Historia powtarza się co roku. Turyści z każdego krańca Polski pojawiają się w miejscowościach turystycznych. Po długiej podróży, zwiedzaniu i wypoczywaniu nad wodą głodnieją. Na szczęście - w miejscowości, w której się znajdują - jest pełno barów i restauracji, gdzie można dobrze zjeść. Turyści siadają, wybierają potrawy z menu. A następnie dziwią się, gdy na paragonie widzą... ceny zamówionych przez siebie produktów.
Historie takie najczęściej zdarzają się nad morzem i w górach, ale Mazury również mają się czym pochwalić. Jedna z internautek opublikowała na Twitterze zdjęcia paragonu z Mikołajek. Za niewielką miseczkę keczupu restauracja policzyła sobie... 5 złotych.
Zamieszczane w sieci przykłady "paragonów grozy" przypominają licytację. Kolejne osoby przekrzykują się, kto zapłacił więcej. Internauci zastanawiają się, czy liczenie sobie bajońskich sum za popularne dania jest moralne. Niektórzy śmiało deklarują, że nie przyjadą do restauracji, z których pochodzą przerażające paragony.
Turyści wstawiający na portale społecznościowe "paragony grozy" spotkali się z falą krytyki. Najpopularniejszym hasłem stało się "trzeba było spojrzeć na cenę, zanim się kupiło". Jeszcze inni mówią, że przy ogólnym wzroście cen (inflacja w czerwcu wyniosła 15,5%, co opisywaliśmy w artykule Dane GUS nie pozostawiają złudzeń. Inflacja w Polsce najwyższa od 25 lat) i kupowaniu i tak już drogich steków wołowych czy świeżych ryb wartości te nie powinny dziwić. Istnieje także grupa osób które chwalą się paragonami z lokalnych barów, gdzie za dwudaniowy posiłek płacą 20 złotych, ironicznie nazywając je "paragonami grozy".
Komentarze (17)
Dodaj swój komentarz