Tę bowiem informację jakiś bloger przeciwstawił innej informacji o tym, że w Poznaniu (w przeciwieństwie do „narodowego” Olsztyna) za kierownicą autobusu zasiadł Hindus. Piszemy o tym w artykule "Po wywiadzie dla naszego serwisu, 23-letnia kierowczyni MPK została wplątana w polityczną intrygę".
W tekście tegoż blogera pada nawet pytanie czy chcemy żyć w kraju, gdzie autobusami kierują Hindusi, czy też w kraju, gdzie jednak za kółkiem siadają patriotycznie nastawione dziewczyny, o jasnej karnacji i nadwiślańskim akcencie. I tu cisną się kolejne pytania. Już do „blogera – patrioty”. Pierwsze: czy wie, że imigracja w Polsce to przede wszystkim zaproszenia od pracodawców. A oni (pracodawcy!) zapraszają siłę roboczą z innych krajów także z tego względu, że tacy „blogerzy - patryjoci” jakoś nie chcą, w swojej masie, siadać za kierownicę autobusu. Oczywiście „patryjota” pewnie mi odpowie, że gdyby były wyższe zarobki (tutaj akurat w komunikacji miejskiej) to pewnie nawet on rzucił by się za kółko autobusu. Tyle, że autobusy miejskie są akurat dotowane z kasy miejskiej. A kasa miejska to podatki (płacone także przez „patryjotę”), których jakoś nie ma tyle, żeby podnieść wypłaty kierowcom, do poziomu angielskiego choćby.
Dochodzi do tej kwestii także niebagatelna sprawa „narodowa”. Oto „patryjota” podnosi temat, że Hindusi wypierają z autobusów (przynajmniej za kółkiem) Polaków. Chciałbym więc napomknąć delikatnie, że kampania brexitowa odbywała się także przede wszystkim pod hasłem walki z imigracją. Ale tej z Polski głównie. Bo przeciw Hindusom czy Pakistańczykom jakoś Brytyjczycy nic nie mieli. Dowodem niech będzie to kogo, wybrali sobie na burmistrza Londynu. A więc samo się nasuwa tu kolejne pytanie: czy to, iż Polak pracuje w londyńskim autobusie to jest dobre, a Hindus u nas to źle? Tu się przypomina przypowiastka o Kalim.
Sprawa kolejna to sytuacja demograficzna Polski. Nasze państwo ma ujemny bilans „przyrostu naturalnego”. A więc czy tego chcemy, czy nie chcemy, to będą do nas przyjeżdżali cudzoziemcy. Także z powodu luki demograficznej. Jedynym sposobem by tego uniknąć jest (brzydkie słowo) „dzietność”. Każda polska rodzina powinna mieć w takim przypadku co najmniej trójkę dzieci, byśmy w perspektywie się nie wyludniali. A swoja drogą ciekawe ileż to potomstwa ma ów „bloger – patryjota”?
Komentarze (6)
Dodaj swój komentarz