Internetową petycję w obronie Moniki podpisało już ponad 1500 osób.
Jak można mającego serce do zwierząt i mogącego pochwalić się efektami dobrej pracy kierownika schroniska tak po prostu wyrzucić z pracy?
– pytają autorzy petycji.
Rzeczywiście młoda kierowniczka ma się czym pochwalić. Jak opowiada, Stowarzyszenie Na Rzecz Schroniska w Tomarynach, którego jest członkiem, zebrało w ciągu 9 lat ponad 300 tysięcy złotych na wsparcie psów w schronisku. A jest tam na co wydawać pieniądze: – Psiaki potrzebują przecież nie tylko jedzenia i bieżącej opieki. Wiele z nich jest wycieńczonych po tygodniach tułaczki – potrzebują wtedy także interwencji medycznych i to nieraz bardzo poważnych, do operacji ratujących życie włącznie.
Jak relacjonuje Monika, wszystkie te zakupy, operacje itd. są oczywiście dobrze udokumentowane a każda złotówka która wpłynęła ze zbiórek została wydana zgodnie z przeznaczeniem.
Monikę Kuleszę uhonorowano kilkoma liczącymi się wyróżnieniami. Na zdjęciu obok widzimy ją w towarzystwie ś.p. wójta Dywit Daniela Zadwornego oraz przewodniczącego Warmińskiego Związku Gmin Janusza Sypiańskiego kiedy w grudniu 2023 odbierała wyróżnienie za przyznany schronisku w Tomarynach, w konkursie zorganizowanym przez Urząd Marszałkowski, tytuł Przyjaciela Czterech Łap.
Od lewej Janusz Sypiański, Monika Kulesza, śp. Daniel Zadworny
fot. archiwum prywatne
I nagle zmiana nastroju
- W kwietniu 2024 roku przyszły do schroniska dwie dziewczyny z uwiązanym na smyczy psiakiem, którego znalazły dzień wcześniej – opowiada Monika Kulesza. – Czekały już od paru godzin, zanim mogłam je przyjąć a nie mogłam, bo ówczesny sekretarz gminy stwierdził, iż nie wiadomo, czy to na pewno pies z naszej gminy i on zabrania. Przyjęłam zatem proszących o pomoc nie jako kierowniczka schroniska gminnego ale jako sekretarz stowarzyszenia – czyli zwierzak został podopiecznym naszego NGO, a nie urzędników gminy. Czy miałam tego psa wyrzucić z powrotem do lasu?
Jeszcze tutaj wszystko wydawało się być pod kontrolą. Niestety przyszedł Monice do głowy niezbyt rozsądny – a jak się później okazało wręcz samobójczy – pomysł, aby całą tę sytuację opisać na Facebooku schroniska w Tomarynach. Celem tej publikacji było odnalezienie właściciela psa, co się zresztą znakomicie udało. I może nawet wtedy nie byłoby jeszcze całej afery, gdyby nie fakt, iż mieliśmy akurat okres wyborczy.
Opisany w poście Moniki sekretarz gminy kandydował w wyborach i poczuł się „zaatakowany wyborczo”.
– Teraz sytuacja rozwinęła się naprawdę dynamicznie – opowiada Monika Kulesza. – Jeszcze tego samego dnia zadzwonił do mnie pan Sypiański, nakrzyczał na mnie, straszył sądem i stwierdził, iż powinnam była zostawić psa w lesie. A na zakończenie rozmowy kazał następnego dnia złożyć podanie o zwolnienie.
Młoda kierowniczka nie widziała podstaw do takiego posunięcia i poprosiła o możliwość spotkania z zarządem WZG, na którym przedstawi dowody swojej niewinności - faktury za zakup karmy, leczenie weterynaryjne podopiecznych schroniska itp. – Gminy nie miały pieniędzy na pokrycie tych wszystkich wydatków i myśmy naprawdę wspierały pracę schroniska, nie oczekując przecież nic w zamian. Może tylko odrobiny szacunku dla naszej pracy – mówi Monika. – Wielu wolontariuszy nie szczędziło swojego czasu i często dokładało z własnych środków, żeby sfinansować potrzeby schroniska.
