Data dodania: 2008-04-17 23:08
Olsztyńscy żacy dziczeją coraz bardziej
Tak coraz częściej o studenckim zachowaniu mówią wykładowcy uniwersytetu. Nic więc dziwnego, że w jednym z dziekanatów pracownice zgłosiły potrzebę kupienia gazu łzawiącego - na agresywnych studentów.
O gazie mówili na wydziale humanistycznym. - Pracownicy dziekanatu spotkali się niedawno z taką agresją ze strony studenta, że zaczęli szukać sposobu, jak sobie radzić z nerwowymi żakami - mówi nam jeden z profesorów.
Dr Andrzej Korytko, prodziekan wydziału humanistycznego, łagodzi wypowiedź profesora. - Rozmowy o zakupie gazu jeśli już były, to oczywiście tylko w formie żartu - mówi. - Ale faktem jest, że z perspektywy kilkunastu lat pracy widzę lekkie zdziczenie studenckich obyczajów. Tym problemem w końcu będziemy się musieli zająć.
Naukowcy nie ukrywają, że z roku na rok rośnie liczba agresywnych zachowań ze strony studentów. - Wobec wykładowców, a także pracowników dziekanatów prezentują postawę roszczeniową, czują się panami i nie mają żadnego szacunku - mówi nam cytowany wcześniej anonimowy profesor. - Wielu z nich ma poważne zaburzenia emocjonalne.
Prodziekan Korytko wylicza, na czym - oprócz agresji - polegają nowe studenckie zwyczaje: coraz częściej się słyszy, że student obraził pracowników dziekanatu, wchodzą na zajęcia w czapce, w czasie rozmowy z wykładowcą trzymają ręce w kieszeni i żują gumę. - Kiedyś to było nie do pomyślenia - mówi. - Agresywni i aroganccy żacy to oczywiście mniejszość. Niestety ta mniejszość psuje wizerunek reszty studentów.
Ale zaznacza, że chodzi nie tylko o studencką agresję. - W tym roku akademickim na komisję dyscyplinarną skierowaliśmy sprawę dwóch studentów, którzy podrabiali podpisy wykładowców na karcie egzaminacyjnej i w indeksie - opowiada prodziekan.
Zdaniem wykładowców, z którymi rozmawialiśmy, przyczyna takiego stanu rzeczy jest jedna: na uczelnię dostaje się więcej przypadkowych osób. - Łatwiej im się dostać, bo o przyjęciu na studia decyduje konkurs świadectw i wyniki matury - opowiada jeden z profesorów. - Może sytuacja zmieni się w tym roku, gdy zaczną obowiązywać nowe zasady rekrutacji, premiujące młodych ludzi z maturą zdaną na poziomie trudniejszym.
- Najbardziej roszczeniowi są studenci, którzy wcześniej uczyli się w prywatnych szkołach - mówi pracownik dziekanatu. - Oni mają we krwi zasadę "płacę, to wymagam".
A może czasami słusznie się denerwują, przecież tyle skarg na pracę dziekanatów dociera do "Gazety"? - pytam. - Nie wszystko udaje się od razu załatwić - odpowiada.
Paweł Błażejczyk, rzecznik samorządu studenckiego na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim nie ukrywa, że i sami studenci dostrzegają zmiany w zachowaniu kolegów. - W ostatnich trzech latach studencka komisja dyscyplinarna wyjaśniała rocznie średnio po dwie sprawy. Jedna z nich skończyła się skreśleniem z listy studenta, który podrobił swoje świadectwo maturalne - mówi. - Były też przypadki plagiatu referatu, podrabiania podpisów w dokumentach, obrażaniem wykładowcy oraz pobicia innego studenta. Drobniejsze wykroczenia rozstrzygały też sądy koleżeńskie.
Ale wiele spraw nie zostało nagłośnionych i skierowanych do komisji dyscyplinarnych. - Zostały wyjaśniane po cichu przez dziekanów - mówi. - A studenci powinni wiedzieć, że popełniając wykroczenie nie unikną kary, ze skierowaniem wniosku do prokuratury włącznie.
Jest też druga strona medalu. Także studenci uniwersytetu coraz częściej przełamują strach i skarżą się na swoich wykładowców. "Gazeta" napisała o tym dwa miesiące temu. Młodzież nie zarzuca profesorom braku kompetencji, ale gnębienie i poniżanie, a także agresję i arogancję wobec studentów.
Żacy i paragrafy
W 2007 roku Komenda Główna Policji wyliczyła, że rocznie w konflikt z prawem wchodzi 8 tys. żaków - to prawie dwa razy więcej niż jeszcze pięć lat temu. Średnio kilkuset studentów rocznie jest podejrzanych o kradzieże, przestępstwa narkotykowe, fałszerstwa i prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu. Kilkudziesięciu dostało zarzut kradzieży auta, a po kilku zabójstwa i gwałtu.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz