Staniszewski dzielnie odparł atak licznie zgromadzonej grupy lokalnych kierowców i do Polski wraca z pulą dwudziestu czterech małych punktów. W wielkim finale Staniszewski z czasem 3:58,315 rozdzielił Węgrów Tomasa Karai w Audi S1 (3:54,029) i Zoltana Koncsega w Audi A1 (3:58,665). Dopiero szósty na metę przyjechał drugi spoza kraju gospodarzy Czech Ales Fucik w Volkswagenie Polo RX (4:01,486).
Po pierwszej eliminacji liderem cyklu z pulą 29 punktów został Karai, drugie miejsce ex aequo - obaj po 24 punkty - zajmują Staniszewski i Koncseg.
- To wielki sukces, zrobiliśmy tutaj wielki wynik. Drugie miejsce wśród piekielnie silnej węgierskiej stawki to naprawdę jest powód do zadowolenia - powiedział tuż po rajdzie Zbigniew Staniszewski.
I dodał: - Nie było łatwo. Z awizowanych czternastu kierowców w klasie supercars wystartowało dziesięciu. Ośmiu to Węgrzy, którzy znają ten tor na pamięć i każdy metr wykorzystują na maximum możliwości. I my tutaj na ich podwórku wjeżdżamy na podium na bardzo dobrym drugim miejscu. Przegrywamy jedynie z mistrzem kraju Tomasem Karai.
Jak zaznaczył Staniszewski, biegi kwalifikacyjne przebiegały spokojniej niż rok temu: - Były nerwy i dużo obtarć, ale generalnie jechałem uważnie i udało się uniknąć poważnych kolizji. Jeszcze raz powtórzę. Jestem dumny z zespołu, auta i siebie. Mega dobrze wróży to w kontekście obrony tytułu mistrza Europy. Jestem rozjeżdżony, jestem w uderzeniu. Za tydzień widzimy się w Słomczynie na łączonej eliminacji mistrzostw Polski i Europy. Nie zwalniamy tempa, te punkty ustawią nas w bardzo dobrej sytuacji przed dalszą częścią sezonu. Dziękuję całemu zespołowi, sponsorom i rodzinie. Święta spędzamy poza domem, ale warto było przyjechać tu i wykręcić znakomity wynik w jaskini lwa.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz