W reakcji na takie decyzje ostro zaprotestowali, będący w opozycji, wobec prezydenta i większości samorządowej, niektórzy olsztyńscy radni. Argumentacja niby jest oczywista: płaci się za pracę, a nie za niepracowanie. Radni opozycyjni uważają, że takie postępowanie rządzącej Olsztynem większości oraz prezydenta jest absolutnie naganne. Zdaniem radnego Jarosława Babalskiego:
- Dyrektorzy dostaną furtkę i będą płacić tzw. dodatek motywacyjny. Chyba demotywacyjny. Ponad 20 placówek było zamkniętych. Nawet nie otoczono tych dzieci opieką. I pan, panie prezydencie, chce za to płacić? W życiu się na to nie zgodzimy.
Te słowa radnego są o tyle dziwne, że przecież akurat działacze partii, której członkiem jest ów radny, na każdym szczeblu i bardzo głośno, upominali się o interesy ludzi pracy. Jakoś im nie przeszkadzało, że pracownicy kopalni przyjeżdżają na demonstracje do Warszawy autokarami, za których wynajem nie płacili i na dodatek w godzinach (opłaconej!) pracy. Nie przeszkadzało im (członkom i działaczom tej partii), że takie działania (faktyczne opłacanie czasu, gdy pracownicy nie pracują) bardzo przypominają to przeciw czemu tak chętnie protestuje radny Jarosław B., w stosunku do nauczycieli. Czyżby więc niektórzy olsztyńscy radni uważali, że w Polsce są lepsze (czytaj bardziej uprzywilejowane) i gorsze (mniej uprzywilejowane) grupy zawodowe? A swoja drogą ciekawe co by to było, gdyby jakiś radny, na znak protestu, nie uczestniczył w pracach sesji? Czy też by się pogodził z utratą diety?
Komentarze (12)
Dodaj swój komentarz