Jak bardzo kryzys i epidemia koronawirusa wpłynęły na funkcjonowanie twojej firmy?
Marek: Nie chcę podejmować pochopnie decyzji. Staram się popełniać jak najmniej błędów. Chociaż mam pewne oszczędności i zaplecze finansowe, to musiałem ciąć koszty, bo obroty mi znacznie spadły, ponieważ ludzie w mniejszym stopniu korzystają z usług. Ale z ludzi nie mogłem zrezygnować. Od wielu lat budowałem firmę, opierałem ją na ludziach. W pierwszej kolejności porozmawiałem ze swoimi pracownikami. Powiedziałem, że w tym momencie wszyscy jedziemy na tym samym wózku i nie ma znaczenia, czy jest się właścicielem firmy czy pracownikiem, sytuacja jest poważna. Wytłumaczyłem im, że będąc przedsiębiorcą, mam problem w ich utrzymaniu, a oni jako pracownicy tą pracę mogą stracić. Musieliśmy znaleźć złoty środek. Poszliśmy na układ. Zrezygnowaliśmy z dodatków i premii. Oprócz tego zmniejszyliśmy etaty dwukrotnie, do pięciu. Muszę im zapewnić i tak jakąś pracę, bo nie chcę wysyłać nikogo na bezpłatne urlopy. Jeżeli ktoś potrzebuje wolnego, to oczywiście umożliwiam mu to.
Co sądzisz o działaniach rządu względem przedsiębiorców?
M.: Państwo nam nigdy nie pomagało i pomagać nie będzie. Nie żądam od państwa, aby umożliwiło mi odroczenie podatków czy VAT-u, jak chcą niektórzy przedsiębiorcy. Pytam się, dlaczego masz nie płacić VAT-u? Skoro świadczysz usługę komuś i klient musi zapłacić VAT, to dlaczego ty masz nie oddawać?
Wydaje mi się, że państwa nie stać na to, żeby sponsorować przestój każdej firmy. Ale kroki i tak nie są wystarczające. Odroczenie ZUS-u to dla mnie śmiech na sali. Każdej firmie robi to dług, bo skąd ten człowiek w lipcu czy sierpniu nagle znajdzie składki przykładowo dla 5 pracowników? Nie dość, że na bieżąco będzie musiał je opłacić, to jeszcze będzie zmuszony odpracować. Moim zdaniem nie powinni robić limitu na pracowników, bo to tworzy sztuczne podziały na firmy, którym rząd chce pomóc i na te, którym nie chce lub nie może.
Działasz na rynku już od blisko 10 lat. Co jest przyczyną zapaści polskich firm?
M.: Kryzys taki, jaki pojawił się teraz, związany z epidemią, taki, którego nikt się nie spodziewał, unaocznił nam, jak wyglądają nasze polskie firmy. Jak one działają. Ludzie na każdą pierdołę biorą kredyty. Chwile popracuje u kogoś, zobaczy ile właściciel zarabia pieniędzy, on też chce tyle. Ale nie ma pieniędzy. Więc bierze kredyt, pożycza od kogoś. A później, po pół roku, gdy pojawia się problem, plajtuje. A prawdziwy przedsiębiorca pracował przez lata, doznał porażek, ale na wszystko zarobił własną pracą, a nie kredytem. Każdy powinien mieć zaplecze minimum na 2 miesiące. Na raty powinniśmy brać coś w momencie, gdy nas na to stać, gdy mamy tyle gotówki. Nieważne czy to komputer czy samochód. W przypadku mieszkania cała kwota może być zbyt duża, ale też trzeba mieć zaplecze finansowe. Bo tylko wtedy możesz przetrwać kryzys w miarę bezpiecznie.
Jak rozporządzenia rządu wpłynęły na twój sklep?
Filip: Działam w branży Fast Moving Consumer Goods (FMCG), czyli sprzedaję produkty szybkozbywalne. Sytuacja, jeżeli chodzi o samą wartość sprzedaży, jest na podobnym poziomie, chociaż wielu mikroprzedsiębiorców narzeka na spadek dziennych odwiedzin w ich sklepach, a zarazem na ilość wydawanych paragonów w porównaniu np. z analogicznym okresem w roku poprzednim. Z drugiej strony niektóre rozporządzenia sprawiły że ludzie w obawie przed koronawirusem częściej wybierają sklepy osiedlowe, w których nie trzeba stać w kolejkach jeszcze przed wejściem do sklepu. Również rozporządzenie mówiące o sprzedaży w godzinach 10-12 jedynie dla seniorów jest bardzo nieprecyzyjne i niestety wprowadza chaos w codziennej działalności.
Zapewnienie rękawiczek jednorazowych jest również problemem dla mniejszych sklepów. O ile większe dyskonty miały sprawdzonych dostawców chociażby tzw. zrywek, czyli jednorazowych rękawiczek, o tyle mniejsze sklepy mają z dostępnością bardzo duży problem. Radzimy sobie przy pomocy dozowników z detergentami, a w skrajnych przypadkach za rękawiczki służą małe woreczki na żywność.
Czy firma musiała zredukować etaty?
F.: Problem redukcji etatów nie dotknął tak bardzo mojej firmy, która działa w handlu artykułami FMCG. Ze względu na to że ludzie szukają miejsc do zrobienia bezpiecznych i szybkich zakupów działamy w miarę normalnie, o ile możemy mówić o normalności w sytuacji, w której się wszyscy znaleźliśmy.
Nie wykluczam jednak, że wraz z prognozowanym wzrostem bezrobocia oraz problemami innych branż oraz ogólnie problemami gospodarki które będą narastać z kolejnym miesiącami, również sytuacja w handlu będzie dużo gorsza, a co za tym idzie, może to również doprowadzić do redukcji etatów w mojej firmie.
Jakie twoim zdaniem decyzje powinien podjąć rząd, aby przedsiębiorstwa nie musiały zwalniać pracowników?
F.: Dobrym posunięciem było zniesienie ZUS dla mikroprzedsiębiorców. To pozwoli chociaż na chwilę oddechu dla najmniejszych firm. Jednak jak wiadomo jest to kropla w morzu potrzeb i wyzwań przed jakimi jesteśmy w walce z koronawirusem i kryzysem. Niestety wiele osób nie zdaje sobie jeszcze sprawy jakie skutki w ich życiu zawodowym i ekonomicznym spowoduje epidemia koronawirusa, gdy potrwa dłużej, przez kolejne tygodnie czy miesiące.
Może dobrym pomysłem byłaby pomoc rządu w formie faktoringu. Wraz z bankami i innymi instytucjami finansowymi np. NBP państwo mogłoby wykupić i spłacać faktury tak, aby firmy które nie otrzymują należności za już wykonaną pracę, nie popadały w stagnację i problemy finansowe. Sprawiłoby to, że w gospodarce cały czas krążył by pieniądz, co wydaje się w tej chwili podstawą do przetrwania dla wielu przedsiębiorstw i firm. Rząd wykupując zaległe faktury miałby również możliwość, w późniejszym czasie starać się o zwrot należności od firm, które nie zapłaciły swoich zobowiązań.
Przedsiębiorcy, z którymi rozmawiałem, prosili o zachowanie anonimowości, dlatego zmieniliśmy ich imiona.
Komentarze (1)
Dodaj swój komentarz