Historia ma już sporo lat. W 2015 pan Artur rozpoczął handel za pośrednictwem platformy Allegro. W pewnym jednak momencie zablokowało jego konto z powodu dużej ilości negatywnych opinii. Pan Artur twierdzi, że niepochlebne opinie to robota konkurencji. Nie wnikając jednak w meritum sprawy ważnym jest inny fakt: z powodu zablokowania konta na platformie zakupowej, pan Artur stracił dane do swoich klientów, którzy już zdążyli zamówienia u niego złożyć i nawet wysłali pieniądze.
Mimo wielu jego starań (jak twierdzi zainteresowany) by towar wysyłać do klientów, uzbierało się ponad 40 niezrealizowanych transakcji na kwotę ponad 30 tys. zł. Poszkodowani zgłaszali sprawę na policji. Ruszyła więc machina prawna. Sądy uznawały, że sprzedawca oszukiwał celowo. Wyroki zapadały w trybie nakazowym, bez obecności oskarżonego. W połowie 2017 roku pan Artur skazany był już dziewięć razy, w różnych miastach, ale… o tym nie wiedział. Był wielokrotnie przesłuchiwany na komendzie. Nie przyznawał się do oszustw. Jak twierdzi, był gotów wszystko wyjaśnić przed sądem. Tyle, że okazało się to niemożliwe, gdyż zawiadomienia o poszczególnych rozprawach przychodziły na jego adres stałego zameldowania. Pan Artur twierdzi, iż mówił policjantom, że mieszka, gdzie indziej. Wedle jego sugestii to przesłuchujący nie wysłali do sądów nowego adresu oskarżonego. Łącznie było to 46 wyroków, na łączną sumę 17 lat pozbawienia wolności i kilka kar grzywny.
Pan Artur trafił do więzienia. Skazany jednak nie zrezygnował z walki o wolność i niewinność. Pisał wnioski o powtórne rozpatrzenie spraw do wszystkich sądów, gdzie go skazano. Podczas jednej z rozpraw, w 2018 roku w Częstochowie, sąd w całości wysłuchuje w końcu wyjaśnień oskarżonego. Po 12 miesiącach sprawy sprzedawca zostaje uniewinniony. Polski system prawny nie pozwala jednak, na podstawie tego orzeczenia unieważnić pozostałe orzeczenia. Pan Artur więc nie ustaje w kolejnych wnioskach. Decyzje temidy są pozytywne dla podsądnego. Teraz przed nim batalia w Olsztynie. Na razie Sąd Okręgowy w Olsztynie odrzucił wniosek ze względów formalnych. Jest jednak nadzieja (dla pana Artura), że odwołanie zostanie rozpatrzone pozytywnie.
Oczywiście wygrane procesy mogą doprowadzić do lawiny pozwów, ze strony wcześniej więzionego człowieka, o odszkodowania. Tyle, że w tej sprawie nasuwa się kilka wątpliwości. Lata temu polski parlament przegłosował zmianę prawa idącą w kierunku ułatwienia wierzycielom odzyskiwania ich należności. Plagą wcześniejszych bowiem procesów było, że dłużnicy nie odbierali wezwań sądowych, w sprawach wytaczanych im przez wierzycieli. To blokowało rozpatrywanie spraw. Prawodawcy (parlament) uznali, że jeśli była podstawa prawna do kierowania wezwania listem poleconym na dany adres to podsądny nie może się tłumaczyć faktem, iż nie odebrał wezwania. Nieodebranie takiego listu jest uznawane (wedle nowego prawa) jako problem dłużnika. Stąd wiele spraw o odzyskiwanie należności odbywało się bez udziału dłużników, którzy ignorowali wezwania sądowe. Pan Artur zaś (jak wynika z jego korespondencji) ciągle miał stały adres zamieszkania u rodziny, gdzie już dawno nie mieszkał. Jego obowiązkiem było więc przekazanie właściwym organom nowego adresu. On tego nie uczynił. Twierdził jednak, że mówił o nowym adresie policjantom. Z jego słów jednak nie wynika, by zażądał zaprotokołowania tego faktu. Jeśli tak się nie stało to... wracamy do punktu wyjścia - zawiadomienie na adres stałego zameldowania. Jednocześnie polski system prawny (tworzony przez parlament, a nie sąd!) dopuszcza do tego by każda z takich spraw odbywała się oddzielnie. Stąd koszmarnie wielki (zsumowany) wyrok wobec pana Artura.
Oczywiście patrząc na całą sprawę zgadzamy się z jej absurdalnością – długie lata wiezienia za banalne w sumie (nawet jeśli by były prawdziwe) zarzuty.
Komentarze (13)
Dodaj swój komentarz