Pierwszy od lat reprezentuje kraj w najważniejszych imprezach i cały czas pamiętamy jego wspaniały bieg po medal dla polskiej sztafety w Osace. Był to występ tak sugestywny, że przeszedł do historii i dobrze, bo Kacper po wielu tłustych latach powoli schodzi z areny, choć cały czas mamy nadzieję, że nie powiedział ostatniego słowa. Karol z kolei jest wielką nadzieją nie tylko olsztyńskiej, ale polskiej „królowej”. Swój talent ujawnił w imprezach młodzieżowych najwyższej rangi i ten czas wykorzystał znakomicie, choć mógł osiągnąć jeszcze więcej.
Karol wszedł jednak w dorosły świat sportu, którym rządzą inne , znacznie surowsze prawa, a tym samym większe wymagania. Bezkonkurencyjny w kraju Zalewski, będąc z roku na rok podwójnym mistrzem Polski na krótkich dystansach, podejmuje próbę by zaistnieć na europejskiej arenie. Nie będzie to łatwe. Młody sprinter nie skażony jeszcze nadludzkim treningiem siłowym musi zmierzyć się z prawdziwymi gladiatorami, często czarnoskórymi, których uwarunkowania genetyczne dają już przed startem dużą przewagę. Czy może temu przeciwstawić się naturalny talent rodem z Reszla?
Myślę, że podczas Mistrzostw Europy w Zurichu uzyskamy odpowiedź na kilka pytań dotyczących przyszłości Karola. Pobiegnie na swoim koronnym (na razie) dystansie 200 metrów i obowiązkowo w sztafecie 4 razy 100 metrów, czyli zaliczy program, który realizował do tej pory.
Od wyników zależeć będzie jak szybko sprinter AZS UWM zdecyduje się przedłużyć dystans do 400 metrów, bo w tej konkurencji fachowcy widzą jego przyszłość. Jest to tylko kwestia czasu, bowiem najkrótsze dystanse zdominowali wspomniani, trochę przyszywani Brytyjczycy i Francuzi, także coraz częściej naturalizowani reprezentanci innych krajów Europy. Bieg na jedno okrążenie, to jednak zupełnie inna bajka. Krótka, historyczna analiza świadczy o dużych możliwościach rdzennych mieszkańców Starego Kontynentu, w tym Karola Zalewskiego, dla którego ten dystans jakby został stworzony.
Olsztyński lekkoatleta ma już za sobą pierwszą przymiarkę. W Kopenhadze przebiegł 400 metrów w 46.05, co przyjęto z entuzjazmem, a mnie osobiście ten wynik nie powalił z nóg. Spodziewałem się lepszego, bo jestem prawie przekonany, że Karol jest w stanie regularnie biegać poniżej 45 sekund, co jest przepustką nie tylko do europejskiej, ale i światowej czołówki. Wierzę w niego, bo dotychczasowa współpraca z trenerami Bronisławą Ludwichowską (ona go odkryła) i Zbigniewem Ludwichowskim (wprowadził go na lekkoatletyczne salony) daje nadzwyczajne efekty.
Te 46.05 chodzi mi po głowie i staram się znaleźć okoliczności łagodzące. Wydaje mi się, że termin tej próby nie był sprzyjający, by pójść na całość. Mimo wszystko perspektywa startu w Zurichu była elementem swoistej asekuracji, a i szczyt formy powinien przyjść nieco później.
Cieszmy się, że w ogóle mamy takie dylematy, bowiem mało u nas sportowców z podobnym potencjałem, którzy mogą stać się olsztyńskimi akcentami w Rio do Janeiro (2016). Akcentami? Mało powiedziane. Tak brakuje nam olimpijskich sukcesów, dlatego każdą szansę trzeba pielęgnować.
Mam nadzieję, że są tego świadomi ludzie odpowiedzialni za sport w mieście, choć często mam co do tego wątpliwości, kiedy rozdają duże pieniądze na przeciętnych kopaczy lub organizację imprez, które stają się organizacyjnymi bublami.
Marek Dabkus (wama-sport.pl)
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz