Rząd PiS od 4 lat funduje nam ciągłe podwyżki. Do tej pory było ich około 40. Niestety, mamy już kolejne niepokojące sygnały jeżeli chodzi o zmiany cen. To m.in. sprawa opłaty paliwowej, będącą elementem ceny paliw płynnych, a także gazu. Obwieszczenie dotyczące podniesienia stawek zostało już podpisane przez ministra infrastruktury. To w praktyce oznacza wzrost cen paliw na stacjach. To jest też kolejny przykład sięgania do kieszeni polskich podatników i zabierania im pieniędzy.
To, co mnie najbardziej niepokoi w tej podwyżce, to sygnały pochodzące m.in. z Głównego Urzędu Statystycznego. Wynika z nich, że z jednej strony rośnie sprzedaż - i to dość dynamicznie -paliwa, natomiast nie rosną dochody z akcyzy, nie rosną dochody z opłaty paliwowej, w takim stopniu, w jakim powinny. To dość dziwne zjawisko wskazujące na to, że rząd niespecjalnie radzi sobie z uszczelnieniem systemu podatkowego. No bo jeśli rośnie sprzedaż, to proporcjonalnie do tego wzrostu powinny rosnąć wpływy z podatków od tej sprzedaży, czyli np. akcyzy, opłaty paliwowej, ale też VAT-u. W pierwszym przypadku dynamika wyraźnie wskazuje, że dzieje się coś niepokojącego. To pokazuje, że jeżeli chodzi o paliwa, to nie udało się uszczelnić systemu podatkowego.
To nie koniec jednak planowanych podwyżek, które funduje nam rząd PiS. Kolejny podatek, który tak naprawdę odkładany jest w czasie - głównie dzięki działaniom Komisji Europejskiej, która wskazuje na jego wadliwość - to podatek od sprzedaży detalicznej. Przypomnę, że to jest rozwiązanie, które PiS wprowadził już kilka lat temu. Mieliśmy nadzieję, że z tego podatku w ogóle się wycofa. Ale nie. Wraca i trafi na najbliższe posiedzenie Sejmu.
To przykład podatku, który w dość łatwy sposób rząd PiS przerzuca na konsumenta. W praktyce oznaczać będzie to, że my w sklepach zapłacimy więcej. Jedyna nadzieja w tym, że Unia Europejska rozstrzygnie inaczej.
Przyjdzie nam zapłacić za PiS-owskie "czary-mary"
Kolejna niepokojąca kwestia to jest energia elektryczna, o czym mówię od dłuższego czasu. Póki co rząd PiS uprawia przysłowiowe "czary-mary", ale wychodzi na to, że przyjdzie nam zapłacić za zaniedbania jeżeli chodzi o politykę energetyczną rządu PiS.
Tymczasem, w ciągu ostatnich czterech lat nie oddaliśmy do użytku żadnej elektrowni wodnej, nie buduje się w Polsce elektrowni wiatrowych, nie buduje się połączeń transgranicznych i zamiast kupować tanią energię, staliśmy się najdroższym jej producentem w Europie. Kupujemy węgiel z Rosji, zamiast kupować tanią energię elektryczną z Ukrainy, czy częściowo z Niemiec, bo na rynkach hurtowych ceny energii są niższe niż w Polsce.
To są zaniechania, za które zapłacimy, bo program osłonowy, który działał przedwyborczo w 2019 roku nie zostanie przedłużony.
A to oznacza wzrost cen energii elektrycznej dla gospodarstw domowych na poziomie 30-40 procent, bo o takie wzrosty cen wnioskują główni gracze na rynku. Jest to niepokojące także z punktu widzenia, że tak jak paliwo, tak i energia są nośnikiem kosztów przy produkcji i sprzedaży wielu produktów i usług. Doprowadzi to do zwiększenia inflacji i wzrostu cen.
Obniża się poziom życia
Obecna drożyzna będzie jeszcze bardziej odczuwalna. Na to nakładają się wcześniejsze decyzje PiS-u, takie jak podwyżka cen za odbiór śmieci. W konsekwencji dojdzie do takiej sytuacji, że dochody budżetu nominalnie będą rosły, ale realne dochody wprost przeciwnie. Wartość świadczeń będzie niestety spadała. Za te świadczenia kupić będziemy mogli coraz mniej.
Oczekuję od PiS-u pewnej refleksji w kwestii kształtowania cen i udziału rządu w kreowaniu właśnie tego wzrostu cen, bo rosnąca z tego powodu inflacja coraz mocniej uderza w kieszenie polskich rodzin, obniża siłę nabywczą ich dochodów i pogarsza jakość życia Polaków.
Janusz Cichoń
Komentarze (4)
Dodaj swój komentarz