Ta organizacja zrzesza część lekarzy, podstawowej opieki zdrowotnej. Zarazem Porozumienie ostro negocjuje, z ministrem zdrowia, nowe (wyższe, ma się rozumieć!) opłaty za opiekę nad pacjentami, sprawowaną przez lekarzy rodzinnych. Spór w ostatnich tygodniach ostro się zaognił. Medycy jak ognia unikają, w swojej argumentacji, artykułowania żądań finansowych. W dyskursie publicznym odmieniane jest, na wszelkie możliwe przypadki, „dobro pacjenta”. Ale jak wiadomo, że nie wiadomo co chodzi, to niewątpliwie chodzi o kasę. Już pewien trener futbolowy (onegdaj opiekun narodowych kopaczy) stwierdził, że: „kasa, misiu, kasa”. Dorzucił do tego jeszcze, obrazowo: „nie ma sianka, nie ma granka”. Widać tymi ideami bardzo się przejęli medycy z POZ – także z tych olsztyńskich. Odmówili więc otwarcia, w nowym roku, swoich firm (tfu!! zakładów opieki medycznej). Bo minister nie zgodził się na ich (finansowe, ma się rozumieć) wymagania.
Jacyś idealiści, spośród zaskoczonej publiki, coś tam bajdurzyli o Hipokratesie i zobowiązaniach moralnych medyków. Oni jednak (medycy) twierdzą, że zarabiają tak mało pieniędzy, iż trudno te gabinety utrzymać. Zaraz jednak potem, nie gapy, dokładają coś o ich trosce, o pacjenta. Rzekomo tej troski nie prezentuje minister, bo nie chce dać kasy…
Pewnie rychło doczekamy się, że medycy i minister, gdzieś tam spotkają się, pomiędzy możliwościami jednej strony, a apetytami drugiej. Pozostanie jednak niesmak. Jak to może być, że lekarze, odmawiają swojej podstawowej posługi – opieki medycznej nad pacjentem.
Jak więc uczynić by wszyscy konsumenci, usług medycznych jak i sami lekarze, zrozumieli, że istotą służby zdrowia są nie medycy czy pielęgniarki lecz pacjenci. Chyba czas na stworzenie konkurencyjnego rynku usług medycznych. Nawet bowiem lekarzom należy się trochę konkurencji. Ich grupa zawodowa jest mocno zamknięta. Ukończenie akademii medycznej wcale nie jest jednoznaczne z możliwością praktykowania lekarskiego. Konieczne wydaje się więc rozwalenie tej skostniałej, korporacyjnej, struktury. Trzeba dać ustawowe możliwości rozwoju młodym absolwentom. A także pozwolić na praktyki lekarzom zza granicy – gwarantuję, że za polskie stawki, wielu Ukraińców, Rosjan, Białorusinów, ale także Litwinów czy Łotyszy, zgodzi się przyjechać do pracy w Polsce. Z ochotą podejmą, ci imigranci, także naukę języka polskiego, by móc się dogadać z pacjentem.
Pewnie zaraz zakrzyczą mnie zwolennicy wielkiej (w ich mniemaniu!) jakości obecnych usług medycznych w Polsce. Tej jakości mieliby grozić młodzi lekarze (absolwenci studiów medycznych) oraz medycy z importu. Bo to w obronie, ich (obecnych lekarzy) stanu posiadania, argument najlepszy – jakość leczenia. Może więc wprowadzić, również ustawowo, amerykańską zasadę, finansowej odpowiedzialności, konkretnych lekarzy. Finansowej odpowiedzialności za błędy w sztuce, ale także i za to, iż dentysta tak borował ząb, że mnie to bolało. A przecież boleć nie powinno… Taka (realna!!!) odpowiedzialność pozwoliłaby wymusić jakość leczenia.
Skrzykujcie się więc pacjenci. Twórzcie Porozumienie, choćby Olsztyńskie. Wymagajcie tworzenia nowych norm prawnych, sprzyjających pacjentom. Bo w biznesie, jak wiadomo, wygrywa silniejszy, nie tylko kapitałem, ale i … prawem. Tak przynajmniej jest w krajach cywilizowanych.
Krzysztof Szczepanik
Komentarze (2)
Dodaj swój komentarz