Senator Lidia Staroń zapowiedziała spotkanie ze spółdzielcami SM Jaroty na konferencji prasowej, która odbyła się 11 lutego (Spółdzielcy powiedzieli dość. Zamierzają odejść z SM Jaroty). Część mieszkańców przyznała, że ma dość wysokich zarobków prezesa i zarządu spółdzielni oraz utrudniania im dotarcia do dokumentów. Spór między mieszkańcami a zarządem trwa już od lat, jednak punktem zapalnym były zeszłoroczne podwyżki mediów (Wściekli mieszkańcy chcą dymisji zarządu SM Jaroty [ZDJĘCIA]). Z pewnością w zażegnaniu konfliktu nie pomogły słowa prezesa Romana Przedwojskiego, który powiedział, że reprezentuje spółdzielnię a nie jej mieszkańców, co jeszcze bardziej rozwścieczyło spółdzielców (Prezes SM ''Jaroty'' ujawni swoje zarobki? Uważa, że reprezentuje spółdzielnię, a nie spółdzielców). Doszło nawet do tego, że prezes... złożył zawiadomienie do prokuratury na organizatorkę protestów. Zdaniem Przedwojskiego, mieszkańców miała podburzać Lidia Staroń (Chcą odwołania szefostwa spółdzielni mieszkaniowej ''Jaroty''. Prezes składa zawiadomienie do prokuratury).
Część mieszkańców jednak nadal jest przeciwko obecnemu zarządowi spółdzielni. Doszło do tego, że chcą z niej wyjść.
Dlatego też senator Lidia Staroń zorganizowała spotkanie, gdzie powiedziała m.in. o tym, jak można wyjść ze spółdzielni i stworzyć mniejszą spółdzielnię bądź wspólnotę. Na początku opowiedziała o formach własności lokalu i o członkostwie w spółdzielni. Spółdzielcy są współwłaścicielami spółdzielni i jej majątku. Każda osoba mająca lokal własnościowy lub z odrębną własnością może zostać członkiem spółdzielni.
– Macie prawo do obecności na walnym zgromadzeniu. Mało tego, możecie wybierać i zostać wybrani – powiedziała Staroń.
Senator dodała, że spółdzielcy mają prawo wglądu we wszystkie dokumenty.
– Spółdzielcy, którzy do mnie przychodzą, mówią: w moim budynku był remont. Nawet nie wiem, dlaczego tyle pieniędzy kosztował. Okazało się, że obok jest wspólnota i tam docieplenie wyniosło 100 tys., a u nas 300 tys. zł. Dlaczego? – opowiedziała polityk.
Lidia Staroń dodała, że w przypadku starania się o dokumenty, zawsze trzeba pisać podania na piśmie, bo inaczej pracownicy spółdzielni mogą zbyć mieszkańców.
Zaznaczyła, że uchwały to podstawa, dlatego warto na nie się powoływać, np. jeżeli spółdzielcy chcą poznać zarobki prezesa. Przyznała, że warto także starać się o protokoły z obrad zarządu czy rady nadzorczej, gdyż wszystko, o czym mówi się na zebraniu, musi być spisane przez protokolanta.
Lidia Staroń zwróciła uwagę także na inną ważną rzecz – warto dopytać się o udostępnienie umowy z załącznikami np. z firmami przeprowadzającymi remont.
Polityk wspomniała o projekcie nowej ustawy o prawie spółdzielczym. Wyraziła nadzieję, że projekt zostanie rozpatrzony w ciągu kilku miesięcy. Opowiedziała o zmianach, jakie miałyby wejść w życie.
Przede wszystkim władze spółdzielni będą mogły odpowiadać karnie za uchylanie się od pokazywania dokumentów.
– Dzisiaj jeżeli chcecie poznać zarobki prezesa, a on powie nie, to idziemy do sądu. Obowiązuje tu kodeks wykroczeń. W nowej ustawie będą to przepisy karne. Jeżeli pracownik (prezes spółdzielni, który otrzymuje pieniądze od spółdzielców) mówi nie, to musi ponieść za to odpowiedzialność – przyznała Lidia Staroń.
Dostęp do dokumentów ma być powszechny, aby spółdzielcy bez problemu znaleźli interesujące ich zapisy.
