zawodowych) skanalizować tylko w tych strajkujących najgoręcej okręgach…Jak więc próbowano przeciwdziałać powstawaniu ogniw „Solidarności” w Olsztynie i województwie.
- Jak niosła wieść gminna, Edmund Wojnowski, I Sekretarz KW PZPR miał się wtedy wypowiedzieć, że prędzej mu kaktus wyrośnie na dłoni, niż w Olsztynie powstanie Solidarność. To były jednak tylko pobożne życzenia. Nastroje opozycyjne wobec PZPR ogarnęły także i Olsztyn.
Kim byli, tak wtedy liczni, tajni współpracownicy PRL – owskich służb. Dlaczego podejmowali współpracę.
- Każda historia jest inna. Dla jednych to był życiowy dramat, dla innych jakaś próba gry, jeszcze dla innych dorabianie do pensji i pomaganie sobie w karierze zawodowej. Czasami bardzo ważna była próżność i pewne poczucie bezkarności. Sam widziałem w raportach jak to jeden z księży dostał na 25 – lecie współpracy prezent w postaci… kryształowego wazonu. Inny współpracownik zadowolił się kilogramem, racjonowanego wtedy, mięsa wołowego. W przypadku rozpracowywania mniejszości niemieckiej lub ukraińskiej używano argumentów patriotycznych, byle tylko przekonać współpracownika do spotkań i donosów. A że granica pomiędzy agentem niemieckim (najczęściej wyimaginowanym) a kolegą, który po prostu utrzymywał kontakt z rodziną w Niemczech, była płynna, zaczynało się to od kwestii wzniosłych (walka z niemczyzną), a kończyło na prymitywnym donosicielstwie.
Jakby więc nie patrzeć, IPN jest bardzo często taką stajnią Augiasza. Czyścicie brudy, o których wiele osób chciałoby zapomnieć.
- Jeśli już nawet tak się dzieje, robimy to dla prawdy historycznej. Z jednej strony nie powinniśmy się takimi rzeczami ekscytować, z drugiej, skoro miały miejsce, trudno je pominąć. Ale należy pamiętać, że były one częścią większych procesów, nie istniały samoistnie. Współtworzyły ówczesną rzeczywistość.
Dziękuję za rozmowę.
Z doktorem habilitowanym, Grzegorzem Jasińskim, naczelnikiem olsztyńskiej Delegatury Instytutu Pamięci Narodowej, rozmawiał Krzysztof Szczepanik
Komentarze (1)
Dodaj swój komentarz