Data dodania: 2006-12-30 00:00
Księgi mieszkań z cudzym długiem
Jedenaście rodzin, które mają własne mieszkania w Dostępnym Domu, musi spłacać długi tej spółdzielni. - Współczuję im, ale nic nie mogę poradzić - rozkłada ręce prezes spółdzielni.
Dostępny Dom jest winien olsztyniance Annie W. pieniądze, ale nie ma z czego ich zwrócić. Dlatego dług będą oddawali niektórzy lokatorzy. - Zostałam oszukana przez tę spółdzielnię, należą mi się pieniądze, mam na to wyrok sądu - mówi Anna W.
Jej pełnomocnik mecenas Jakub Przymęcki: - Mój mandant (czyli klient - red.) pani Anna W. jest wyrozumiałym wierzycielem, rozłożyliśmy dłużnikom hipotecznym należność na raty. Ponadto w każdej chwili jesteśmy gotowi do dalszych negocjacji.
Maj 2004 - wpis o długu w księgach wieczystych spółdzielni
By zrozumieć o co tu chodzi, trzeba zacząć od 2000 roku. Wtedy olsztyńska spółdzielnia Dostępny Dom kusiła tanimi mieszkaniami budowanymi na obrzeżach Jarot. Metr miał kosztować 1,3 tys. zł. Ludzie wpłacali zaliczki i czekali na klucze.
Później władze spółdzielni kazały przyszłym lokatorom dopłacać ponad 700 zł do metra. Pięćdziesiąt dwie rodziny nie zgodziły się na to i zażądały zwrotu wpłaconych zaliczek. Spółdzielnia nie oddała ani im grosza, tłumacząc się brakiem pieniędzy.
Ludzie zaczęli pozywać Dostępny Dom do sądu. Ten zasądzał zwrot pieniędzy. Jednak komornicy, których niedoszli mieszkańcy prosili o pomoc
w wyegzekwowaniu należności, nie potrafili znaleźć w spółdzielni pieniędzy ani niczego, co nadawałoby się do zlicytowania.
Gdy napisaliśmy o tym w listopadzie 2005 roku, prokuratura zaczęła śledztwo, które ma wyjaśnić, co się stało z pieniędzmi spółdzielców. Śledczy zapewniają, że zakończy się ono w sądzie.
Annie W. spółdzielnia nie oddała 50 tys. zł zaliczki. Kobieta poszła do sądu. W 2003 roku sąd orzekł, że Dostępny Dom jest jej winny zaliczkę i odsetki.
Ale to nic nie dało. Dlatego w październiku 2003 roku w wydziale ksiąg wieczystych olsztyńskiego sądu rejonowego Anna W. złożyła wniosek o wpisanie długu, który winna jest jej spółdzielnia do hipotek Dostępnego Domu. Prosiła, by obciążyć nim księgi trzech różnych nieruchomości spółdzielni. Sąd zbadał dokumenty i umieścił taki zapis m.in. w księdze, która obejmuje bloki przy ul. Złotej 1 i 3 - mówi on, że ta spółdzielcza hipoteka jest obciążona na rzecz Anny W. kwotą 16 tys. 666 zł.
To ważne dla zrozumienia tej historii - ten wpis pojawił się w sądowych dokumentach 12 maja 2004 roku.
Spośród 52 poszkodowanych, tylko pani W. zdecydowała się na taki krok.
Sierpień 2004 - księga własnego mieszkania, ale z długiem
Gdy Anna W. sądziła się z Dostępnym Domem o zwrot pieniędzy, Janusz i Danuta K. szykowali się do przeprowadzki. Sprzedali małe mieszkanie w centrum Olsztyna, wzięli kredyt i postanowili zamieszkać w Dostępnym Domu. - Owszem, musiałem zapłacić za mieszkanie więcej niż mówiono w spółdzielni, gdy zawierałem umowę, ale zrobiłem to, by nie stracić wpłaconej już zaliczki - opowiada Janusz K.
W dwóch blokach Dostępnego Domu przy ul. Złotej 1 i 3 zamieszkało sześćdziesiąt rodzin. Ich mieszkania miały status spółdzielczych własnościowych.
Państwo K. wprowadzili się na ul. Złotą 3 w maju 2003 roku. - Później stwierdziliśmy, że poczujemy się naprawdę na swoim, gdy zgodnie z prawem wyodrębnimy ze spółdzielni nasze mieszkanie - mówi pan Janusz. - Złożyliśmy dokumenty i spółdzielnia się zgodziła.
W grudniu 2003 roku u notariusza Janusz i Danuta K. zawarli z Dostępnym Domem akt notarialny. Znalazł się w nim zapis, że "nieruchomość jest wolna (...) od obciążeń na rzecz osób trzecich". Pracownicy kancelarii sprawdzili to w księgach wieczystych spółdzielni. To też istotne dla tej historii - było to pięć miesięcy przed tym, jak w księgach spódzielni pojawił się wpis o długu wobec Anny W.
Trzy dni po podpisaniu aktu notariusz zaniosła wypis aktu notarialnego do sądu, by ustanowił państwu K. wyodrębnioną ze spółdzielczej, księgę wieczystą.
Sąd założył im tę księgę w sierpniu 2004 roku. A wtedy zapis o długu Dostępnego Domu wobec Anny W. - z maja 2004 - przeszedł z księgi spółdzielni na księgę mieszkania państwa K.
Tak nakazuje postępować rozporządzenie ministra sprawiedliwości z 2001 roku - mówi, że obciążenia z głównej księgi wieczystej należy wpisywać na księgi z niej wyodrębnione. - Gdybym wiedział, że spółdzielcza księga jest obciążona wpisem Anny W., nie zdecydowałbym się na wyodrębnienie mojego mieszkania - mówi Janusz K.
