Najbardziej rewolucyjna jest oferta dopłaty, do wysokości 40%, uposażenia pracowniczego. Rządowa propozycja wsparcia warunkowana jest jednak deklaracją, że pracodawca przez 12 miesięcy nie zwolni swoich pracowników. Zachodzi obawa, że pracodawcy (już teraz mający wielkie kłopoty), po przeanalizowaniu wszystkich „za i przeciw” będą jednak woleli wygaszać natychmiast swoją działalność. Bo któż im zagwarantuje, że sytuacja na rynku zamówień nagle się poprawi. Że do hotelu, gdzieś w Mrągowie czy nawet Olsztynie, zaczną przyjeżdżać turyści. A przecież nawet część wynagrodzeń (wraz z pochodnymi) płacić trzeba.
Rządzący nie określili też kto konkretnie będzie adresatem pomocy. Jakie będą kryteria stwierdzenia „firma z problemami”. Jak przedsiębiorstwo będzie mogło to wykazać i kto będzie decydował o zatwierdzeniu pomocy czy też nie. Samozatrudnieni (czyli firmy jednoosobowe) muszą zaś wykazać spadek dochodów w marcu, by otrzymać jednorazowy zasiłek dwóch tysięcy złotych. Tyle, że obroty za marzec są wykazywane do 20 kwietnia. Czyli dopiero wtedy ruszyłaby machina rozstrzygająca o wypłaceniu (bądź nie!) jednorazowego świadczenia. Nota bene cała ta kwota pewnie i tak zostanie od razu „zjedzona” przez zaległy ZUS.
Raczej mało poważnie wygląda też propozycja niskooprocentowanej (czyli jakiej?) pożyczki do 5 tysięcy złotych dla firm zatrudniających do 9 pracowników. Przecież to jest ZUS dla raptem 3 (słabo opłaconych) osób za jeden miesiąc. Samo zaś przesunięcie płatności ZUS to tylko skumulowanie w czerwcu czy lipcu zaległych składek. Dlaczego, jeśli firma ma zmniejszone znacznie obroty, w ogóle nie darować jej tej daniny na rzecz państwa. Podobnie rzecz się ma z podatkiem dochodowym czy VAT.
Nie wiadomo też jak będzie technicznie wyglądała kontrola wysokości cen. Która podwyżka byłaby naturalna, a która „paskarska”? Jest także wiele innych wątpliwości odnośnie programu. Przedstawiła je w swoim oświadczeniu Konfederacja Lewiatan. Są to:
- zawieszenie terminów procesowych
- zawieszenia obowiązku badań lekarskich dla pracowników, skoro nie działa medycyna pracy
- przedłużenie oświadczeń o zatrudnieniu cudzoziemców
- uwolnienia środków z kont split payment VAT
- odsunięcia podatków sankcyjnych
- zabezpieczenia przed odpowiedzialnością za niezrealizowanie umów
Sama ogłoszona kwota pomocy, w wysokości 212 miliardów złotych, jest imponująca. Tylko ile z tych miliardów trafi rzeczywiście do pracowników i przedsiębiorców? Bo jak na razie to wiadomo tylko, że prezes Glapiński stwierdził, iż w NBP jest mnóstwo pieniędzy. Tyle, że owe miliardy pomocy mają pochodzić głównie ze sprzedaży obligacji. Kto je kupi jeśli NBP zmniejsza stopy procentowe. Nota bene sam program nie ma jak na razie żadnych ram prawnych, żadnej propozycji ustawy. A przecież te zasady pomocy musi zatwierdzić parlament. Oby więc nie skończyło się tylko na pięknych slajdach. Bo obecnie to rząd nie radzi sobie nawet z obroną złotówki przed gwałtowną dewaluacją. Euro w części kantorów już dobija do niespotykanej ceny 5 złotych.
Krzysztof Szczepanik
Komentarze (2)
Dodaj swój komentarz