Kolejna sprawa to udział na walnym. Spółdzielcy mają prawo przygotować projekty uchwał. Nowe przepisy, o których powiedziała Staroń mają także zmodyfikować system wyboru zarządu. Ma się on odbywać w formie głosowania, a głos może oddać każdy ze spółdzielców wrzucając kartę do urny.
Następnie Lidia Staroń przeszła do zagadnienia związanego z opuszczeniem spółdzielni i założeniem własnej, mniejszej, w której skład może wchodzić nawet jeden blok lub wspólnoty mieszkaniowej.
– Jeżeli wychodzimy jako wspólnota, najczęściej to jest jeden budynek, zazwyczaj spółdzielnia nie dzieli się majątkiem. Jak będziecie wychodzić jako mała spółdzielnia, na wniosek mniejszości, spółdzielnia musi się podzielić majątkiem – powiedziała Staroń.
Senator podała dwa akty prawne odnoszące się do spółdzielni. Są to ustawa Prawo spółdzielcze, która mówi o wszystkich spółdzielniach i ustawa o spółdzielniach mieszkaniowych. Są dwa artykuły w Prawie spółdzielczym - 108 a i 108 b - które mówią o podziale spółdzielni na wniosek mniejszości.
– Najpierw tworzymy uchwałę, w której opisujemy, że chcemy oddzielić się od spółdzielni. Zawieramy tam nazwę nowej spółdzielni. W spółdzielni składamy żądanie o zebranie walne, w którego porządku obrad będzie ujęty podział spółdzielni. Zarząd musi w ciągu trzech miesięcy zorganizować walne, na którym odbędzie się głosowanie – wyjaśniła Staroń.
Senator Lidia Staroń
Następnie mieszkańcy powołują zarząd (może być społeczny, władze nie muszą pobierać wynagrodzenia). Spółdzielnia musi mieć minimum 10 członków.
W przypadku wspólnoty, sprawa jest prostsza. Należy podjąć uchwałę (podjęcie większością głosów liczonych udziałami w nieruchomość). W głosowaniu mogą uczestniczyć osoby posiadające prawo własności do lokalu. Odnośnie mieszkań spółdzielczych, to spółdzielnia rozporządza ich udziałami. Następnie, tak jak w przypadku utworzenia spółdzielni, mieszkańcy składają żądanie dotyczące zorganizowania walnego zebrania, na którym omówiona zostanie sprawa wyjścia ze spółdzielni.
Na spotkaniu swoją historię opowiedział pan Andrzej, jeden ze spółdzielców SM Jaroty. Senator zapytała go, dlaczego pismo, które złożył o odwołanie członków zarządu, nie było skuteczne. Mężczyzna zaznaczył, że na drodze stanęła biurokracja.
– W spółdzielni Jaroty, od 2007 roku, mimo niezmiennych zapisów, wymyślono kilkadziesiąt różnych wymagań dotyczących udostępniania dokumentów, do których mamy prawo, żeby tylko utrudnić – powiedział spółdzielca.
Dodał, że prezes przekonywał, że mieszkańcy mają prawo tylko do kopii dokumentów. W dodatku, według słów mężczyzny, w 2014 roku za obejrzenie każdej strony dokumentu, miał zapłacić 1,23 zł.
– Zaskarżyłem ich do sądu. Dopiero Sąd Apelacyjny w Białymstoku unieważnił te ich uchwały, które były bezprawne. Płaci się tylko za kopie po 9 groszy, a fotokopiowanie jest bezpłatne – przyznał pan Andrzej.
Odniósł się także do zebrania walnego. Przyznał, że jest ono organizowane w o wiele za małym pomieszczeniu – mogącym pomieścić zaledwie 350 osób, gdzie członków jest kilkanaście tysięcy. Jego zdaniem na takie zebrania przychodzą w większości osoby wspierające zarząd – pracownicy czy członkowie rodzin. To nie jedyna sprawa, która zdaniem spółdzielcy była przeprowadzona nieprawidłowo.
– W 2021 roku walne zgromadzenie zostało przeprowadzone z głosowaniem na piśmie, wbrew ustawie o spółdzielniach mieszkaniowych. Zaskarżyłem to do sądu. Sąd okręgowy odrzucił, teraz jest w Sądzie Apelacyjnym w Białymstoku – zaznaczył pan Andrzej.
Zaapelował do innych spółdzielców, aby przychodzili na zebrania walne, żeby ludzie pokazali władzom spółdzielni, że trzeba się z nimi liczyć.
Komentarze (88)
Dodaj swój komentarz