Janusz i Danuta K. nie są jedynymi, na których przeszedł dług spółdzielni. Od sierpnia 2003 roku do stycznia 2004 roku dwadzieścia rodzin wyodrębniło swoje mieszkania ze spółdzielni Dostępny Dom. W księgach szesnastu znalazły się zapisy o długu wobec Anny W.
Sąd niewinny, bo księgi trafiały do systemu
- Dlaczego tak długo trwało wpisywanie do spółdzielczej hipoteki adnotacji o długu wobec Anny W. i dlaczego tak długo zakładano księgę wieczystą Danucie i Januszowi K. - spytałam Jolantę Biernat-Kalinowską, prezes Sądu Rejonowego w Olsztynie.
- W 2003 i 2004 roku zakładano elektroniczną księgę wieczystą i musieliśmy zawozić wszystkie akta z Olsztyna do Sądu Rejonowego w Nisku koło Tarnobrzega, gdzie były wprowadzane do systemu. Dlatego trochę trwało, nim w księgach pojawiały się wpisy - mówi prezes sądu.
- Dlaczego z dwudziestu rodzin, które wyodrębniły ze spółdzielni swoje mieszkania, szesnaście rodzin ma obciążone hipoteki, a cztery nie?
- Bezsporne jest, że wszyscy powinni mieć takie wpisy - przyznaje prezes. - Tyle że w tym wypadku mamy do czynienia z brakiem doświadczenia pracownika. Jeden nasz pracownik szybciej się uporał z założeniem ksiąg tym ludziom, którzy nie mają wpisu, stało się to przed tym, jak w spółdzielczych księgach pojawiła się adnotacja o długu wobec Anny W. Inny pracował dłużej i dlatego księgi szesnastu osób w prawidłowy sposób są obciążone wpisem o należności wobec Anny W.
Spółdzielnia Dostępny Dom i szesnaście rodzin, których hipoteki obciążył zapis o długu wobec Anny W., walczyły w sądach o wykreślenie tej adnotacji. Wszystkie instancje - z Sądem Najwyższym włącznie - uznały, że wpis ten jest zgodny z prawem.
Lokatorzy spłacają dług
- Kilku sąsiadów chciało sprzedać mieszkania na Złotej, ale obciążona hipoteka odstraszała klientów - opowiada Janusz K. - Dlatego zaproponowali, żebyśmy solidarnie spłacili Annę W.
Państwu K. i kilku innym rodzinom ta propozycja nie spodobała się. - Nie stać mnie na to - mówi Janusz K. - Ciężko pracuję, by spłacić kredyt na mieszkanie.
Jedenaście rodzin, które były za spłaceniem Anny W., w listopadzie spotkało się w kancelarii pełnomocnika Anny W. - Zawarliśmy ugodę, na mocy której ci państwo spłacą moją klientkę - mówi mecenas Jakub Przymęcki. - Pieniądze mają być nam wpłacane w trzech ratach, w sumie każda z rodzin zapłaci ok. 2 tys. zł.
Mecenas mówi, że gdy Anna W. dostanie swoje pieniądze, zgodzi się na wykreślenie swojego zapisu z hipotek wszystkich szesnastu rodzin, nawet tych, które jej nie spłacały.
Przymęcki: - Należy zaznaczyć, iż brak dobrej woli ze strony wszystkich dłużników hipotecznych przesądzi o wystąpieniu przez moją klientkę do sądu z pozwem o zapłatę, a następnie z właściwym wnioskiem do komornika.
Spytałam jedną z rodzin, które spłacają Annę W., dlaczego się na to godzą. - Nie mam zdrowia na dalsze szarpanie się, nikt za nas tego nie zrobi, chcemy mieć wreszcie święty spokój - usłyszałam.
Mimo wyroków sądów, potwierdzających prawidłowość wpisu o długu wobec Anny W., ludzie nadal walczą. Jedna z osób, które nie zgodziły się jej spłacać, założyła w sądzie cywilnym sprawę o uzgodnienie treści księgi wieczystej. - Liczę na to, że sad wykreśli wpis pani W. z hipoteki mojej klientki - mówi mecenas Genowefa Rabiczko, która reprezentuje mieszkankę ul. Złotej. - Moim zdaniem wpis o długu wobec Anny W. jest wadliwy.
Janusz K. o tym, że on i sąsiedzi mają spłacać długi spółdzielni, niedawno opowiedział prokuraturze.
Prezesowi jest przykro
Odkąd w biurze prezesa Dostępnego Domu pojawili się policjanci z CBŚ, by zabrać dokumenty (chodzi o śledztwo rozpoczęte w 2005 roku, badające co się stało z pieniędzmi rodzin, które nie dostały zwrotu zaliczek), prezes nie chce, by podawać jego nazwisko. - To nie ja narobiłem kłopotów, a poprzednie zarządy, nie chcę, by ludzie źle o mnie myśleli - argumentuje.
Jest mu przykro, iż lokatorzy spłacają długi spółdzielni. - Ale Dostępny Dom nie ma pieniędzy ani na spłatę Anny W., ani 51 innych poszkodowanych, którym spółdzielnia zalega w sumie 1,8 mln zł - mówi.
- Czy nie boi się Pan, że pozostali z 51 poszkodowanych pójdą drogą Anny W.? - pytam.
- Boję się - przyznaje. - Ale nie wiem, czy to im coś da. Na tym etapie to wróżenie z fusów.
- A może od tych, którzy spłacają Annę W. spółdzielnia nie będzie pobierała opłat za administrowanie czy np. sprzątanie klatek schodowych? - spytałam.
- Wykluczone - zaprotestował.
* Personalia niektórych bohaterów zostały zmienione
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz