Wczoraj poruszyliśmy na naszym portalu temat ostrej kampanii wyborczej w Mikołajkach. Jak Pani się odnajduje w tak twardej wyborczej walce?
Wioleta Kuzyk, kandydatka na burmistrza Mikołajek: - Świetnie, że pochyliliście się nad sprawą. Kampania faktycznie jest bezpardonowa, bardzo mocno odczuwam to na własnej skórze. Obecny burmistrz rządzi od 23 lat, wyraźnie czuć strach w jego obozie, że to może być koniec, że pewna epoka się kończy dla tych ludzi. Moje plakaty są zrywane przez nieznanych sprawców, pojawiły się wulgarne hasła pod moim adresem, co odnotowaliście i za co dziękuję. Sytuacja faktycznie jest bardzo napięta. Przez kilka tygodni w czasie kampanii jeździł za mną samochód, czarny lexus na tablicach z naszego powiatu. Stawał pod moim domem, poruszał się za mną po całej gminie. Gdziekolwiek się przemieszczałam, on jechał za mną. Muszę przyznać, że pierwszy raz w życiu poczułam się fizycznie zagrożona jako kobieta i matka.
Zgłosiła to Pani na policję?
- Oczywiście. Poszłam na komisariat i przekazałam zdjęcie tego auta. Nie uwierzy Pan, co usłyszałam? Policjanci na komendzie sprawdzili numery i powiedzieli mi, że, jeśli to faktycznie ten samochód mnie śledzi, to nic mi nie grozi. W pisemnej odpowiedzi na zgłoszenie policja przekazała mi z kolei, że „informacja dotycząca wskazanego pojazdu jest wykorzystywana w ramach służby celem przeciwdziałania popełnianiu przestępstw i wykroczeń na terenie miasta i gminy Mikołajki”
Jak to rozumieć?
- Na komendzie dano mi jasno do zrozumienia, że to prywatny samochód jednego z policjantów! To niebywałe! Mieszkamy w Unii Europejskiej, w demokratycznym państwie a w czasie kampanii za opozycyjną kandydatką na burmistrza jeździ policjant swoim cywilnym autem. Po co? Kto to zlecił? Komu zależy, żeby wiedzieć, co robię, gdzie jeżdżę i z kim się spotykam? Kto się mnie obawia?
Co Pani sugeruje?
- Zostawię czytelników z tymi pytaniami, niech każdy sam sobie na nie odpowie. W każdym razie są to dla mnie metody nieakceptowalne i nieprzystające do uczciwej, merytorycznej kampanii, którą prowadzę. Trudno mi sobie wyobrazić bardziej nieczystą zagrywkę.
Zamierza Pani podjąć jakieś działania w tej sprawie?
- Zajmę się tym już po wyborach, teraz szkoda mi na to czasu. Wybory tuż-tuż, teraz najważniejsze są spotkania z mieszkańcami, wsłuchiwanie się w ich potrzeby i pomysły. Podczas tych rozmów czuć, że ludzie są zmęczeni obecną władzą w gminie, chcą zmiany władzy.
W naszym tekście poruszyliśmy też temat anonimowych banerów dotyczących sprawy nabrzeża, która wzbudziła duże emocje na finiszu kampanii.
- Potwierdzam, że kwestia naszej promenady zbulwersowała mieszkańców. Słyszę pytania w tej sprawie na prawie każdym spotkaniu. Miasto traci na tej umowie grube miliony. Przypomnijmy: chodzi o dzierżawę najbardziej atrakcyjnej części portu w Mikołajkach, na 15 lat, bez przetargu i za drobne. Dzierżawca jest nieprzypadkowy, to sąsiad burmistrza i jego znajomy.
W naszym tekście napisaliśmy, że osoby i firmy, które wybudowały pomosty na podstawie pozwoleń wodno-prawnych, mają prawo korzystania z nabrzeża bez umowy z gminą, a kwota 18 tys. zł rocznie (czyli 1,5 tys. miesięcznie) nie jest opłatą za dzierżawę, ale opłatą dobrowolną ustaloną na mocy porozumienia z magistratem.
- Panie redaktorze, tu muszę akurat sprostować. Dokumenty w tej sprawie są jawne i jednoznacznie mówią o dzierżawie terenu: mamy uchwałę rady gminy z listopada zeszłego i wykaz nieruchomości przeznaczonych do wydzierżawienia bez przetargu podpisany w styczniu przez burmistrza. W obu miejscach jest mowa o dzierżawie, to określenie pada tam dosłownie 15 razy. W tej sprawie naprawdę nie ma sporu, zresztą oba dokumenty można znaleźć na stronie urzędu gminy, mieszkańcy Mikołajek je znają.
Wróćmy do sprawy banerów. Były wymierzone w burmistrza.
- Widziałam i banery, i reakcję burmistrza, który najwyraźniej poczuł się nimi dotknięty. Ja tu nie zamierzam występować w roli adwokata osób, które to wywiesiły, zresztą nie mam pojęcia, kto to był, ale też nie odwracajmy kota ogonem. Te banery nie były obraźliwe a informacje na nich umieszczone były prawdziwe: „1 562 zł miesięcznie. Za tyle burmistrz oddał na 15 lat nabrzeże znajomemu”. Co tu jest kłamstwem? Nic. Dlatego zamiast się oburzać burmistrz powinien rzetelnie wytłumaczyć się z tej sprawy. Ta afera bulwersuje mieszkańców. Codziennie słyszę od ludzi pytania, dlaczego gmina nie zarabia milionów na swoich najcenniejszych działkach, oddaje je za drobne i czy da się coś z tym zrobić.
No, właśnie. Czy Pani zamierza podjąć jakieś kroki w tej sprawie?
- Oczywiście, nawet już to zrobiłam. Skierowałam wniosek do wojewody o zaskarżenie uchwały rady gminy w sprawie bezprzetargowej dzierżawy tej części promenady. Nie dość, że warunki tej dzierżawy są skrajnie niekorzystne dla gminy, to jeszcze przed głosowaniem nad tą uchwałą burmistrz wprowadził radnych w błąd. Otóż, sąsiad burmistrza dzierżawi nabrzeże od 2011 roku. Tyle że poprzednia umowa dotyczyła krótszego odcinka promenady niż odcinek, na którego wydzierżawienie w listopadzie 2023 r. zgodziła się rada pomimo sprzeciwu 4 opozycyjnych radnych, w tym mnie. Podczas dyskusji na listopadowej sesji burmistrz nie zająknął się ani słowem, że przedmiot dzierżawy uległ powiększeniu. W latach 2014-2023 była to część działki nr 424/3, a teraz mają do tego dojść części dwóch kolejnych działek: 204 oraz 427/15. Wynika z tego czarno na białym, że radni zostali wprowadzeni w błąd.
* * *
Czytaj również: Ciemna strona kampanii samorządowych. ‘’Wielka polityka’’ w małej gminie
Komentarze (10)
Dodaj swój komentarz