Spotkanie z zarządem WZG rzeczywiście się odbyło 21 sierpnia, jednak – jak opowiada Kulesza – wyłącznie pod dyktando niechętnego jej przewodniczącego. Odmówił jej także udziału w Zgromadzeniu Członków WZG w lipcu. Monika pojawiła się tam jednak ze swoim pełnomocnikiem prawnym, któremu nie pozwolono wejść na salę. – Potem pan przewodniczący obrzucił mnie stekiem zarzutów o niegospodarność, defraudację środków i tak dalej. Jednym z zarzutów było, że nasze stowarzyszenie wydawało zebrane przez siebie środki na karmę i leczenie zwierząt, zamiast przekazać je na konto Warmińskiego Związku Gmin.
Jak opowiada Monika, zapytała wtedy rozsierdzonego nie na żarty szefa WZG, jak mógł ją trzymać tyle lat na tym stanowisku i jeszcze nagradzać za dobrą pracę, skoro wiedział o tych jej strasznych oszustwach. I dlaczego teraz co chwila kontroluje stowarzyszenie oraz schronisko – kiedy przez poprzednich 10 lat pokazał się tam tylko kilka razy. – Obecni na spotkaniu wójtowie gmin wchodzących w skład WZG stanęli po mojej stronie. Jednak kiedy chciałam potem porozmawiać o całej sytuacji z panem Sypiańskim, to nie znalazł dla mnie czasu.
Innego zdania na temat tej sprawy jest przewodniczący Warmińskiego Związku Gmin Janusz Sypiański.
– Pomysł pani Moniki Kuleszy, jakoby została zwolniona z pracy „w zemście" za opublikowanie krytyki pod adresem sekretarza gminy to nonsens, chociaż na pewno nie powinna atakować gminy członkowskiej WZG trzy dni przed wyborami - wyjaśnia portalowi olsztyn.com.pl. – Rzeczywiście nie wykonała wtedy polecenia służbowego i mogła oczekiwać za to jakiejś reprymendy, ale przecież nie zwolnienia z pracy. W uzasadnieniu zwolnienia jej z pracy nie ma ani słowa o tej sprawie.
Przewodniczący WZG podkreśla, że chętnie porozmawiałby o tym z nami szerzej, nie bardzo chyba jednak może z uwagi na RODO. – Nie będę się zatem wypowiadał do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez sąd – dodaje. – Po tamtej historii z sekretarzem gminy Jonkowo zacząłem przyglądać się pracy stowarzyszenia i odkryłem nieprawidłowości na styku stowarzyszenie - schronisko. Zawiadomiłem o nich prokuraturę a ta nie oddaliła mojego wniosku, tylko wszczęła postępowanie w sprawie, więc może moje obserwacje nieprawidłowości na podstawie dokumentów znalezionych w schronisku mają jakieś uzasadnienie.
Sypiański nie zgadza się także z zarzutem, jakoby to stowarzyszenie w dużym stopniu finansowało funkcjonowanie schroniska. – Właścicielem schroniska jest Warmiński Związek Gmin i to on finansuje je w 95%. Po to zatrudniamy panią doktor weterynarii, biegłego sądowego, żeby właściwie oceniła każdy przypadek. Stowarzyszenie rzeczywiście dokonało kilku zabiegów bez jej wiedzy i zgody – m.in. zawieźli psa do Gdańska na tomograf – niech to jednak rozstrzygnie teraz sąd.
Jak opowiada przewodniczący Sypiański: – Z daleka wszystko wyglądało dobrze i schronisko funkcjonowało prawidłowo. Kiedy jednak zajrzałem w dokumenty, okazało się, że nie wszystko jest tutaj tak, jak powinno i kwalifikuje się do złożenia zawiadomienia do prokuratury.
Dodaje także, iż podczas spotkania wójtów gmin – członków WZG w Stawigudzie 1 października jego uczestnicy nie mieli już wątpliwości: – Zgodzili się ze mną, że inaczej postąpić nie można było. Nie potwierdza także faktu, jakoby nie znalazł czasu dla pani Moniki: – Ona po prostu nie przyszła do mnie porozmawiać. Na pewno wszystko wyglądałoby wtedy inaczej.
Pełnomocnik procesowy Moniki Kulesz mec. Piotr Afeltowicz ostrożnie waży słowa. – Z relacji pani Moniki wynika, że pracowała wiele lat na rzecz schroniska w Tomarynach z dużym zaangażowaniem, pozyskując m.in. znaczne środki na ten cel. I teraz nie zgadza się z uzasadnieniem zwolnienia jej z pracy przez Warmiński Związek Gmin. Czas pokaże, co zadecyduje sąd. Na pewno sprawa zostanie rzetelnie zweryfikowana.
Komentarze (25)
Dodaj swój komentarz