– Jesteśmy tutaj dlatego, że źle się dzieje w tym przedsiębiorstwie. Pracownicy są źle traktowani, upokarzani, zmuszani do pracy po godzinach, a za nadgodziny im się nie płaci. Chcę, żebyście państwo usłyszeli od pracowników o warunkach pracy w tym zakładzie. Nie wytrzymali i się zwolnili – powiedział Piotr Ikonowicz.
Następnie głos zabrali byli pracownicy sklepu.
– Pani kierownik ubliżała nam. Nasze godziny pracy były dziwnie ewidencjonowane, a nasze wynagrodzenia nie były do końca wypłacane, nie otrzymaliśmy całego wynagrodzenia – powiedziała jedna z kobiet.
– W pracy trzeba było być przed godziną 6, a najlepiej o 5.30. Powinniśmy wychodzić o 13.30, jak zaczyna się druga zmiana, a wychodziliśmy czasami o 15 lub 16. Robiliśmy dopóki nie skończyliśmy tego, co miała zrobić pierwsza zmiana. Towar nie mógł leżeć na magazynie, musiał być w całości rozłożony na sklepie – przyznała druga była pracownica.
I dodała: – No i wszyscy bali się przychodzić do pracy. Myślę, że kierowniczka nie jest świadoma, że krzywdziła ludzi. Padały wyzwiska. Każdy chował się na sklepie. Wykonywał zadania, żeby nie spotkać Karoliny.
– Za nadgodziny nie było w ogóle płacone. Mięso było sprzedawane nieświeże. Każdy miał wołać na kierowniczkę „Królowa” – przyznał mężczyzna.
– Jeżeli coś jej się nie podobało, to były krzyki, wyzwiska, groźby, że zostaniemy zwolnieni. Że ona wszystko może, a my nie mamy żadnych praw – dodał drugi mężczyzna.
Następnie Piotr Ikonowicz zapytał byłych pracowników sklepu, czy nadużywają alkoholu. Wszyscy zaprzeczyli. Ikonowicz powiedział, że rozmawiał z przedstawicielem marketu, który powiedział, że byli pracownicy, którzy źle mówią o firmie, nadużywają alkoholu.
Na miejscu był także lewicowy działacz Łukasz Michnik, który postanowił w Olsztynie otworzyć biuro Społecznego Rzecznika Praw Obywatelskich.
– Zgłosili się do mnie byli pracownicy, aby opowiedzieć o skandalicznych, tragicznych warunkach pracy, które panują w tej firmie. Usłyszałem wtedy naprawdę przerażające opowieści o miejscu, w którym poniżanie pracownika było na porządku dziennym, o miejscu, w którym eksploatowano pracowników obowiązkowymi nadgodzinami, za które nie dostawali pensji, gdzie ściągano ich w dni wolne do pracy, a każda rozmowa o urlopie kończyła się awanturą. Tu towar był ważniejszy od ludzi – powiedział Łukasz Michnik.
Dodał, że jest w kontakcie z 10 byłymi pracownikami. Powiedział także, że zgłosić się mogą także obecni pracownicy, jeżeli ich prawa są nadal łamane.
Martyna Morawska, prawniczka, wystosowała w tej sprawie pismo do Państwowej Inspekcji Pracy.
– Występujemy z zawiadomieniem i wnioskiem o podjęcie czynności kontrolnych. W związku z licznymi naruszeniami ze strony pracodawcy, inspektor pracy zbada m.in. czy nie dochodziło po stronie pracodawcy do potrąceń niezgodnych z kodeksem pracy, czy zachowana była stawka minimalna, czy pracodawca wdrożył procedurę antymobbingową a także czy na terenie zakładu pracy były zawierane umowy cywilnoprawne zamiast umowy o pracę – przyznała Morawska.
Jeżeli inspektor stwierdzi naruszenia, wówczas PIP może nałożyć na pracodawcę mandat karny w wysokości do 2 tys. zł, natomiast jeżeli chodzi o to czy umowy cywilnoprawne były zawierane w miejsce umowy o pracę, wówczas do sądu trafi wniosek o stwierdzenie stosunku pracy.
– Na razie próbujemy wywrzeć nacisk na kierownictwo firmy, żeby się opamiętało i zaczęło ludzi traktować po ludzku. Nie ukrywam, że będziemy inspirować i inicjować o powstanie komisji zakładowej związku zawodowego – dodał Ikonowicz.
Następnie zgromadzeni weszli do marketu. Piotr Ikonowicz porozmawiał z kilkoma pracownikami sklepu, którzy twierdzili, że dostają dodatkowe wynagrodzenie za nadgodziny, a z kierowniczką się dobrze współpracuje. Na koniec głos zabrał właściciel marketu.
– Gdyby była sytuacja taka, że ktoś nie miał płacone za nadgodziny, miałby na to dowody, to byśmy się spotkali w sądzie, a ja bym przegrał sprawę – powiedział właściciel sklepu.
Komentarze (39)
Dodaj swój komentarz