Data dodania: 2006-06-10 00:00
Koniec olsztyńskiej karty turystycznej
Karta miała przyciągnąć do miasta turystów. Ale skorzystali z niej głównie mieszkańcy. Fachowcy od turystyki mówią, że pomysł był dobry, ale został źle zrealizowany.
Rok temu z wielką pompą fetowano premierę karty. Wydawało się, że sukces jest murowany. Urzędnicy Urzędu Miasta mówili, że podobnej nie miało jeszcze żadne miasto - za 30 zł przez 12 miesięcy można było korzystać ze zniżek w restauracjach, muzeach, przychodniach i hotelach, a także jeździć z ulgowymi biletami autobusami miejskimi.
Na początku karta sprzedawała się bardzo dobrze. W ciągu trzech miesięcy sprzedało się 1358 z 4 tys. wydanych egzemplarzy, 1 tys. urzędnicy rozdali za darmo. - Ale przeważnie kupowali ją mieszkańcy Olsztyna i okolicznych miejscowości, którzy pracują w mieście. Niektórzy brali ją nawet na prezenty dla rodziny - mówi Monika Mikulska z Informacji Turystycznej.
Potem było już gorzej. Do dziś rozeszło się 2 tys. sztuk. - Turyści kupowali ją rzadko, jeśli już, to obcokrajowcy - nabyli ją chyba wszyscy zagraniczni wolontariusze, którzy przewinęli się w tym roku przez Olsztyn - mówi Mikulska.
Karta będzie ważna tylko do końca czerwca. W Informacji Turystycznej przy Wysokiej Bramie ludzie zaczęli już pytać o kartę na następny rok. Ale Urząd Miasta już jej nie chce. - Prezydent wycofał się z projektu, gdy okazało się, że kupują ją głównie mieszkańcy Olsztyna - wyjaśniała na posiedzeniu komisji kultury i turystyki Anna Mrówczyńska, szefowa ratuszowego wydziału promocji. - Osobiście jestem zdania, że warto byłoby nadal ją wydawać. To, że korzystają z niej olsztyniacy, znaczy że jest potrzebna. Powinni być traktowani na równi z turystami - podkreśla.
Dlaczego kończąca właśnie swój żywot karta poniosła porażkę? - Niepotrzebnie włączyliśmy do niej zniżki na komunikację miejską. To był błąd, w ten sposób stała się przepustką do tanich przejazdów - przyznaje Wojciech Nowacki, szef działu produkcji w firmie O'mega York z Gdańska, która przygotowała pierwszą olsztyńską kartę turystyczną na zlecenie miasta.
Drugą przyczynę porażki upatruje w tym, że to urzędnicy decydowali, na co i jak wysokie będą zniżki. - Podczas spotkań miałem nawet wątpliwości, czy dobrowolnie biorą w nim udział i czy im na tym zależy. Sugerowaliśmy inne rozwiązania, ale o wszystkim ostatecznie i tak decydował klient, czyli miasto - tłumaczy.
Osoby zajmujące się turystyką, ale spoza ratusza, wiedzą, jakie błędy przy planowaniu karty zostały popełnione. Nie mają też wątpliwości, co trzeba było zrobić, by ich uniknąć. - Przede wszystkim karta powinna obowiązywać nie przez rok, ale kilka dni, za to dawać większe zniżki. Nie oszukujmy się, Olsztyn to miasto tranzytowe, turyści zatrzymują się tu góra na kilka dni. Bezpłatny wstęp na zamek, duża zniżka w teatrze czy restauracji, sałatka gratis w barze, to by ich skusiło - twierdzi Monika Mikulska z IT.
Jest szansa, że te pomysły uda się zrealizować przy następnej karcie turystycznej za rok. Nowacki już o niej myśli, ale nie chce popełnić błędów urzędników z poprzedniego roku. W nowej karcie mają być wysokie zniżki i dodatkowe jednorazowe kupony rabatowe. Na pomoc miejskich urzędników już nie liczy. - Chciałbym jesienią zacząć rozmowy z olsztyńskimi firmami, a nie urzędami - zapowiada. - Chcemy połączyć ten produkt z przewodnikiem. Zamierzamy ująć w nim miejsca jeszcze nieodkryte, wypromować firmy, których nie stać na tradycyjną reklamę. Ma to być oferta ciekawa dla turysty - ze zniżką mógłby kupić bilet do teatru czy muzeum, taniej przenocować w schronisku, ale też skorzystać z ekstremalnego sportu - wyjaśnia.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz