W tym miejscu jednak należy powiedzieć: dość. Dość fantazjowania i panikowania. To tak jak niedawne sugerowanie, że grozi nam pomór z okazji wcześniejszej grypy…ptasiej. Najbardziej wtedy zżymali się weterynarze, którzy przypominali, że choroba ta, w odmianie ptasiej, znana jest od setek (jeśli nie tysięcy) lat i trzeba wyjątkowych starań, aby się nią zarazić. Po prostu weźmy się więc za profilaktykę. Pomóżmy także materialnie Ukrainie, bo tam choroba rozprzestrzenia się głównie z braku podstawowych leków do jej zwalczania. Oczywiście można powątpiewać czy akurat masowe używanie masek na twarzach nam pomoże uniknąć zachorowania. Na pewno jednak skuteczne będą absolutnie klasyczne metody. Na początek tradycyjne szczepionki antygrypowe i unikanie spotkań z osobami już zakażonymi. Potem metody babuni (miód rozpuszczony w spirytusie) połączone z polopirynka i dalej z zapisanymi przez lekarza antybiotykami. Do tego tygodniowe wylegiwanie się pod kołderką i potem ostrożne „wchodzenie” w normalne życie. Bo pamiętajmy, grypa to nie wyrok przy którym już należy pisać testament. Ta choroba to jak strach, który ma wielkie oczy.
A w ogóle to kończę już to pisanie, bo mnie cosik bierze i trzeba, wychylić przygotowaną przez żonę miksturę miodowo-spirytusową, a potem zalec pod kołderką.
Pozdrawiam i nie dajcie się grypie. Nawet świńskiej!
Krzysztof Szczepanik
Komentarze (2)
Dodaj swój komentarz