Właściciel sklepu z zapachami na olsztyńskim Zatorzu od niemal trzech lat igra z życiem młodzieży, która regularnie zaopatruje się w jego lokalu w ''zapachy'', czyli dopalacze zawierające szkodliwe substancje psychoaktywne. Sklep z zapachami nie może zostać zamknięty, bo wciąż brakuje odpowiednich uregulowań prawnych.
Już po pierwszych interwencjach mediów lokalnych w 2012 roku sprawą zajął się Sanepid, który przebadał substancje sprzedawane w sklepie z zapachami i wykrył szkodliwe środki psychoaktywne. Niestety postępowanie Sanepidu to postępowanie administracyjne i jedyne co można zrobić to nałożenie na właściciela kary finansowej.
Co ciekawe – jak informowała w programie ''Uwaga'' TVN - Teresa Fara z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Olsztynie, kara ta wyniosła już niemal 420 tysięcy złotych. Po tych interwencjach – sklep w teorii przejmują nowi właściciele kolejnych spółek.
Działalność sklepu z zapachami to zmora mieszkańców okolicznych bloków. Na klatkach schodowych bloków sąsiadujących ze sklepem codziennie sypiają ''miłośnicy'' dopalaczy.
W reportażu dziennikarzy programu ''Uwaga'' zobaczyć można jak po zmroku klatki schodowe bloków zmieniają się w noclegownie dla odurzonych ''zapachami'' nastolatków. I choć codziennie interweniują tu strażnicy miejscy, policjanci i ratownicy medyczni zabierający kolejnych naćpanych nastolatków – to problem nie znika.
Rozwiązaniem byłoby zamknięcie sklepu z zapachami, jednak bez odpowiednich uregulowań prawnych nikt nie jest w stanie tego zrobić.
Komentarze (3)
Dodaj swój komentarz