Ale ponieważ są wyjątki od reguły warto o nich wspomnieć, bo one w jakimś stopniu nawiązują do dawnej normalności. W zespole piłkarzy ręcznych Warmii Olsztyn był taki człowiek, który nie zmieniając barw klubowych grał w jednej drużynie ponad 20 lat, odrzucając intratne propozycje. I choć sport traktował śmiertelnie poważnie, a do obowiązków podchodził jak mało kto rzetelnie, uważał, że jest to tylko dodatek do normalnego życia... Kiedy super-zawodowcy odpoczywali po treningu, gapiąc się w telewizor, on normalnie szedł do pracy, bo uważał, że taki jest porządek.
Jacek Zyśk, bo o nim mowa, niedawno oficjalnie zakończył trwającą ponad 20 lat karierę. Był związany z Warmią od młodzika, przeszedł wszystkie szczeble hierarchii do superligi włącznie. Kiedyś zapowiedział rozbrat ze sportem, ale gdy tylko klub znalazł się w potrzebie, zameldował się bez szemrania, by pomóc w najtrudniejszych chwilach. Mam nadzieję, że kierownictwo Warmii to doceni i przed kolejną premierą ligową, a do niej już blisko, urządzi Panu Jackowi pożegnanie godne prawdziwego sportowca.
Tym bardziej, że właśnie ten klub sparzył się chyba najbardziej w kontaktach z owymi obieżyświatami. Sugerując się wspaniałymi referencjami przygarnął swego czasu całą plejadę gwiazd, których jak się okazało, blask znacznie przygasł. Co gorsza panom wcale nie chciało się biegać, za to płacić im trzeba było słono. Warmia stoczyła się po równi pochyłej do I ligi, co nie było jeszcze największym nieszczęściem. Owe gwiazdy nie bacząc na kompromitację sportową bez najmniejszej żenady przeniosły się do innych ligowców i stamtąd egzekwowały należności z Olsztyna. Puściły klub w samych skarpetkach, że do dziś nie może się pozbierać.
Warmia jakoś przeżyła i w I lidze radzi sobie coraz lepiej. Zyskała jeszcze coś więcej. Powszechną sympatię za ambicję, mądrość w grze i walkę do ostatniej sekundy. To dziwna prawidłowość. Im gorzej z kasą tym lepiej na boisku. Skromny budżet wymusza niejako inną politykę kadrową, korzystanie z zawodników z niższej teoretycznie półki, za to mających dużo zdrowsze podejście do obowiązków sportowca. Przynajmniej tak to wygląda z punktu widzenia kibica, który potrafi docenić wysiłek i w efekcie zwycięstwo zespołu, przed którym piętrzą się prozaiczne trudności takie jak brak sali do treningu, czy dziury w budżecie.
I tak to jest z Warmią, która w pewnym momencie otrzymała potężny cios, ale nie dała się wyliczyć do dziesięciu, a próbuje ochłonąć i powoli przejąć inicjatywę. Wielka szkoda, że będąc na fali popularności nie wykorzystała tamtej chwili i nie rozwinęła w mieście, tak jak w Kielcach czy Płocku, młodzieżowej piłki ręcznej, bo mogłaby teraz korzystać z zastępów kolejnych generacji Aż dziw bierze iż mając tak piękne doświadczenia w pracy szkoleniowej z najmłodszymi Warmia porzuciła zupełnie tę sferę działalności i swój potencjał opiera na przybyszach z zewnątrz. Naturalnym zapleczem mógłby być lokalny sąsiad – KS Szczypiorniak, ale stosunki z nim, choć się poprawiły, są co najwyżej poprawne i nie widać perspektyw współpracy, która na dłuższą metę przyniosłaby obu stronom korzyści. Zresztą Szczypiorniak po latach pracy wyłącznie z młodzieżą ma zamiar zaistnieć w piłce ręcznej na większą skalę, awizując w tym sezonie I-ligowe aspiracje. W każdym razie znacznie bliżej jest olsztyńskich derbów na zapleczu superligi niż racjonalnego systemu, który dawałby realna wizję rozwoju tej dyscypliny w Olsztynie.
Nie da się ukryć, że piłka ręczna w stolicy Warmii i Mazur nie wykorzystała ogromnej szansy, by ugruntować swą pozycję i konkurować nawet z siatkówką. To jednak przeszłość, do której czasami warto wracać, by nie powtarzać błędów. Na razie musimy zadowolić się emocjami na poziomie I ligi z udziałem zespołu po przejściach, ale na tyle solidnego i ambitnego, że można go obdarzyć zaufaniem i być z nim na dobre i na złe.
Marek Dabkus
www.wama-sport.pl
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz