Dziś jest: 22.11.2024
Imieniny: Cecylii, Stefana
Data dodania: 2012-08-24 08:55
Ostatnia aktualizacja 2014-07-15 13:44

Iwona Starczewska

Nasz, olsztyński triathlonista na Mistrzostwach Świata na Hawajach!

Nasz, olsztyński triathlonista na Mistrzostwach Świata na Hawajach!
Fot. Kasia Konieczna

Marcin Konieczny to 40-latek mieszkający obecnie z rodziną w Kieźlinach pod Olsztynem. Z zawodu - prawnik, z zamiłowania - triathlonista. Jego wysiłek, mordercze treningi i silny charakter sprawiły, że podczas Mistrzostw Europy we Frankfurcie wywalczył sobie udział w Mistrzostwach Świata na Hawajach.

reklama

- Jako 40-latek osiąga Pan sukcesy w triathlonie. Domyślam się, że wymagało to wieloletnich treningów. Kiedy i jak zaczęła się Pana przygoda z triathlonem?

Może zabrzmi to rzeczywiście przerażająco dla niektórych planujących z dnia na dzień, ale pomysł na to, żeby zakwalifikować się na Mistrzostwa Świata w Kona na Hawajach powstał od momentu kiedy to zdecydowałem się uprawiać ten sport – czyli 5 lat temu. Tak więc od początku chciałem postawić sobie ambitny cel pewnie najpierw traktując to jako marzenie, ale w miarę realizacji planu jaki sobie ułożyłem stawał się on rzeczywiście bardzo realny. Tak więc zajęło mi to 5 lat. Dla jednych dużo, dla innych mało. Jak dla mnie i tak jest to tylko przystanek do celu ważniejszego – zostać Mistrzem Świata w wieku 50 lat w swojej kategorii wiekowej.

- Należy Pan do jakiegoś klubu sportowego zajmującego się triathlonem?

Należę do największego klubu triathlonowego w Polsce – stowarzyszenia pasjonatów triathlonu – IM2010, założonego przez Dariusza Sidora, który w roku 2008 wpadł na pomysł, aby przez Internet skrzyknąć zapaleńców trenujących tą dyscyplinę i gromadnie wystartować w zawodach markowanych znaczkiem IRONMAN jako polska grupa. W roku 2010 wystartowało nad prawie 35 osób. W tym roku we Frankfurcie już prawie 60 osób. Jednak startując na zawodach, nie tylko triathlonowych, reprezentuję dwie instytucje – IM2010, ale i House of Skills – firmę, w której pracuję i która wspiera mnie w mojej pasji.

 

- Uprawia Pan triathlon na najdłuższym dystansie tzw. IRONMAN, co trzeba w sobie wypracować, by wytrzymać taki wysiłek fizyczny i psychiczny? Jakie wyrzeczenia dnia codziennego się z tym wiążą?

Po pierwsze i to jest absolutnie najważniejsze trzeba mieć tolerancyjną rodzinę. Żonę, która sama staruje w zawodach, córkę, która kibicuje podczas każdego startu, syna, który grał w AZS Olsztyn. Mając w rodzinie samych sportowców jest łatwiej. Oczywiście brzmi to jak żart, ale prawda jest taka, że bez „dogadania” spraw zawodowych, rodzinnych i treningowych nie udałoby mi się realizować planów treningowych. A czasu potrzeba na to sporo. Nie mówię tylko o samych treningach (w okresie największych obciążeń zajmują mi od 2 do 6h dziennie) ponieważ mam już swoje lata dużo czasu zajmuje mi również regeneracja. W moim przypadku dość dużym obciążeniem jest również logistyka. Nie pracuję w Olsztynie, moja firma szkoleniowa ma siedzibę w Warszawie, a szkolę w różnych miejscach w Polsce. Stąd konieczność wożenia ze sobą całego sprzętu (rower, pianka do pływania, stroje sportowe, masażer etc.) i znajdywania w całym kraju odpowiednich warunków i miejsc do trenowania. Mogę z powodzeniem stwierdzić, że odwiedziłem już większość basenów oraz stadionów w naszym kraju.

Co do wyrzeczeń dnia codziennego jest ich kilka. Od dawna nie mam czasu na telewizję, rzadko udaje mi się pospać dłużej niż do 7 rano, raczej nie szaleję na dyskotekach do późna w nocy. W sezonie moja żona czasami śmieje się, że mieszka z mnichem. No, ale to kwestia wyboru priorytetów. Takie poświęcenie i codzienna harówka w pewnym momencie wchodzą w krew i potem wysiłek startowy jest już tylko „odgrywaniem przygotowanej wcześniej taśmy”.

- Czy okolice Olsztyna są dobrym miejscem do trenowania triathlonu?

Olsztyn jest wymarzonym miejscem do trenowania. Wszelkich sportów – nie tylko triathlonu. Uważam, że las miejski (szczególnie okolice dawnego stadionu leśnego) jest najlepszym miejscem do biegania jakie spotkałem w swoim życiu. Treningi rowerowe wykonuję w okolicach Kieźlin, gdzie mieszkam lub na drodze na Butryny, pływam zwykle w jeziorze Wadąg, a biegam wiadomo gdzie. Najcudowniejsze w naszej okolicy jest to, ze właściwie każdy trening można wykonywać na codziennie innej trasie. Więc nie ma nudy, która jest przekleństwem każdego sportu wytrzymałościowego. Problem zaczyna się zimą, bo albo szybko robi się ciemno albo mamy dużo śniegu – stąd pomysł na wykorzystywanie ulicy leśnej, która zimą (przy stosunkowo małym ruchu samochodowym) jest dość dobrze utrzymywana. No i oczywiście teraz otwiera się super ścieżka biegowa wokół jeziora długiego. Dodatkowo będzie oświetlona – bajka.

- Oprócz 8 miejsca na ME we Frankfurcie, jakimi sukcesami mógłby się Pan pochwalić, nie licząc tego, że dzięki temu zwycięstwu wystartuje Pan na Mistrzostwach Świata?

Ten rok jest dla mnie bardzo szczęśliwy jeśli chodzi o sukcesy triathlonowe. Na pewno duża w tym zasługa mojego trenera – Dariusza Sidora. Mając 40 lat walczę przede wszystkim w swojej kategorii wiekowej ale udało mi się uzyskać przyzwoite wyniki w kilku zawodach w ramach klasyfikacji OPEN. Za największy sukces uznaję zwycięstwo w triatlonie w Wińcu, gdzie pokonałem obecnego Mistrza Polski oraz 3 miejsce w triatlonie w Sierakowie. Poza tym mogę się poszczycić wygraniem kategorii wiekowej +40 podczas międzynarodowego półmaratonu w Poznaniu

 

- Na samych Mistrzostwach Świata, oczywiście walczy Pan o miejsce na podium?

Mistrzostwa Świata na Hawajach dla triathlonistów-amatorów to jak udział w olimpiadzie. Kona (wyspa, gdzie odbywają się zawody) to legenda. Tam powstał triathlon. To marzenie każdego sportowca. Ja jadę tam pierwszy raz. Wiem, ze warunki będą wprawdzie dla wszystkich takie same, ale jak dla mnie bardzo trudne – będzie 35 stopni i wilgotność 90%. To tak jakbym biegał w saunie. Ale jadę dać z siebie wszystko. Realnie oceniam swoje szanse – liczę na dobry czas, a miejscem się nie przejmuję. Mój cel to wygrana za 10 lat.

- Czy brał Pan udział w Ełk Triathlon, który odbył się 18 sierpnia?

Mój mezocykl treningowy nie pozwolił mi wziąć udziału w tych zawodach. Koledzy, którzy byli podkreślali, ze Ełk ma wyśmienity potencjał na tego typu imprezę. Było dużo uczestników, dużo gwiazd oraz bardzo przyzwoite wyniki. Bardzo żałuję, bo staram się nie opuszczać żadnych lokalnych zawodów. Czasami wymaga to ode mnie karkołomnych działań, ale się udaje. Podczas ostatnich zawodów biegowych w Szczytnie (10 km) miałem do zrobienia trening 100km rower + 8 km bieg. Tak więc pojechałem tam na rowerze odpowiednio wcześnie, skończyłem rowerowa tuż przez strzałem startera i pobiegłem. Podobnie planuje przed wrześniowymi biegami w Olsztynie (Samolon Rail oraz Bieg Jakubowy).

- Jak ocenia Pan rozwój triathlonu w naszym kraju?

Triathlon podobnie jak wszystkie sporty masowe potrzebuje trochę czasu na powszechność. W Polsce uprawia go ok. 1000 osób. W Austrii 25000. W Czechach podobnie. Ale idzie ku lepszemu. Podobnie było z biegami ulicznymi. Sam pamiętam w latach 90-tych kiedy to startowało się w zawodach gdzie 100 uczestników to był tłum. Teraz w Warszawie na półmaratonie potrafi wystartować 7000 osób. Liczę na to, ze kiedyś doczekam czasów, ze na całej długości plaży miejskiej stać będzie grupa 500 osób w czepkach, które na sygnał startera rzucą się jednocześnie do wody płynąc w stronę przesmyku. W Suszu już tak się dzieje (limit zgłoszeń na tegoroczne zawody wyprzedał się w ciągu 7 dni). Oby takich miejsc było więcej.

- Czy może Pan liczyć na wsparcie finansowe naszych lokalnych władz? Przecież swoimi startami promuje Pan Olsztyn i Warmię i Mazury? Czy też kwestia finansowania wyjazdów leży po Pana stronie?

Trenuję, staruję i wyposażam się sam. Nie liczę na lokalne władze. Wiem, ze wsparcia potrzebują wszyscy, a ponieważ swoje „sportowanie” uprawiam w wieku, który nie daje przecież perspektyw rozwojowo-wynikowych staram się traktować to tylko jako hobby. Akurat na wyjazd na Hawaje, który jest ogromnym przedsięwzięciem finansowym udało mi się pozyskać 2 sponsorów, mojego pracodawcę – House of Skills oraz stowarzyszenie IM2010. Wielkim zaskoczeniem było dla mnie to, ze moja żona licząc na kwalifikację w 2012 roku od kilkunastu miesięcy zbierała pieniądze na mój prezent urodzinowy (start jest 13 a 15 października obchodzę 40-tkę). Więc pójdą teraz one na współfinansowanie wyjazdu. Jak dla mnie to piękny prezent.

-Czego możemy Panu życzyć?

Żebym doleciał na MŚ i wrócił szczęśliwie, był zadowolony z osiągniętego wyniku i żeby kontuzje się mnie nie imały. To ostatnie jest dla mnie szczególnie ważne w perspektywie następnych 10 lat.

 

Bieżące informacje z zawodów na Hawajach znajdziecie na profilu facebookowym Marcina Koniecznego http://www.facebook.com/marcinkonieczy?ref=hl

 

 

Galeria

Komentarze (1)

Dodaj swój komentarz

  • fan 2012-08-24 11:52:35 83.9.*.*
    Dobry gość! nie widziałem, że mamy takich zapaleńców w naszej okolicy. Rewelacja!
    Odpowiedz Przenieś Oceń: 0 0

www.autoczescionline24.pl