Od kilku lat na olsztyńskim Zatorzu działa sklep, który pod płaszczykiem sprzedaży ''zapachów'' handluje dopalaczami. Walka z nim nie jest prosta, bo choć wielokrotnie nakładano na niego kary finansowe, nakazywano wstrzymanie obrotu i działalności, sklep wciąż powraca z nowymi produktami, pod nową nazwą i - przynajmniej teoretycznie - z nowym właścicielem.
Pod koniec marca sanepid ponownie zakazał działalności lokalu przy ulicy Jagiellońskiej. Od kilkudziesięciu dni sklep jednak działa. "Nowy" właściciel zdemontował... drzwi, aby inspektorzy nie mogli przyczepić plomb zamykających obiekt.
Miejscy urzędnicy nie ukrywają, że starcie z dopalaczami przypomina obecnie walkę z wiatrakami. W Polsce nie ma wciąż bowiem skutecznego zapisu prawnego, który zakazywałby sprzedaży "zapachów". Kiedy jakaś substancja ze składu dopalaczy trafia na listę zakazanych - dopalaczowi ''przedsiębiorcy'' tworzą kolejne hybrydy tych substancji, których na tej liście nie znajdziemy. Działa więc zasada co nie jest zabronione jest dozwolone.
Olsztyński magistrat chce jednak pójść za przykładem innych miast i rozważa pozew o "wywieranie przez sklep złego wpływu na sąsiedztwo" (tzw. immisja), a także obniżanie wartości nieruchomości. Urzędnicy będą jednak w tym przypadku musieli udowodnić naruszenia oraz łamane prawo.
Działalność sklepu z "zapachami" to zmora mieszkańców okolicznych bloków. Na klatkach schodowych bloków sąsiadujących z punktem niemal codziennie sypiają ''miłośnicy'' dopalaczy. Po zmroku klatki schodowe bloków zmieniają się w noclegownie dla odurzonych nastolatków.
Klienci sklepu z dopalaczami często bywają dość agresywni o czym przekonał się w piątkowe popołudnie nasz fotoreporter, który dokumentował jego ponowne otwarcie. Jeden z klientów żądał skasowania zrobionych zdjęć, na których, jak mniemał, być może został uwieczniony kiedy wchodzi do sklepu z "zapachami". Na miejsce wezwany został patrol policji, bowiem nastolatek wraz z kolegą uniemożliwiali opuszczenie fotoreporterowi miejsca realizacji materiału.
Mężczyzna następnie tłumaczył policjantom, że nie chciał być uwieczniony na zdjęciu nawet z zamazaną twarzą, bowiem "pomylił sklepy, a ponadto wszyscy na tym osiedlu go znają i mógłby zostać rozpoznany".
Na Warmii i Mazurach tego typu sklep działa również w Elblągu.
Komentarze (6)
Dodaj swój komentarz