W programie Koalicji Obywatelskiej najmocniej brzmi argument o odsunięciu PiS od władzy. Może jednak macie także do zaoferowania coś bardziej namacalnego, coś konkretnie polepszającego życie każdego Polaka.
Chcemy odsunąć PiS od władzy, bo jest to ugrupowanie które kradnie nam demokrację, zawłaszcza państwo, buduje sieć mafijnych powiązań, uzależnia na różne sposoby ludzi, by rządzić i kraść jak najdłużej. Pozbawić ich władzy, to niewątpliwie cel nadrzędny. Pozostają jednak nie mniej ważne cele ekonomiczne, musimy bowiem uzdrowić naszą gospodarkę, uwolnić ją z okowów PiS.
Od momentu, gdy tylko PiS przejęło władzę, w roku 2015, rosną obciążenia podatkowe, pojawiają się nowe podatki i opłaty. System podatkowy jest coraz bardziej złożony, skomplikowany. Towarzyszą temu coraz większe obciążenia administracyjne, coraz bardziej skomplikowana sprawozdawczość. Interes państwa dominuje wyraźnie nad interesem prywatnym. Mamy do czynienia z prawdziwym dyktatem administracji skarbowej. Podatnik nie jest w tym systemie partnerem, czy klientem, lecz wrogiem, potencjalnym oszustem i złodziejem. To czasem przybiera postać polowania na podatnika.
Zamierzamy to zmienić. Państwo musi sięgać do naszych kieszeni, nie ma bowiem swoich pieniędzy, ale ważne jest jak to robi. To podatnicy utrzymują państwo. Zasługują więc na szacunek. System musi być oparty na założeniu, że podatnik jest uczciwy i chce wywiązywać się ze swoich zobowiązań wobec państwa. Administracja skarbowa powinna go wspierać i ułatwiać mu wywiązywanie się z tych zobowiązań. Chcemy zbudować równowagę pomiędzy interesem państwa i interesem podatnika.
Przekształcimy urzędy skarbowe, część administracji podatkowej, w Centra Obsługi Podatnika.
Zaczynający działalność gospodarczą będzie miał w takim Centrum swojego asystenta, który wspierał będzie „młodego” przedsiębiorcę w rozliczeniach podatkowych. Asystent będzie także pomagał w kontaktach i rozliczeniach z innymi organami administracji i instytucjami, takimi jak: ZUS, Urząd Pracy, urzędy administracji samorządowej i jej organy oraz z instytucjami finansowymi: bankami i ubezpieczycielami.
Centra Obsługi Podatnika to podstawowe źródło informacji podatkowej. Będą one musiały udzielać wyczerpującej informacji każdemu podatnikowi. Jeśli on się do niej zastosuje, wykorzysta w swojej działalności, będzie podlegał ochronie prawnej. Podatnik będzie miał prawo do przeprowadzenia konsultacji z urzędnikiem skarbowym. Protokół z konsultacji będzie stanowił gwarancję ochrony prawnej podatnika.
Zakładamy też możliwość zawarcia porozumienia z urzędnikiem skarbowym. W trudnych sytuacjach, wywołanych zdarzeniami losowymi, zaburzeniach płynności wywołanych, szokami zewnętrznymi, możliwe będzie np. kredytowanie w VAT, odroczenie płatności, rozłożenie należności na raty, czy ich częściowe, a nawet całkowite umorzenie. Do porozumienia włączone być mogą inne organy i instytucje. Zlikwidować działalność łatwo, rozpocząć czy przywrócić znacznie trudniej. Zniesiemy przy tym wszystkie opłaty związane z pozyskiwaniem informacji i interpretacji podatkowych. Twórcy prawa muszą być zainteresowani upraszczaniem, precyzją i jednoznacznością przepisów prawa podatkowego.
Centra Obsługi Podatnika nie będą miały uprawnień kontrolnych. Prowadząc rozliczenia podatników wykonywały będą jedynie czynności sprawdzające, na ich podstawie będą mogły dokonywać korekt deklaracji podatkowych (poprawić błędy).
Kontrolę podatkową prowadzić będzie dzisiejsza służba celno – skarbowa, uzbrojona w instrumenty pozwalające na ściganie oszustów podatkowych, oddzielona funkcjonalnie od Centrów Obsługi Podatnika. Przy czym kontrola polegałaby przede wszystkim na analizie danych wprowadzonych do systemu.
Obecnie obowiązek podatkowy powstaje w momencie wystawienia faktury. A kontrahenci nie zawsze płacą za dostarczony towar bądź usługę.
Szczególnie wobec małych biznesów (obrót do 2 milionów złotych rocznie) chcemy wprowadzić zasadę rozliczeń dopiero po spływie pieniędzy od kontrahenta. To byłaby zmiana rewolucyjna. Wszystkie zmiany doprowadziłyby do obniżenia kosztów prowadzenia działalności i ograniczeniu ryzyka związanego z prowadzeniem biznesu.
Czy działania ukierunkowane na mniejszą restrykcyjność systemu podatkowego, nie doprowadzą jednak do wyrośnięcia szarej strefy w gospodarce.
Trzeba założyć, że podatnik jest świadomy swoich zobowiązań wobec państwa i chce uczciwie się z nich rozliczać. Trzeba mu to jednak ułatwić. Ci którzy nie chcą, nie wywiązują się z obowiązków podatkowych i tak zostaną ujawnieni, poprzez rozbudowany system informatyczny. Przecież w analizach kontrolnych obecnie można korzystać nawet ze sztucznej inteligencji. Jednym z bardziej efektywnych elementów kontrolnych jest wytworzony za naszej kadencji system „jednolitego pliku kontrolnego”. Nadzorowałem wprowadzenie JPK, jeszcze jako wiceminister finansów w rządzie D. Tuska. W roku 2013 wypracowaliśmy ogólne założenia, a w roku 2015, już za kadencji Ewy Kopacz jako premiera, Sejm uchwalił stosowną ustawę. Przepisy, zgodnie z założeniami, weszły w życie w roku 2016. Przygotowaliśmy też założenia Centralnego Rejestru Faktur, jego budowa trwa już 8 lat. Efekty JPK skonsumowała zaś obecnie rządząca koalicja.
Ludzi interesują też jakiej wysokości podatki mieliby płacić gdybyście to wy objęli władzę.
Przede wszystkim chcielibyśmy ten system uprościć i wycofać absurdalne zapisy Nie zlikwidujemy np. składki zdrowotnej ale wycofamy np. opodatkowanie nią przychodów pochodzących ze sprzedaży majątku. Bo obecnie jeśli ktoś sprzedaje samochód, to prócz normalnego podatku zapłaci jeszcze od tej transakcji składkę zdrowotną.
Takich absurdów w „Nowym Ładzie” jest wiele. Rząd się z nich stopniowo wycofuje. Zmiana goni zmianę, uchwalamy już w sejmie ustawy zmieniające ustawy zmieniane. To wszystko wymaga uporządkowania, czas najwyższy wreszcie zakończyć chocholi taniec zmian wokół „Polskiego Ładu”.
Czy z tych proponowanych przez was zmian korzyści odniesie też osoba zatrudniona na etacie?
Skutki wysokich obciążeń pracy dotykają nie tylko pracowników ale i pracodawców. Demografia, to klucz do naszego programu. Mamy niesamowicie zdeformowaną strukturę demograficzną. Starzejemy się jako społeczeństwo w niewyobrażalnym tempie. Roczniki wyżu demograficznego lat pięćdziesiątych odchodzą na emeryturę, a na ich miejsce wchodzą roczniki z początku XXI wieku, które są zdecydowanie mniej liczne. W efekcie nasze potencjalne zasoby pracy kurczą się co roku o 200-250 tys (różnica pomiędzy rocznikami schodzącymi i wchodzącymi na rynek pracy). Temu zjawisku, nawiasem mówiąc, a nie działaniom rządzących, zawdzięczamy niski poziom bezrobocia w Polsce. Jednocześnie mamy bardzo niską aktywność zawodową. Coś z tym trzeba zrobić. Działania obliczone na wzrost dzietności, bardzo ważne, przyniosą efekty za dwadzieścia parę lat, wtedy urodzone dzisiaj dzieci wejdą na rynek pracy.
Tymczasem w Polsce nie opłaca się pracować. Musimy to zmienić, nie zabierając nikomu świadczeń, niektórym nawet je zwiększając, bo osoby wykluczone, nie mogące pracować mają prawo żyć godziwie.Wzrost wynagrodzeń, ale tez większy dochód do dyspozycji przy tych samych zarobkach to sposób na uatrakcyjnienie pracy. Praca musi się opłacać.
Takim rozwiązaniem jest nasze „babciowe” czyli 1500 złotych na opiekę nad dzieckiem. Nie chodzi o to by zasilać kieszenie babć. Kobieta, mama małego dziecka, wracająca do pracy, zaczynająca pracę, kalkuluje koszty i korzyści. Dzisiaj jej się to nie opłaca! Te 1500 złotych może zmienić tę kalkulacje.
Chcielibyśmy też by pracujący emeryci nie płacili składki ZUS, ale opłacało by ją państwo. Wtedy ich dochód do dyspozycji byłby zdecydowanie wyższy. Praca po osiągnięciu wieku emerytalnego powiększałoby późniejsza emeryturę. Tacy pracownicy byliby atrakcyjni dla pracodawcy, bo nie opłacałby za emerytów składek ubezpieczeniowych.
Zastanawiamy się też mocno nad pakietem dla młodych. To np. zwolnienia podatkowe. PiS wprowadziło takie zwolnienia, ale w dziwnej formule, do 26 roku życia. Według nas tu granicą powinien być nie wiek lecz czas pracy (pierwsze 5 lat). Bo przecież absolwenci studiów wchodzą na rynek pracy trochę później. Oni są w tym zwolnieniu zdecydowanie pokrzywdzeni. Dla nich ta ulga jest mocno teoretyczna. Zastanawiamy się też nad, okresowym ograniczeniem składki ZUS, być może z opłacaniem składki przez państwo, po to by zwiększyć dyspozycyjny dochód młodych ludzi i zachęcić do odprowadzania składki w przyszłości.
Prawo i Sprawiedliwość obniżało podatki nie kosztem centralnych instancji tylko kosztem samorządów. Bo to one straciły miliardy na niby zmniejszeniu podatku do 12%. Co więc zrobić by podatki były niskie, ale samorządy na tym nie traciły.
To jest typowo PiS – owska metoda zawłaszczenia i podporządkowania sobie samorządu. Robi się to ograniczając im dochody własne. Teoretycznie ubytek ten jest rekompensowany dotacjami, kartonowymi czekami. Te czeki i granty rozdaje się wedle zasady „KomuNA, KomuNie” czyli przede wszystkim swoim samorządowcom. Zmusza to samorządowców do „wieszania się u klamek” rządowych. W PiS pojawiają się parlamentarzyści – załatwiacze, którzy lobbują, by to ich lokalny samorząd dostał kasę. Nie są to działania bezinteresowne.
Dochody własne samorządów rosną, mówi PiS. Tyle, że rosną dzięki inflacji. Ten wzrost zderza się z szybciej rosnącymi kosztami usług publicznych świadczonych przez samorządy. Wzrost dochodów nie nadąża za wzrostem kosztów.
Zmniejszające się wpływy podatkowe to straty także dla rządzących.
To tylko ułuda, tworzona dla naiwnych obserwatorów. Wybiórczo czynionym (i mocno rozpropagowanym) obniżeniom podatków towarzyszyły, nowe podatki oraz podwyżki tych podatków, w których samorządy już żadnego udziału nie mają. Wprowadzono sporo nowych danin fiskalnych, poczynając od podatku od instytucji finansowych, na podatku od sprzedaży detalicznej kończąc. W czasie rządów PiS wprowadzono ponad 40 nowych podatków i innych opłat. One wszystkie są przenoszone, przez płacących te daniny, na kupujących. Samorząd ubożeje, a rząd rekompensuje sobie ubytek dochodów wprowadzając nowe tytuły płatnicze i podnosząc stare, którymi z nikim dzielić się nie musi. Tym sposobem samorządom jest coraz trudniej wiązać koniec z końcem, świadczyć usługi na wysokim poziomie i realizować inwestycje. A oczekiwania społeczne się nie zmniejszają. No więc własną nieudolność można zrzucić na samorząd. PiS nie traktuje samorządu jako części państwa. Najwyraźniej chciałby podporządkować go władzy centralnej. A przecież jakość naszego życia jest budowana właśnie na dole, w gminie, powiecie, województwie.
Przeprowadzimy gruntowne zmiany w sposobie finansowania samorządów. Powinniśmy zwiększać dochody samorządu. Kluczowe znaczenie mają tu udziały samorządów w podatkach dochodowych, Możliwe wydaje się zostawienie całego wpływu z podatków dochodowych w samorządzie. Choć trzeba tu uwzględniać fakt, że nie w każdym samorządzie byłyby to dochody wystarczające. Trzeba więc przebudować system wsparcia tych słabszych, nie mających wystarczających źródeł dochodów, samorządów. Funkcjonujące do tej pory tak zwane „janosikowe” czyli zabieranie części dochodów samorządom bogatym na rzecz tych biednych trzeba ograniczyć, wprowadzając jednocześnie nowe mechanizmy wyrównawcze. Chodzi bowiem o to, by nie karać tych, którzy mają własne, wysokie dochody. Potrzebny nam również własny fundusz spójności, działający na wzór europejskiego funduszu spójności, który preferuje regiony biedniejsze. Bazą takiego funduszu i mechanizmu wyrównawczego powinny być dochody budżetu państwa np. VAT.
Co byście nie mówili to i tak na początek wyborcy pewnie się spytają co zrobicie z inflacją.
Inflacja w Polsce pojawiła się jeszcze przed wojną na Ukrainie, przed pandemią covid. Wynikała ona przede wszystkim z rosnących kosztów funkcjonowania przedsiębiorców. To są głównie koszty podatkowe. To nowe podatki i opłaty, o których mówiliśmy wcześniej, przerzucane na klientów poprzez wzrost cen właśnie. Mechanizmy wprowadzone przez PiS doprowadzały do wzrostu cen za wywóz śmieci, dostarczanie wody.
Osobny rozdział to spółki skarbu państwa, działające w kluczowych, z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa, obszarach. Poddane konsolidacji i objęte politycznym nadzorem stały się molochami, w których wzrost kosztów przerzucany jest na całą gospodarkę, Monopolizacja rynku, pompowanie kosztów (choćby poprzez wielkie przerosty zatrudnienia) kończy się niekontrolowanym wzrostem cen. Wystarczy rzut oka na polską energetykę. Miliardy strat w Jaworznie, Ostrołęce, Turowie. Na dodatek wiele firm oraz osób fizycznych, od grudnia nie otrzymuje faktur za energię elektryczną. Ostatnie wystawiono często jeszcze w grudniu ubiegłego roku. To namacalny dowód jak źle zarządzany jest cały sektor. Jak przestrzelono ceny energii. Nota bene ja też dostałem ostatnią fakturę za energię z rozliczeniem... listopada ubiegłego roku.
W Orlenie funkcjonuje i „żywi się” ponad 200 spółek, 200 zarządów i rad nadzorczych, te spółki maja swoje spółki, do tego armia doradców, zlecenia dla „przyjaciela królika”. Także polityczne zlecenia. „Orlen” kupuje np. za gigantyczne pieniądze, deficytowy „Polska Press”, Prezes chce bowiem mieć pełną kontrolę nad mediami. Koszty nie są ważne…. To wszystko elementy pompujące inflację.
Kontrola państwa jak za czasów „komuny”, przynajmniej w sensie ekonomicznym. Regulatorzy kontrolują ceny monitorując koszty, i poprzez limitowanie marży ograniczać chcą wzrost cen. Wyższe koszty (w spółkach skarbu państwa) to przy stałych marżach wyższe zyski, więcej kasy do podziału. Jeśli macie 100 milionów kosztów to przy przysłowiowej 10% marży, 10 milionów zysku, ale jeśli przy tej samej produkcji macie 200 milionów kosztów, zysk się podwoi i wyniesie 20 milionów. Żyć nie umierać i tylko powiększać koszty. Bo one dają zysk polskim Obajtkom.
Ale dzięki Orlenowi mamy najtańsze w Europie paliwa... Przynajmniej tak sugerują prezesi. Firmy i... państwa.
Do marca płynęła do nas ropa rurociągiem „Przyjaźń”. Była ona zdecydowanie tańsza (nawet do 30%) od tej arabskiej. A ceny hurtowe, po obcięciu obciążeń podatkowych, były najwyższe w Europie.
To znaczy, że Prezes A. Glapiński jest niewinny, nie odpowiada za inflację?
Co to to nie. Luzowanie ilościowe „dodruk pieniądza”, przy rosnących wydatkach pozabudżetowych, napędzał konsumpcję. Spóźnione decyzje, zła komunikacja, brak wiarygodności. Wręcz „gaszenie pożaru benzyną”, NBP kontynuował skup aktywów mimo rosnącej inflacji prawie do końca 2021 roku. Te błędy dzisiaj się mszczą. NBP ma poza stopami procentowymi inne instrumenty z których w ogóle nie korzysta. „Jak coś rośnie to kiedyś zacznie spadać”, to dewiza A. Glapińskiego. Samo życie...
A zła polityka fiskalna (rząd) i jeszcze gorsza polityka monetarna (NBP) to dramat polskich rodzin. Efekt to DROŻYZNA! Najwyższa inflacja w Europie (Węgrzy są jeszcze lepsi).
Bodaj sztandarową inwestycją PiS ma być Centralny Port Komunikacyjny. Ma to kosztować krocie. Czy ktokolwiek przedstawił jakiekolwiek solidne wyliczenia typu „teraz zapłacimy, ale to się będzie opłacało”.
Nikt nigdzie takich wyliczeń nie przedstawił. Liczy się efekt propagandowy. PiS potęgą jest i basta!
Za czasów rządów PO rozważaliśmy budowę takiego lotniska. Analizy wskazywały, że to nie ma uzasadnienia ekonomicznego. Wyliczaliśmy, że o wiele lepszym ekonomicznie rozwiązaniem byłaby synchronizacja komunikacyjna (połączona z rozbudową) istniejących lotnisk na Okęciu, w Modlinie, stawialiśmy na rozwój portów regionalnych. Nie o rachunek ekonomiczny tu chodzi, pytanie czy politycznie się to jeszcze PiS opłaca?
Komentarze (33)
Dodaj swój komentarz