Kryzys migracyjny na granicy polsko-białoruskiej narasta. Już teraz, według wstępnych szacunków, w pobliżu Kuźnicy przebywa ok. 3-4 tys. migrantów głównie z Afryki i Bliskiego Wschodu. Media donoszą nawet, chociaż nie wiem, na ile jest to wiarygodne, że sforsowali zasieki. Jeżeli to prawda, to nasi strażnicy graniczni czy żołnierze, również ci z Warmii i Mazur (Terytorialsi z Warmii i Mazur na granicy z Białorusią [WIDEO]), stoją właśnie oko w oko z nieznającym polskiego zdesperowanym tłumem. Są w sytuacji niezwykle trudnej i stresującej, w której do tej pory raczej większość z nich się nie znalazła. W sytuacji, gdzie jeden błąd może spowodować fatalne w skutkach konsekwencje.
Nie zazdroszczę im i jednocześnie mam wyrzut, tak – wyrzut, do naszego rządu, że dał się wciągnąć w grę Putina i Łukaszenki. A można było ten konflikt zdusić w zarodku, teraz będzie tylko gorzej.
Ale żeby zrozumieć, jak doszło do tej patowej sytuacji, cofnijmy się do genezy konfliktu. Władymir Putin rękami swojej marionetki Aleksandra Łukaszenki wypowiedział nam wojnę. Nie musiał używać do tego czołgów, rakiet czy grozić, że odetnie nam ropę i gaz. Nie, jest to wojna hybrydowa i asymetryczna, gdyż to Białoruś (kraj słabszy) szachuje Polskę (kraj silniejszy) uchodźcami. Kilka lat temu Turcja podobnie postępowała w stosunku do UE, grożąc że wpuści uchodźców, tam jednak chodziło o pieniądze (teraz wiadomo już, że Erdogan zezwala, aby Turkish Airways przewoziło ludzi do Mińska). W tym przypadku nie chodzi o pieniądze a o destabilizację Polski i w konsekwencji Unii.
Łukaszenko odgrywa się za zeszłoroczne wybory, kiedy to polski rząd ich nie uznał (dodam, że słusznie).
MSZ odnotowuje dzisiejsze wydarzenia na Białorusi. Prezydent wybrany w niedemokratycznych wyborach nie może zostać uznany za legalnie sprawującego władzę niezależnie od tego czy zaprzysiężenie będzie potajemne, czy oficjalne.
– możemy przeczytać oficjalne stanowisko MSZ z 23 września 2020 roku.
Kto odnosi największe korzyści w tej sytuacji? Rosja. Dla niej to opcja win-win. Putin przekonał się, że Łukaszenka zamknął się na Zachód i tak dla niego zatańczy, jak on mu zagra. Po drugie, destabilizacja Polski to osłabienie całej UE i pokazanie, że Unia nie potrafi zająć twardego stanowiska, na czym z pewnością skorzystają środowiska antyunijne, choćby i w naszym kraju. Po trzecie, wojna hybrydowa wymusza na stacjonujących u nas wojskach amerykańskich pozostanie, tym samym nie pozwalając „Wielkiemu Bratu” na przerzucenie sił do Azji, gdzie Chińczycy rosną w siłę zagrażając niepodległości Tajwanu.
I to też jest ciekawe zagadnienie, bowiem Rosja boi się Chin i wie, że Państwo Środka niedługo może rozpocząć swoją ekspansję. Teraz są skupieni na Tajwanie, co jakiś czas straszą Japonię. Dochodzi też do konfliktów na granicy chińsko-indyjskiej (strażnicy graniczni mają zakaz noszenia przy sobie broni palnej, żeby nie zaogniać napiętej sytuacji, chociaż regularnie dochodzi do bijatyk kończących się śmiercią czy to Chińczyków czy Hindusów).
Ale Chiny, mimo że oficjalnie utrzymują dobre stosunki dyplomatyczne z Rosją, mogą w końcu pokusić się o przejęcie kontroli nad jej wschodnimi rubieżami. A tego Putin boi się szczególnie. I nie chodzi tu nawet o aneksję, a raczej o masową migrację. Już w 2000 roku podczas wizytacji w Błagowieszczeńsku (obwód amurski) Putin powiedział mieszkańcom, że za kilkadziesiąt lat będą mówili po chińsku, koreańsku czy japońsku. Pieniądze chińczyków mogą sprawić, że realne zyski eksploatacji z bogactw trafią w końcu do Pekinu a nie Moskwy.
Wracają do Europy. Niezależnie od celów Putina (i Łukaszenki) nasza władza powinna zacząć wdrażać realne działania, a nie tylko pozorować takowe. Owszem, zwiększono liczebność wojsk, tyle że nie ma żadnej potrzeby ich używać. Po co pchać się w konflikt, który zostanie błyskawicznie napędzony przez media na całym świecie?
Migranci nie są naszymi wrogami, a raczej pionkami na szachownicy mamionymi szklanymi domami, chodnikami ze złota i winem wypływającym z fontann. Część z nich z pewnością ucieka od wojen, śmierci, głodu, część chce tylko zacumować w Niemczech, aby żyć lepiej niż w swoim kraju. To są jak najbardziej zrozumiałe przesłanki. Wielu naszych wszakże też wyemigrowało do mlekiem i miodem płynących krain Zachodu, a część z nich mieszka od lat w USA nielegalnie (czy ktoś wie, ile taki wyjazd kosztuje?). Taki lajf.
Jak zniechęcić ludzi do przyjazdu na Białoruś? A czy my, jako państwo, prowadzimy jakiekolwiek, już nie mówię, że skuteczne, działania informacyjno-propagandowe w Iraku, Afganistanie, Syrii, Somalii, Sudanie czy Kongu, które miałyby zniechęcać przybyszów do podróży do Polski? Czy nasze władze „biorą na dywanik” ambasadorów ww. krajów? Czy nasi ambasadorzy w ww. państwach stosują zabiegi dyplomatyczne względem tamtejszych władz?
Myślę, że rząd mógłby zrobić jedną rzecz, która dałaby kilka niewątpliwych korzyści. Chodzi o rozpoczęcie procesu deportacji. Po pierwsze, pokazałoby to, że Polska postępuje zgodnie z prawem (przypomnę, że część migrantów przedostała się na nasze terytorium) i stanowczo odcina się od handlu ludźmi, jaki prowadzą władze Rosji i Białorusi.
Po drugie, w świat, również w ten arabski, poszedłby przekaz, że Polska deportuje wszystkich (lub większość, której nie grożą śmiertelne reperkusje) do ich macierzystych krajów. I skoro granica polska jest zamknięta, niech szukają innych możliwości dotarcia do Niemiec.
Po trzecie, to pomogłoby zadbać o tych chorych i umierających i być może uchroniłoby od kolejnych tragedii. W końcu All Lives Matter.
Nie ma na co czekać, bo niedługo na granicy uchodźców i migrantów będzie nie kilka, a kilkadziesiąt tysięcy. A co, jeżeli Rosja zastosuje podobną strategię i w obwodzie kaliningradzkim zbierze się drugie tyle ludzi?
Cezary Kapłon
Komentarze (26)
Dodaj swój komentarz