Jak wynika z danych udostępnionych przez 47 sądów okręgowych, czyli ze wszystkich tego typu jednostek w kraju, w I połowie 2024 roku wpłynęło do nich 39,7 tys. pozwów rozwodowych. To o 4,2% więcej niż w analogicznym okresie ubiegłego roku, kiedy było ich 38,1 tys.
– Tendencja faktycznie jest wzrostowa i nic nie wskazuje na to, aby w najbliższym czasie miało się to zmienić. Może to wynikać z efektu kuli śniegowej – skoro ktoś, kogo znamy, był w nieszczęśliwym związku i udało mu się z niego wyjść. Coraz większa liczba rozwodów to też skutek bogacenia się społeczeństwa. Dzisiaj już nie naprawia się zepsutych urządzeń – wymienia się je na nowe. Podobnie jest z małżeństwami – mówi adwokat Michał Dziedzic, specjalizujący się m.in. w sprawach rodzinnych.
Ekspert wskazuje też, że kiedyś rozwody wydawały się niedostępne, bo były drogie i skomplikowane. Dzisiaj przestał być to „towar luksusowy”, a zwiększenie ich liczby widać właściwie w każdej warstwie społecznej. Dlatego nie zaskakuje wzrost liczby pozwów i należy się spodziewać raczej utrzymania tego trendu w kolejnych miesiącach.
– Ludzie rozwodzą się w każdym wieku. Znam pary ze stażem 35 lat oraz takie, dla których pozew pisałem już osiem miesięcy po ślubie. Decyzja o rozwodzie jest zbyt wielowarstwowa i wieloaspektowa, żeby dało się ją dostosować tylko do stażu małżeńskiego. I w blisko 100% przypadków to nie jest wynik impulsu, czyli decyzji wskutek jednostkowego zdarzenia – komentuje radca prawny Paweł Budrewicz z Kancelarii Budrewicz.
Ze szczegółowych danych wynika również, że w I połowie br. najwięcej takich pozwów wpłynęło do sądów okręgowych w dużych miastach. 2,6 tys. tego typu spraw otrzymał SO w Poznaniu, 2,3 tys. – SO w Warszawie, a 2,1 tys. – SO w Krakowie. Kolejne 1,7 tys. wpłynęło do następnego stołecznego sądu, czyli do SO Warszawa-Praga. W Łodzi odnotowano 1,5 tys. tego typu przypadków. Do tego widać, że w poszczególnych sądach okręgowych liczba pozwów rdr. zmieniła się nieznacznie.
– Wysoka liczba pozwów rozwodowych w dużych miastach to wynik wyższej liczby ludności oraz większej anonimowości życia. Pary mogą łatwiej podjąć taką decyzję ze względu na lepszy dostęp do porad prawnych, mediacji oraz wsparcia psychologicznego – ocenia Kamil Jura, prawnik i wieloletni mediator rozwodowy z jednej z ogólnopolskich kancelarii prawniczych.
Kamil Jura podkreśla także, że zmiany rok do roku w liczbie pozwów w poszczególnych sądach są zazwyczaj niewielkie, co sugeruje stabilność społeczną i prawną w tych regionach. Fluktuacje mogą wynikać z lokalnych uwarunkowań, takich jak zmiany demograficzne, ekonomiczne czy kulturalne, ale ogólnie liczby te pozostają dość stałe, odzwierciedlając trwałe tendencje w społeczeństwie.
– W ostatnim czasie da się zauważyć wzrost rozwodów u małżeństw z bardzo krótkim stażem – nawet kilkumiesięcznym. Najczęściej dotyczy to obecnych dwudziestolatków i trzydziestokilkulatków. Zaraz po pojawieniu się pierwszych małżeńskich przeszkód decydują się na rozwód, często przed pojawieniem się potomka – zauważa mec. Michał Dziedzic.
