Mam co do tego poważne wątpliwości! Bo cóż ci demonstranci do nas wykrzykują, jakie pryncypia prezentują. Proszę bardzo: "precz z brukselskim dyktatem" – to hasło jest jednym z popularniejszych. Demonstrujący zapominają w tym momencie, że przygniatająca większość Polaków jest za naszym akcesem do Unii. Zapominają także, iż tej samej grupie Polaków wcale nie przeszkadzają prawa stanowione w Brukseli. Bo one (prawa) są, wedle większości Polaków, tylko zabezpieczeniem przed różnorakimi wariacjami prawnymi w Warszawie. O tak przyziemnych sprawach jak choćby korzyści z naszego uczestnictwa w strefie Schengen rozprawiać nie ma sensu. Warto natomiast przypomnieć, iż w roku 2019 nasz polski eksport to ponad 235 miliardów euro. Z tego prawie 30% to sprzedaż naszych wyrobów do Niemiec. Sama zaś Unia Europejska przyjmuje ponad ¾ naszego eksportu. Dla porównania w roku 2003 (czyli ostatnim, gdy jeszcze nie byliśmy członkami wspólnoty) wyeksportowaliśmy towarów za ledwie nieco ponad 40 miliardów euro. Chyba więc coś na tym członkostwie nasza gospodarka zyskała. Rośnie też nasza zamożność. Jeśli ktoś tego nie widzi to chyba jest ślepcem. Świadomie pomijam tu miliardy euro, które wpłynęły do naszego kraju dzięki unijnym dotacjom. Bo to jest sprawa już niejednokrotnie wałkowana.
Oczywiście ktoś zakrzyknie, iż i tak jesteśmy ciągle biedniejsi niż Niemcy. Prawda, tylko na takiej samej zasadzie można porównać wewnętrzną zamożność w samych Niemczech. Tam ciągle występują znaczne różnice w zarobkach pomiędzy częścią zachodnią i wschodnią - dawna NRD. Znaczy to tylko tyle, że nie jest łatwo zasypywać różnice w dochodach nawet jeśli dzieje się to w ramach jednego państwa. Takie jest bowiem (ciągle aktualne, niestety!) pokłosie lat komunizmu.
Teraz przed nami jako państwem i społeczeństwem szansa na kolejny wielki krok. Marsz ku nowoczesności! Bo tylko to da szanse na doszlusowanie do najbogatszych społeczeństw. Ale tej nowoczesności nie osiągnie się mrzonkami miliona aut elektrycznych choćby, ani też planami budowy gigantycznego (i potwornie drogiego!) portu lotniczego. Potrzebna jest taka stymulacja gospodarki, by opłaciło się u nas inwestować (a nawet przenosić do Polski swoje siedziby!) największym koncernom. Jednocześnie władze państwa muszą opracować system, by najbardziej się w naszym kraju opłacało inwestować w najnowocześniejsze technologie. Byśmy przestali być tylko dużymi wytwórcami najprostszych towarów. Taką drogę kiedyś przeszła tak Japonia, jak i Korea Południowa.
Wszystko to jednak rozkwitnie tylko w warunkach demokracji. Bo tylko wtedy zagraniczni inwestorzy nie boją się inwestować w danym kraju. Nota bene najbogatsze kraje świata to demokracje liberalne. No może poza kilkoma wyjątkami na półwyspie Arabskim czy w Singapurze. A nie jest wzorcem do naśladowania ograniczenie tejże demokracji poprzez „upaństwawianie” wymiaru sprawiedliwości, poprzez jakieś dziwne plany „repolonizacji” (chyba raczej upaństwowienia!) mediów.
Problemem w naszym rozwoju jest też to, iż Polacy (Polki przede wszystkim!) nie chcą mieć więcej dzieci. Żadne programy socjalne tego nie zmieniły. Pozostaje nam więc tylko alternatywa, przed którą stanęły także inne europejskie kraje, albo będziemy „czyści narodowo” (ale biedniejsi z racji na brak rąk do rozwijania gospodarki!), albo też te mrzonki o „czystości narodowej” porzucimy, wpuścimy obcokrajowców i będziemy się rozwijali. Oczywiście z pełną świadomością, że wpuszczanie imigrantów ma też swoje (społeczne!) minusy i zagrożenia. Sceptykom takiego rozwiązania przypominam, że niemiecki cud gospodarczy lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, ubiegłego wieku był w dużej części dziełem imigrantów z Włoch, Jugosławii (ówczesnej) czy przede wszystkim Turcji.
Bo chyba jednak nie da się mieć ciastko („czystą etnicznie” Polskę) i zjeść ciastko – być bogatym społeczeństwem. Jeśli ktoś ma inny pomysł to proszę go przedstawić!
Krzysztof Szczepanik
Komentarze (30)
Dodaj swój komentarz