Data dodania: 2006-08-02 00:00
Mniej radiowozem, więcej pieszo
Policjanci z Warmii i Mazur, jadąc radiowozem, odliczają kilometry. Szef policji wprowadził limit na przejazdy służbowymi autami. Zamiast samochodami, policjanci częściej mają chodzić pieszo.
Krzysztof Starańczak, komendant wojewódzkiej policji, zdecydował, że każdy samochód może zrobić tylko 1,1 tys. kilometrów miesięcznie. Limit obowiązuje wszystkie rodzaje służb policyjnych i wszystkie komendy w regionie. - Jesteśmy firmą i jak każda inna, by nie obniżyć jakości naszych usług, szukamy oszczędności - tłumaczy Anna Siwek, rzecznik wojewódzkiej policji w Olsztynie.
Okazało się, że oszczędzać można na benzynie. Policjanci z komendy wojewódzkiej podają jako przykład służbowe wyjazdy policjantów z komend powiatowych do centrali w Olsztynie. Często kilku funkcjonariuszy jeździ osobnymi samochodami, nawet tego samego dnia. - Chodzi nam, by przyjechali jednym samochodem - mówi rzeczniczka.
Komenda wojewódzka ustaliła limit na podstawie ubiegłorocznego zużycia paliwa i przejechanych kilometrów w samochodach policjantów. W 2005 roku każdy radiowóz przejechał średnio około 1,1 tys. km. W tym roku nie może tego przekroczyć. Funkcjonariusz, który się nie zmieści w limicie, będzie musiał uzasadnić, dlaczego wyjeździł dodatkowe kilometry.
Anna Siwek twierdzi, że wprowadzenie limitu nie powinno niepokoić mieszkańców. Limit nie będzie obowiązywał, gdy policjant dostanie wezwanie, by interweniować.
Rzeczniczka przekonuje nawet, że dzięki limitowi funkcjonariusze będą jeszcze bardziej widoczni w mieście niż dotąd. Tłumaczy to tak: policjanci, wiedząc, że mają wyznaczony limit kilometrów do przejechania, radiowozem dojadą na osiedle. Tam zostawią samochód i patrolować będą ulice pieszo, przy okazji zaglądając w każdy zakamarek. Według rzeczniczki, z informacji, które docierają do policji, wynika, że patrole piesze najbardziej poprawiają poczucie bezpieczeństwa wśród mieszkańców.
Rozmawialiśmy z policjantami, którzy na co dzień patrolują ulice Olsztyna, co sądzą o wprowadzeniu limitu. - Nie mam pojęcia, jak się rozliczyć z kilometrów, które wyjeździłem, podejmując interwencje? To chyba taka akcja, by pokazać, że coś się robi, nic więcej - mówi anonimowo jeden z nich. - W dodatku z moich obserwacji wynika, że ludzie wolą, by ulice patrolowały radiowozy, a nie patrole piesze. Nawet jeśli tylko przejeżdżam osiedle samochodem, to jeśli będzie potrzeba, radiowozem szybciej dojadę z powrotem na wezwanie.
- W czasie służby muszę jechać z Jarot na Nagórki, potem na Gutkowo i znów na Jaroty. Tak przez całą noc. Gdybym trzymał się limitu, po tygodniu musiałbym zostawić samochód na parkingu - twierdzi inny policjant.
Decyzja komendanta dotyczyć będzie także łodzi patrolowych. Również policyjne motorówki mają być wykorzystywane przede wszystkim do przeprowadzania interwencji, a nie do patrolowania. Policjanci dostali polecenie, by nie wypływali na patrol, gdy na jeziorze z powodu złej pogody nie ma żadnych łodzi.
FELIETON
Niech komendant
szuka oszczędności
tam gdzie trzeba
Wiele osób mi nie uwierzy, ale ja na policjantach się nie zawiodłem. Zawsze, naprawdę zawsze, gdy potrzebowałem ich pomocy, byli na czas. A kilka razy wykazałem się obywatelską postawą, wzywając radiowóz, gdy inni go potrzebowali albo byłem świadkiem zdarzeń kryminalnych. Dotąd mnie nie zawiedli, więc wydaje mi się, że i następnym razem, gdy będę ich wzywał, przyjadą na czas.
Ale po wprowadzeniu nowych limitów zaczynam się obawiać, czy tak będzie na pewno. Chyba że decyzja komendanta ukróci nabijanie kilometrów przez tych pracowników policji, którzy naciągają swoją firmę na koszty i okradają ją z pieniędzy, które mogłyby pójść na lepszy sprzęt, nowe radiowozy, motocykle czy chociaż komputery. A że tak jest, wiem z doświadczenia.
Mieszkam na Jarotach, w sąsiedztwie mieszka policjant (płci na razie nie zdradzę) z komendy wojewódzkiej. A że wóz policyjny rzuca się w oczy, widzą go wszyscy w bloku, za każdym razem, gdy podjeżdża i podwozi funkcjonariusza. Jak często? Wystarczająco często, by oburzyć ludzi.
Niedawno podszedł do mnie jeden z sąsiadów z kartką w ręku. Miał na niej zapisane, kiedy i o której godzinie radiowóz, przeważnie drogówki, podjeżdżał, podwożąc policjanta. Na kartce miał nawet numery służbowe auta. - Sąsiedzie, pan ma taki zawód... Daj pan znać komu trzeba, przecież to granda. Za czyje to pieniądze? - mówił z żalem.
Więc daję znać. Na razie bez nazwisk. Ale tylko na razie. Jeśli okaże się, że decyzja komendanta o ograniczeniu limitu kilometrów w radiowozach osłabi bezpieczeństwo mieszkańców, pokażę palcem, gdzie szukać oszczędności. Podejrzewam, że podobnych jak ja znajdzie się więcej.
Maciej Nowakowski
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz