Pojechali do Chełma za Lublinem busem załadowanym po brzegi pomocą humanitarną dla mieszkańców Ukrainy.
- Nastawialiśmy się ogólnie na żywność, leki oraz opatrunki - opowiada portalowi Olsztyn.com.pl pomysłodawca wyprawy, olsztyński przedsiębiorca oraz pisarz science fiction używający pseudonimu artystycznego "Jurjan". - Kiedy załamały się dostawy żywności, ludzie będą tam już za chwilę głodować. A w szpitalach i punktach medycznych zabraknie opatrunków oraz leków.
Kupili zatem 1,5 tysiąca strzykawek o różnych rozmiarach a do nich igły. I jeszcze 300 opatrunków specjalnych na rany postrzałowe oraz 1000 bandaży. Wszystko to, co można dostać bez recepty. A do kompletu jeszcze silne środki przeciwbólowe oraz przeciwgorączkowe. Pamiętali także o dzieciach, dla których zakupili mleko w proszku oraz butelki ze smoczkami. A do kompletu jeszcze kilkaset opakowań mydła w kostkach oraz w płynie. Hurtownia z artykułami higienicznymi przekazała nieodpłatnie artykuły higieniczne o wartości ponad tysiąca złotych.
-Wszędzie spotykaliśmy się z ogromną życzliwością. I wiele osób dokładało coś od siebie, tak po prostu „od serca”. Każdy starał się dać, ile mógł. Chodziło o pomoc ludziom, takim, jak my, w tym ciężkim dla nich czasie: żeby ranni mogli być opatrzeni a głodni nakarmieni - wspomina "Jurjan".
W busie towarzyszył "Jurjanowi" jego przyjaciel Leszek Pruszyński, ale nad powodzeniem całej akcji czuwało jeszcze kilkanaście osób, które zaopatrzyły olsztyńską wyprawę nie tylko w pieniądze. Właściciel stacji benzynowej przy ulicy Stalowej, kiedy dowiedział się dokąd jadą, ofiarował od siebie 20 litrów ropy. Właścicielka małego sklepu w Kieźlinach zrobiła jeszcze zrzutkę wśród znajomych handlowców i dostarczyła do transportu humanitarnego "Jurjana" ponad 100 kg różnych produktów. A z uzbieranych wśród znajomych, przyjaciół i rodziny 12 tysięcy złotych kupili ponad 1000 konserw różnego rodzaju, a do tego hurtowe ilości makaronu, oleju i smalcu oraz różne kasze. Zostało im jeszcze 3 tys. zł, za które dokupią żywności i leków i dowiozą do Chełma za parę dni.
Leszek Pruszyński
- Bus użyczony bezpłatnie przez jednego z przyjaciół był już tak pełny, że nie udało się tam zmieścić nic więcej - dodaje "Jurjan". Nie chcieli wydawać uzbieranych pieniędzy na paliwo, jego zakup potraktowali więc jako swój wkład w to przedsięwzięcie.
Nie planowali przekraczać ukraińskiej granicy. Nawiązali więc kontakt z chorągwią ZHP w Chełmie, która zorganizowała punkt pomocy humanitarnej dla mieszkańców Ukrainy.
- Dostarczyliśmy transport do hufca w czwartek wieczorem, a w piątek rano wyruszył TIR do Odessy lub do Łucka - gdyby Odessa była już zablokowana. Taki był plan, a nie będę teraz dzwonił, żeby dopytać, którą wersję zrealizowali i przeszkadzał im w pracy. Oni naprawdę mają tam co robić - podsumowuje olsztyński pisarz.
Komentarze (20)
Dodaj swój komentarz