Natomiast mec. Paweł Budrewicz podkreśla, że na tempo orzekania w sprawach rozwodowych kluczowy wpływ ma stopień skomplikowania i złożoność sprawy. Rozwód bez winy i bez dzieci może się skończyć w 3-4 miesiące, w zasadzie na półgodzinnej rozprawie. Natomiast rozwód z walką o winę i dzieci może oznaczać perspektywę nawet kilku lat. Czas oczekiwania na rozprawę w dużej mierze zależy od sędziego.
– W Warszawie na rozwód czeka się od trzech do piętnastu miesięcy. Ale są też takie sądy, w których pierwsza rozprawa odbędzie się po trzech latach od złożenia pozwu. Problemem może być też ewentualna apelacja. Wskutek zalewu spraw frankowych Sąd Apelacyjny w Warszawie dosłownie się zatkał. Rozpoznanie apelacji od wyroku rozwodowego trwa obecnie około dwa lata. I ten termin tylko się wydłuża – twierdzi ekspert z Kancelarii Budrewicz.
Do tego Kamil Jura wskazuje, że liczba nowych pozwów rozwodowych może stanowić problem dla sądów okręgowych, wpływając na tempo orzekania nie tylko w sprawach rozwodowych, ale także w innych sprawach cywilnych. Wzrost liczby spraw rozwodowych zwiększa obciążenie sądów, co może prowadzić do opóźnień w rozpatrywaniu innych pozwów. Chcąc temu zaradzić, warto rozważyć wprowadzenie usprawnień, takich jak zwiększenie liczby sędziów specjalizujących się w sprawach rodzinnych.
– Sposobem byłoby też lepsze wykorzystanie mediacji przedprocesowej oraz rozwój elektronicznych systemów zarządzania sprawami sądowymi. Dzięki temu można zmniejszyć obciążenie sądów i przyspieszyć procesy orzecznicze. Interesującym rozwiązaniem, które przyspieszy cały proces, może być również wprowadzenie przeprowadzania polubownych rozwodów przez notariuszy, nad czym obecnie pracuje Ministerstwo Sprawiedliwości – wskazuje Jura.
Ponadto adwokat Michał Dziedzic zauważa, że co roku widać wzrost spraw rozwodowych na przełomie października i listopada. Może to być związane z kilkoma czynnikami. Okres wakacyjny to często czas tzw. ostatniej szansy. Małżonkowie wierzą, że beztroska wakacji pozwoli im uratować związek. Niestety, przebywanie razem przez dłuższy okres często tylko wzmaga kryzys, ale go nie łagodzi.
– Ogólnie po każdej dużej przerwie w pracy, takiej jak święta, długie weekendy, ferie i wakacje, obserwuję zwiększone zainteresowanie rozwodami. Zaplanowanie rozstania na jesień może też być związane z rozpoczęciem roku szkolnego, kiedy małżonkowie chcą uporządkować kwestie opieki nad dzieckiem – wyjaśnia mec. Dziedzic.
Z kolei Kamil Jura uważa, że wzrost liczby pozwów rozwodowych może być uznany za niepokojący, zwłaszcza w kontekście powszechnej opinii o dużej liczbie pozwów. Może on sugerować pewne problemy w społeczeństwie, takie jak narastające konflikty w małżeństwach, trudności ekonomiczne czy zmieniające się normy społeczne. Jednak jako mediator rozwodowy, ekspert zauważa również pozytywną stronę tego zjawiska.
– Wzrost liczby pozwów rozwodowych może oznaczać, że pary, które nie widzą możliwości naprawy swojego związku, wybierają formalne rozwiązanie małżeństwa zamiast pozostawać w toksycznych relacjach. Mediacje rozwodowe odgrywają tutaj kluczową rolę, pomagając parom w polubownym i konstruktywnym zakończeniu małżeństwa, co minimalizuje negatywne skutki rozwodu, zwłaszcza dla ich dzieci – podsumowuje Kamil Jura.
Komentarze (20)
Dodaj swój komentarz