Senat wśród wielu swoich zadań ma także prowadzić politykę zbliżania Polonii i Polaków zza granicy do starego kraju. Jak pan to widzi? - pytanie kieruję do J. Słomy.
- Podstawą musi być pomaganie Polakom zza wschodniej granicy. Bo tam najbardziej rzuca się w oczy bieda naszych rodaków, ograniczanie szkolnictwa w języku polskim… Trzeba tamtejszym Polakom pomagać w utrzymaniu polskości. Niezbędne jest też promowanie rodzinnych powrotów do macierzy. Co jest związane choćby z rozszerzaniem możliwości uzyskania Karty Polaka. Rządzące obecnie Prawo i Sprawiedliwość tę możliwość mocno ograniczyło. Mimo szermowania hasłem pomocy dla Polaków na terenach posowieckich. Obawiam się jednak, że Senat RP następnej kadencji będzie się musiał przede wszystkim zająć naprawą demokracji zepsutej przez czteroletnie rządy PiS. Oczywiście zakładając, że koalicyjne ugrupowania uzyskają większość w tej izbie.
Wielu Polaków przy takiej wypowiedzi krzywi się. Twierdzą, że tylko walka z PiS wam w głowie.
- Nie tyle walka z PiS, co przywrócenie norm demokratycznego państwa. Jeśli by nasi przeciwnicy polityczni wygrali wybory to obawiam się, że wszelkie obecne patologie tylko się pogłębią. A mamy obecnie do czynienia z hybrydowym, pełzającym, konstytucyjnym zamachem stanu. Notorycznym łamaniem konstytucji, zawłaszczaniem kolejnych instytucji państwa. W tym kontekście senat odzyskuje wręcz fundamentalne znaczenie. Bo to może być główne pole do powstrzymania autokratycznych zapędów obecnie rządzących. Mając świadomość tych wszystkich uwarunkowań zdecydowałem się kandydować właśnie do wyższej izby naszego parlamentu. To jest wypadkowa mojej drogi życiowej. Od roku 1979 jestem aktywny politycznie. Zaczynałem to zaangażowanie jeszcze na studiach, w Gdańsku. Czuję się jednym ze spadkobierców tej historycznej „Solidarności”, z którą obecny związek, pod tą nazwą, wedle mnie, nie ma nic wspólnego. Gdyby nam się nie udało teraz zatrzymać tego pełzającego zamachu stanu, to mogą być to ostatnie, na długie lata, wolne wybory w Polsce. Aktualna władza stosuje zasady tak zwanej suwerennej demokracji, w konflikcie z wartościami uznawanymi w Unii Europejskiej, jako wartość nadrzędna. Jak bardzo to przypomina styl rządów Putina! My się do tego modelu niebezpiecznie się zbliżamy. Media publiczne, wiele instytucji państwa, pracują na rzecz jednej partii. Jeśli więc PiS wygra te wybory to groźnie wyglądające zapowiedzi staną się rzeczywistością.
O jakich zapowiedziach pan myśli?
- Totalne przejęcie sądów i całego wymiaru sprawiedliwości, tak zwana repolonizacja mediów… Prawo zaś musi być ponad władzą, a nie na jej usługi.
Dlaczego jest pan przeciw większemu udziałowi polskiego kapitału w mediach?
- Bo to nie tyle polski kapitał co państwowe spółki wykupywałyby (obowiązkowo, wedle ustawy!) te media. Czyli de facto byśmy mieli do czynienia nie z repolonizacją tylko z upaństwowieniem, czyli podporządkowaniem PiS-owi. Ze wszystkimi tego skutkami. Łącznie z dalszą brutalizacją języka wobec przeciwników.
