Podstawowym problemem, z jakim obecnie borykają się samorządy w całej Polsce, nie tylko Olsztyn, są nakładane przez rząd kolejne zadania, bez zabezpieczania na to środków finansowych. To tak jakby teściowa powiedziała do ukochanego zięcia: dziecko drogie, bardzo bym chciała pojechać na wczasy na Malediwy. Nie mam jednak internetu. Ty więc załatw wszystko. Oczywiście pieniędzy, zięciu kochany, też nie mam. Zapłać więc ty. Kiedyś może ci oddam.
Wszystkie samorządy najwięcej muszą dopłacać do oświaty. W Olsztynie to jest ponad 200 milionów złotych. A ja tak się zastanawiam, dlaczego w latach dziewięćdziesiątych, gdy oświatą zarządzał bezpośrednio minister oświaty, to władze z Warszawy utrzymywały szkoły w 100%. Po przekazaniu zaś (obligatoryjnym!) oświaty w ręce samorzadów subwencje oświatowe są (w stosunku do potrzeb!) coraz mniejsze.
Obecny rząd obniżył podatki PIT i CIT. Tyle, że „zapomnieli” w stolicy, iż te właśnie podatki są jedną z podstaw dochodów własnych gmin. Może więc przy zmniejszonych podatkach, należałoby zwiększyć choćby procentowy udział samorządów w daninach podatkowych. Tego jednak pomysłu nikt w Warszawie podejmować zamiaru nie ma. Dziwnym też trafem władze centralne zaczęły majstrować przy podatku dochodowym, a nie zajęły się choćby zmniejszeniem VAT. Tyle, że VAT w całości idzie do budżetu centralnego, a podatki dochodowe to już w sporym procencie dochody samorządów. Czyli Beata Szydło, Mateusz Morawiecki (a może jeszcze ktoś) chcieli być dobrzy dla wyborców (zmniejszając podatki), ale uczynili to nie swoim kosztem!
Przeciwnicy działań obecnego prezydenta Olsztyna mają mu za złe niektóre inwestycje – tramwaje, remont hali Urania. Nikt jednak nie wskazuje, co powinno być budowane w zamian. A może w ogóle nic nie powinno być budowane? Tyle, że wtedy pewnie ciż krytycy krytykowaliby brak inwestycji. Władze miejskie wystąpiły zaś (jak oświadczył prezydent) do wojewody o zwrot wysupłanych z budżetu miasta kwot, przeznaczonych na realizację narzuconych zadań rzadowych. Pisma te pozostają bez odpowiedzi. A może by PiS-owska opozycja, we władzach miejskich, zaczęła monitować swojego kolegę partyjnego, wojewodę (a nawet premiera), by ci jednak zrekompensowali te wydatki? Przecież wy, opozycjo, wszystko co robicie, to dla dobra miasta!
Jako przykład błędnych działań władz miejskich Olsztyna - głównie zbyt wielkich inwestycji - podaje się działania władz Elbląga, gdzie inwestycje zmniejszono drastycznie. No więc ja chciałbym tu przypomnieć, że budżet Elbląga jest o ponad połowę mniejszy od budżetu Olsztyna. A Elbląg nie jest o połowę mniejszy od Olsztyna! U nas mieszka mniej więcej 170 tysiecy mieszkańców, w Elblągu około 120 tysięcy. Głównym zaś zarzutem opozycji (też PiS-owskiej!) w elbląskiej Radzie Miasta jest… brak inwestycji.
Krytycy działań prezydenta Olsztyna zarzucają mu także rzekomy rozrost administracji. Przypominam jednak, że choć ten rozrost administracji może być mało moralny, to jednak nawet zwolnienie połowy urzedników nie dałoby oszczędności pozwalających zlikwidować „dziurę” w olsztyńskim budżecie! Tak jak nie wydaje się słusznym zarzutem oskarżanie władz miejskich o zbyt małą aktywność przy pozyskiwaniu w naszym mieście zewnętrznych inwestorów. Bo niby co konkretnie miałby jeszcze Grzymowicz zrobić, by Olsztyn stał się atrakcyjniejszy dla zewnętrznych inwestorów. Może powinien zatańczyć i zaśpiewać?
Potencjalnych krytyków tego tekstu chciałbym uprzedzić w jednym: od początku istnienia naszego portalu nie jesteśmy na utrzymaniu olsztyńskiego ratusza.
Krzysztof Szczepanik
Komentarze (14)
Dodaj swój komentarz