- Prezes Roman Przedwojski w wywiadzie (dla jednej z lokalnych telewizji - dop. autor) określił mieszkańców-działaczy jako "zadymiarzy". Na zebraniu walnym pojawiło się 116 osób, które mają już tego dość - mówi Marzena Olchowy, przedstawicielka grupy.
Przyczynami konfliktu grupy mieszkańców z zarządem SM "Jaroty" - według tych pierwszych - jest brak jawności dokumentów, nieprzejrzystość rozliczeń, sposób prowadzenia postępowań prokuratorskich i sądowych oraz szykanowanie protestujących w "różnych gazetkach".
- Zgromadzenie zostało odwołane w ostatniej chwili. Prezes boi się stanąć oko w oko z mieszkańcami. Chce liczyć na swoją wygraną, a nie na zmianę zarządu – czego chcą mieszkańcy - dodaje Marzena Olchowa. Więcej o odwołaniu walnego zgromadzenia pisaliśmy w artykule SM Jaroty. Zarząd spółdzielni odwołał walne, na którym miał zostać... odwołany.
- Zarząd SM "Jaroty" popełnił wiele nieprawidłowości. Jedną z nich udało nam się wykryć, udowodnić i sprawę skierować do rozpatrzenia przez odpowiednie organy – informowała pełnomocniczka jednej z mieszkanek, Izabela Radziwiłłowicz. Wykryte nieprawidłowości dotyczyły funduszu świadczeń socjalnych. Zdaniem Radziwiłłowicz, emerytowani pracownicy powinni dostawać dodatki w takiej wysokości, jak nadal pracujący. Zamiast tego otrzymywali... 200 złotych na rok.
- Kontrola przeprowadzona przez Państwowy Inspektorat Pracy potwierdziła nieprawidłowości. Nie było żadnego planu, środki nie były właściwie księgowane ani rozlokowane. Ukarani zostaną prezes Przedwojski i wszystkie osoby, które podpisywały dokumenty związane z funduszem świadczeń socjalnych – wyjaśniała Radziwiłłowicz.
Według protestujących, dokumenty, które obecnie znajdują się za "biurokratyczną barierą" powinny być dostępne w Internecie. Tak, aby każdy z mieszkańców mógł do nich zajrzeć.
Grupa zbulwersowanych mieszkańców jako problem wskazuje także brak komunikacji ze strony spółdzielni.
- Zarząd w ostatniej chwili odwołał spotkanie. W tym czasie kiedy ludzie przyszli na walne zgromadzenie nie pofatygował się do nas nikt z Rady Nadzorczej, ani z zarządu, by powiedzieć, że nie ma walnego. To jest ich więź z mieszkańcami - mówił Andrzej Cieślikowski, mieszkaniec SM "Jaroty", który prowadził odwołane przez spółdzielnie zgromadzenie. - Pan prezes nie odpowiada na zaniesione przeze mnie dokumenty, Rada Nadzorcza również. Zapowiadają tylko, że "może kiedyś się tym zajmą".
Jak deklarują obecni na konferencji prasowej, protokoły z walnego zgromadzenia zostały przekazane w poniedziałek (8 sierpnia). W opinii protestujących zebranie było odwołane nielegalnie. Jeden z organizatorów protestu, działacz Nowej Lewicy Łukasz Michnik poinformował, że sprawa trafi do sądu.
Grupa mieszkańców chce sprawiedliwego traktowania i szukania rozwiązań mających obniżyć koszty.
- Koszty opłat rosną nie tylko w związku z niezależnymi od spółdzielni czynnikami, ale także przez fakt, że SM "Jaroty" zatrudnia zbyt wiele osób. Jedynym działaniem prezesa jest podwyższanie nam opłat, a nie szukanie oszczędności - komentuje Marzena Olchowy.
Zapytani przez portal Olsztyn.com.pl o pomysł senator Lidii Staroń na utworzenie wspólnoty albo podział na mniejsze spółdzielnie, przedstawiciele grupy mieszkańcy odpowiedzieli, że "jest to nie do pomyślenia w obecnych realiach".
Prezes zrzeszającej około 13 tysięcy osób SM "Jaroty" Roman Przedwojski odmówił komentarza w sprawie konferencji prasowej protestujących.
Komentarze (57)
Dodaj swój komentarz