Data dodania: 2004-10-09 00:00
Liście, liście, liście...
Olsztyn wygląda jak wielki park - sygnalizują nasi czytelnicy. Niemal wszystkie miejskie chodniki są zasłane opadającymi z drzew liśćmi. Dzieci się z tego cieszą, dorośli narzekają. Straż miejska odbiera już pierwsze sygnały w tej sprawie.
Ulica Dąbrowszczaków. Jedna strona ulicy jest pokryta kolorowym dywanem z liści. Dzieci z radością szurają nogami. Dorośli narzekają na utrudnienia. Po drugiej stronie płytki chodnikowe są czyste. Nic dziwnego. Tam nie rosną drzewa.
- To jakieś nieporozumienie - denerwuje się Michał Wajzer, mieszkaniec ul. Kołobrzeskiej. - Jakbym chciał pochodzić po liściach, poszedłbym do parku. Ale w centrum miasta powinno być czysto.
Ale nie jest. Liśćmi usłane są ulice Kościuszki, Partyzantów, pl. Konsulatu Polskiego.
- Najbardziej rozbawiły mnie przedszkolaki, które wybrały się po liście nie do parku, ale na skwer przed I LO - mówi Grzegorz Kowalczyk, którego spotkaliśmy przy ul. 1 Maja. - Szkoda tylko, że nie było ich więcej. Może wysprzątałyby całą ulicę.
Dzieciom liście nie przeszkadzają.
- Fajnie jest - przyznaje ośmioletnia Kasia. - Od razu lepiej wraca się ze szkoły. I rodzice nie krzyczą, że szuram nogami.
Niektórzy w leżących na całej szerokości chodnika liściach dostrzegają elementy romantyczne.
- Czy nie jest pięknie chodzić po kolorowym dywanie z liści? - pytają Karolina i Tomasz, studenci, których spotkaliśmy niedaleko cmentarza przy ul. Szarych Szeregów. - Dopóki nie pada, jest przecież przepięknie.
Większość olsztyniaków zwraca uwagę na bardziej prozaiczny problem.
- Kiedy popada, tak miło już nie będzie - uważa Genowefa Nowak z Podgrodzia. - Liście zmienią się w mokrą breję i wystarczy chwila nieuwagi, żeby się na tym poślizgnąć i złamać nogę.
Leżącymi wszędzie liśćmi martwią się też miłośnicy drzew.
- Nie wszystkie liście mogą rozkładać się razem. Liście kasztanowców na przykład trzeba palić, żeby nie rozmnażał się szrotówek kasztanowcowiaczek. Owad, który jest szkodnikiem tych drzew - tłumaczy pani Małgorzata z Os. Grunwaldzkiego. - Boję się tylko, że zaraz ktoś wpadnie na pomysł, że rozwiązaniem problemu liści będzie wycięcie drzew. A ktoś przecież za sprzątanie chodników odpowiada.
A odpowiada... Paweł Jaszczuk, dyrektor Miejskiego Zarządu Dróg, Mostów i Zieleni. Dokładniej za połowę olsztyńskich chodników.
- Utrzymanie porządku na pozostałych chodnikach należy do prywatnych administratorów posesji, głównie do wspólnot mieszkaniowych - wyjaśnia Paweł Jaszczuk.
Na dywanik z liści natrafiliśmy jednak także na chodniku przed samym ratuszem. A ten chodnik należy do miasta. Na leżące liście skarżą się także mieszkańcy ul. Warszawskiej 1, w pobliżu skrzyżowania z ul. Jagiellończyka (to też tereny miejskie). W piątek interweniowali w straży miejskiej.
- Wzdłuż ulicy rośnie pełno drzew. Jednak nikt nie interesuje się spadającymi z nich liśćmi. Efekt jest taki, że zalegają one na chodniku - mówi jedna z mieszkanek budynku przy ul. Warszawskiej 1.
- Sprawę przekazaliśmy zarządowi dróg - poinformował dyżurny straży miejskiej.
Jak się okazuje, liście leżą, bo... brakuje pieniędzy.
- Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkie chodniki są czyste, na sprzątanie mamy jednak określony budżet. I nie możemy go przekraczać - twierdzi dyrektor Jaszczuk. - Nie w tym sposób, żeby się zadłużać.
- Ale przecież mogliby sprzątać ci, którzy zalegają z czynszami, bezrobotni, więźniowie - podpowiadają olsztyniacy. - Tylko musi znaleźć się ktoś, komu na tym porządku zależy.
Anna Szapiel
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz