Stołeczne media informują o około dwustu pojazdach, które blokowały trasy S2, S8 i DK50. „Początek upadku transportu polskiego”, „Nie dla firm z białoruskim i rosyjskim kapitałem w Polsce!”, „Przywrócić zezwolenia dla firm transportowych z Ukrainy” - takie hasła pojawiły się na naczepach polskich przewoźników realizujących transport międzynarodowy.
Zdaniem organizatorów, nieskuteczne sankcje sprawiły, że polskie firmy utraciły dostęp do wschodnich rynków. Strajk wsparła Konfederacja, podkreślając, że branża transportowa odpowiada za 6% polskiego PKB i milion miejsc pracy. Aktualnie jej istnienie ma być zagrożone przez nieuczciwą konkurencję ze strony białoruskich, rosyjskich i ukraińskich przewoźników.
Według strajkujących, przewoźnicy zza wschodniej granicy bez większych przeszkód zakładają firmy w Polsce. Następnie, pomimo sankcji, przewożą towary z UE na Białoruś. Dodatkowo na trasie do granicy z Białorusią dyktują dumpingowe ceny przewozu, czym eliminują konkurencję i unikają opodatkowania. Zakładanie firm z polskim kapitałem na Białorusi ma być natomiast niemożliwe.
W środowym strajku wzięli udział głównie przewoźnicy z Lubelszczyzny.
- Na miejscu nie było przewoźników z Warmii i Mazur, ale popieramy postulaty strajkujących – powiedział nam Waldemar Wojsz, prezes Warmińsko-Mazurskiego Zrzeszenia Przewoźników Drogowych.
Przewoźnicy dali rządowi dwa tygodnie na realizację postulatów. Po tym czasie planują zaostrzenie strajku, włącznie z wjazdem do największych miast w Polsce.
- Problem dotyczy całego rynku. Tym bardziej u nas w rejonie, zostaliśmy dotknięci sankcjami – powiedział nam Marcin Marszko z olsztyńskiego KMM Logistics. - Gdy pojawiły się pakiety sankcyjne to na krajowy rynek wylało się morze firm białoruskich i rosyjskich. Nasza firma ma aktualnie duże problemy z pozwoleniami na wyjazd do Rosji. Nam się to poukracało, a oni to obchodzą – zakończył.
Komentarze (22)
Dodaj swój komentarz