Tu zdaje się żadna ze stron nie jest sobie nawzajem dłużna…
- Nikt tak jak Jarosław Kaczyński nie zatruł języka debaty publicznej jadem nienawiści. Nikt tak jak on nie podzielił Polaków, na dwa zwaśnione obozy. Przypominam o „komunistach i złodziejach”, o „mordach zdradzieckich” itd. Trudno byśmy nad takim stylem „dyskusji” przechodzili do porządku dziennego. I to wszystko przy okazji permanentnego łamania konstytucji. Bez sprawnych i niezależnych instytucji kontrolnych mamy zaś co najwyżej surogat państwa demokratycznego. My więc musimy się postawić w pozycji tych, którzy bronią litery i zasad zawartych w konstytucji. Ten zaś kto walczy z konstytucją sytuuje się w obozie zdrady narodowej, co było zapoczątkowane w Targowicy.
Czy nie jest naganne odwoływanie się ze skargami do instytucji europejskich co czynili wasi europarlamentarzyści.
- Instytucje unijne stanowią integralną część polskiego systemu prawnego. Chronią nasze prawa i wolności. Czego widomym dowodem jest ostatni wyrok Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie „frankowiczów. Ponadto przypominam, że Komisję Wenecką ściągnął do Polski niejaki Witold Waszczykowski. Wtedy jeszcze szef MSZ. Warto sobie także odtworzyć wystąpienia europarlamentarzystów PiS, którzy w Brukseli, w roku 2014, ogłaszali publicznie, iż ówczesne wybory samorządowe w Polsce zostały sfałszowane. Obecnie więc senat (w przypadku uzyskania przez PiS większości w Sejmie) może położyć tamę tym wszystkim wynaturzeniom. Senat, w którym mamy szansę, jako zjednoczona opozycja, uzyskać większość. Ten organ przedstawicielski byłby więc takim swoistym przyczółkiem odnowy demokracji w latach następnych.
Wytacza pan ciężkie działa wobec obecnie rządzących. Z czego wypływa taki, a nie inny sposób rządzenia obecnej koalicji?
- Czołówka partii rządzącej to ludzie tkwiący w PRL, o mentalności szatniarza z filmu Barei – „Miś”. Dla nich demokracja ma oznaczać, że „teraz rządzimy my”. Rzeczywistość unijna jest dla nich obca. Oni ciągle operują, we wspomnieniach lub przekazach, z tamtej, dawno minionej rzeczywistości. Dla nich odniesieniem jest późny Gomułka lub wczesny Gierek. Ponadto jest tam jeszcze cała masa karierowiczów owładniętych myślą: teraz, albo nigdy.
Załóżmy, że władzę przejmie obecna opozycja. Pewnie znów telewizja publiczna będzie chwalić aktualnie rządzących, a ganić opozycję.
- Tak nie było w trakcie naszych rządów. Potrafiliśmy uszanować niezależność telewizji publicznej. I nie widzę obaw, że stałoby się inaczej po naszym ewentualnym zwycięstwie w obecnych wyborach.
Prócz spraw wielkich w parlamencie również rozstrzygane są sprawy bardziej przyziemne..
- Wyrosłem jako polityk z samorządu i na tym chciałbym, w razie wygranej w wyborach, skupić swoją uwagę. Tak by samorząd był prawdziwym samorządem, z prawem do własnych dochodów i do wydatków. Teraz jest to mocno ograniczane przy pomocy wrzucania samorządowi nowych zadań bez przekazywania środków.
Czy taka polityka rządzących jest groźna dla samorządu?
- Oczywiście. PiS jest partią antysamorządową. Jest wrogiem Polski lokalnej, nad którą nie ma wymarzonej ciągłej kontroli. Praktyka wykazuje, że ich rzeczywistym planem jest ograniczenie władzy samorządów. W tej wizji idealnym rozwiązaniem byłoby zastąpienie wyboru społecznego, wójtów, burmistrzów, prezydentów, a nawet marszałka, decyzją wojewody czy wręcz premiera. W przypadku więc wygrania wyborów przez PiS za kilka lat samorząd w obecnej postaci zostanie zlikwidowany. A przecież sukces samorządów w Polsce to właśnie ich samodzielność i bezpośredni kontakt z wyborcą. Trzeba tego bronić. Tak by w Warszawie być partnerem, a nie petentem.
Dziękuję za rozmowę.
Krzysztof Szczepanik
Komentarze (4)
Dodaj swój komentarz