A więc po kolei. Śmieci drożeją. Pewnie jest to smutna konieczność. Bo jak wiadomo drożeje wszystko. To banalne stwierdzenie zmusza jednak do zastanowienia się nad inną kwestią. Dlaczego tak różne są opłaty za wywóz nieczystości w poszczególnych gminach. Przecież poszczególne gminy wywożą swoje nieczystości w podobne miejsca. Zawsze więc pozostaje wątpliwość czy to w Olsztynie mamy do czynienia ze zbytnią zachłannością przedsiębiorstwa gospodarki komunalnej czy też okoliczne gminy dopłacają do wywózki śmieci. Tylko co w takim razie powiedzieć o wcale nie tak odległym od Olsztyna Braniewie, gdzie za wywóz nieczystości segregowanych płaci się 8(!) złotych miesięcznie. I to już po tegorocznej podwyżce.
O strajku w oświacie napisano już chyba z milion tekstów. Nie było ich mało także na naszych łamach. Trochę mniej o protestacyjnych nastrojach wśród urzędników Urzędu Wojewódzkiego. I tu i tu chodzi o pieniądze. W obydwu też przypadkach grupy zawodowe są mało dowartościowane finansowo przez rządzących państwem. Czy więc tylko strajkiem mogą wywalczyć lepsze płace? Teoretycznie zawsze negocjacje byłyby lepsze od strajków. Szczególnie, że ten nauczycielski ma przypaść na czas egzaminów w poszczególnych szkołach. Rządzący co prawda zarzekają się, że w budżecie pieniędzy nie ma, ale z drugiej strony fundują tak zwaną „piątkę”. A to już koszty idące w miliardy. Choć tam żadnego strajku, ani emerytów, ani też rodziców dzieci nie było. Z drugiej strony rządzący (krajem) twierdzą, że jeśli już strajk to na pewno nie w okresie egzaminów. No tak, ale w ten sposób doszlibyśmy do odkrywczego przemyślenia, że najlepszym (z punktu widzenia rządzących) terminem strajku byłyby ….wakacje. Tylko dlaczego z takim samym zacięciem rządzący nie potępiali górników za strajki podczas sezonu grzewczego. By jednak z nie rozstrzygać polityki wielkiej na naszych lokalnych łamach, warto się skupić na jednym: czy organy prowadzące (czytaj samorządy) potrafią w czasie strajku zapewnić opiekę uczniom poszczególnych szkół. To będzie prawdziwy test sprawności organizacyjnej samorządu.
Wiele emocji wzbudziła też nasza informacja o promocji Olsztyna w mediach ogólnokrajowych – film promocyjny w TVN. Najwięcej chyba dyskusji wzbudziła informacja, że te kilka filmików promocyjnych ma kosztować miasto 40 tysięcy złotych. Czy to dużo? Dla zwykłego zjadacza chleba niewątpliwie bardzo dużo. Tylko przypominam, że materiały promocyjne traktujące o Polsce, które władze państwowe wykupują w najważniejszych mediach światowych to już koszt wielomilionowy – liczony w dolarach lub euro. Budżet zaś Olsztyna na ten rok to prawie 1.3 …miliarda złotych. A wiec chyba nie dajmy się zwariować!
Duży był też oddźwięk na nasze publikacje dotyczące komunikacji miejskiej w Olsztynie. I jeśli nawet kulisy odwołania prezesa MPK, Mieczysława Królaka można nazwać typową kwestia personalną (jeśli zawinił to na odwołanie zasłużył, jeśli nie, to niech pójdzie do sądu pracy) to już sprawa systemu komunikacyjnego w naszym mieście wzbudza wiele kontrowersji. Zwolennicy autobusów i tramwajów wyrzucają „samochodziarzom” niszczenie środowiska, a kierowcy narzekają na wieczne korki. Kto ma rację? No właśnie niech czytelnicy to rozstrzygają. Choć mam czasami wrażenie, że jest to spór typowo… mentalny. Kierowcy po prostu lubią korzystać ze swoich kółek i jakoś (mimo wielu utrudnień z tym związanych) nie potrafią się przemóc do komunikacji publicznej. Chyba więc władze miejskie będą musiały wydać sporo więcej, niż wspomniane wyżej 40 tysięcy złotych, na promocję korzystania z… komunikacji miejskiej. A może trzeba spróbować podniesienia cen za parkingi przy jednoczesnym obniżeniu cen za korzystanie z transportu publicznego?
W minionym tygodniu także „darowane pieniądze” wzbudzają wiele emocji. To słabe wykorzystanie środków unijnych w naszym regionie, lokujące Warmię i Mazury na przedostatnim miejscu w kraju. Komentujący tekst o tym traktujący, zarzucają słabą pracę urzędników, którzy przez swoją nieudolność mieliby doprowadzać do marnotrawstwa unijnych euro. Czy jest to jednak prawdą? Podstawowym warunkiem (prawie zawsze) pozyskania środków unijnych jest tak zwany „udział własny”, a biedne samorządy (szczególnie te wiejskie) częstokroć nie mają na to pieniędzy. Potwierdza tą tezę przykład samego Olsztyna. Stolica regiony, z dużym budżetem własnym, korzysta ze środków unijnych na wysokim (w skali kraju) poziomie. Z tego wynika tylko jedno: biednemu zawsze wiatr w oczy.
Na koniec kwestia dworca kolejowego w Olsztynie. To wzbudziło w ubiegłym tygodniu bodaj najwięcej emocji naszych czytelników. Bo jak się okazuje kolej (dysponent dworca) wcale się nie pali do przebudowy (a pewnie i wyburzenia obiektu tak by, postawić całkiem nowy) dworca. Władzom miasta bardzo zaś na inwestycji zależy. Bo wiadomo – wizytówka miejska. Na dodatek miłośnicy zabytków usiłują obiekty dworcowe wpisać na listę zabytków. Przypominam, że dworzec powstał w latach sześćdziesiątych. Może więc zaproponujemy wciągnięcie na listę zabytków choćby osiedla Jaroty. Co prawda powstawało ono w latach osiemdziesiątych, ale co tam, jak zabytek to zabytek…
Krzysztof Szczepanik
Komentarze (3)
Dodaj swój komentarz