Dziś jest: 28.11.2024
Imieniny: Lesława, Stefana
Data dodania: 2005-11-17 00:00

magda_515167

Samoobrona w szkole

Czy nauczycielom z naszego miasta potrzebne są kursy samoobrony? Zaproponował je właśnie olsztyński Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli.

reklama
Warsztaty "Elementy samoobrony na lekcjach wychowania fizycznego" chce prowadzić Lesław Wychadańczuk, nauczyciel wf. z Gimnazjum nr 8 w Olsztynie. Zachęcał do nich na niedawnej prezentacji - zorganizowanej przez Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli z ul. Turowskiego. Dzięki nim nauczyciele nie tylko będą mogli nauczyć swoich uczniów, jak się bronić. Wychadańczuk nie kryje, że dowiedzą się, też "jak fachowo interweniować, gdy spotkają się w szkole z przemocą wobec siebie czy między uczniami".- Na przerwach zdarzają się bójki między uczniami, ktoś musi ich rozdzielić, by nie zrobili sobie krzywdy. Pamiętam, że kiedyś wychowawca, interweniując, zahaczył jednego z podopiecznych paznokciem, a potem miał nieprzyjemności, bo naruszył nietykalność cielesną ucznia. Gdyby znał odpowiednie chwyty, mógłby ich rozdzielić bez niepotrzebnej szamotaniny - tłumaczy. Dodaje, że na jego kursy przychodzą głównie ludzie, którzy wcześniej nie wiedzieli, jak sobie radzić. Są niezbyt sprawni fizycznie, bojaźliwi, zajęcia pomagają im nabrać pewności siebie. - Często to wystarczy, nie muszą wykorzystywać nabytych umiejętności - mówi Wychadańczuk. Waldemar Żakowski, wicekurator oświaty w Olsztynie, nie chce się wypowiadać o kursie, bo go nie zna. Ale uważa, że w szkołach nie zdarzają się sytuacje, gdzie użycie siły przez nauczyciela wobec ucznia byłoby uzasadnione. - Jeśli dojdzie do bójki między uczniami, to trzeba ich rozdzielić, ale bez jej użycia. Wychowawca może stanąć między nimi, upomnieć, wezwać policjantów. Oni są od tego, by ucznia obezwładnić, nauczyciel nie ma prawa - twierdzi Żakowski. - Nie potrafi sobie poradzić, to może nie nadaje się do tego zawodu. Żakowski opowiada, że kiedyś jeden z podopiecznych szkoły specjalnej zaatakował koleżankę nożem, nauczyciel go obezwładnił, wytracił mu nóż, i wyleciał z pracy za użycie siły wobec ucznia. Stanisław Gierba, dyrektor Zespołu Szkół Ogólnokształcących:. - Nauczyciel nie powinien się uczyć, jak obezwładniać, bo go to zrobi, mogą go spotkać grube nieprzyjemności. U nas ciągle większą ochronę ma napastnik, a nie ofiara czy obrońca. Nie wiem, jak nauczyciel mógłby się tłumaczyć, gdy np. wykręci rękę uczniowi. A co z agresywnymi uczniami? - Na ich zachowania musimy reagować. Ale najwyżej ostrym słownym upomnieniem lub obniżoną oceną ze sprawowania. Jeśli to nie skutkuje, nic więcej nie możemy - mówi Gierba. - Rzeczywiście bywamy bezsilni wobec agresywnych dzieci. Alicja Pogorzelska, dyrektorka Gimnazjum nr 14 na Dajtkach, zastanawia się, jakie umiejętności z kursu samoobrony mogą przydać się nauczycielowi. - - Coś musi być nie tak w placówce, której pracownicy muszą się tego uczyć - dziwi się. Ale anonimowo olsztyńscy nauczyciele mówili nam, że kurs samoobrony by im się przydał. - Problem agresywnych uczniów dotyczy głównie gimnazjów, tu chłopcy bywają bardzo wyrośnięci. Jeśli źle się zachowują, inaczej niż w liceum, nie można ich wyrzucić. Dlatego nie zaszkodzi, by nauczyciele wiedzieli choćby, jak bronić słabszych uczniów przed silniejszymi - mówi nauczycielka z olsztyńskiej szkoły. - W szkołach pracują głównie kobiety, jak drobna nauczycielka ma sobie radzić z nastolatkiem, który ma metr osiemdziesiąt? Zrobić błazna z agresora Wychowałam się w nauczycielskiej rodzinie. Moja mama uczyła w szkole trzydzieści lat, siostra i szwagier są nauczycielami. Na studenckich praktykach pracowałam w szkole. Dlatego czuję się uprawniona do stwierdzenia, że uczestnictwo w takim kursie jest przyznaniem się szkół - nauczycieli i dyrektorów - do porażki wychowawczej. Nie sztuką jest obezwładnić ucznia, wytrącić mu w odpowiedni sposób nóż z ręki. Sztuką jest zdobyć zaufanie, szacunek i przede wszystkim wychować sobie klasę. Bo gdy jeden szaleje, a reszta uczniów nie widzi w nim bohatera, a błazna, to ten agresywny nie będzie się miał przed kim popisywać. Dlatego bardziej polecam pracę nad dogadywaniem się z młodzieżą niż naukę chwytów. Na studiach tego nie uczą. Źle, jeśli także dyrektor w szkole bardziej wymaga od nauczyciela robienia gazetek, pisania konspektów i planów motywacyjnych niż zdobywania szacunku wśród uczniów. Joanna Wojciechowska Nie radzisz sobie, jesteś winny Przez dwa lata byłam polonistką w olsztyńskim gimnazjum. Na początku pracy zgłaszałam dyrekcji problemy związane z agresywnym zachowaniem ucznia. W odpowiedzi usłyszałam, że muszę sobie jakoś radzić. Zrozumiałam, że jeśli sobie nie poradzę, to będzie moja wina. Inni nauczyciele nie przyznawali się do kłopotów z utrzymaniem dyscypliny w klasie w obawie przed utratą dodatku motywacyjnego albo pracy. Sytuację zmienił sam uczeń - zaatakował koleżankę cyrklem matematycznym i nie mogliśmy już udawać, że nad nim panujemy. Okazało się, że ma zaawansowane ADHD (nadpobudliwość ruchowa i zaburzenia koncentracji) i wymaga indywidualnego nauczania. W gimnazjum często nauczycielka jest bezradna. Nieraz słyszałam uwagi uczniów, że nic nie możemy im zrobić. To prawda i dobrze, że prawo nie pozwala bić i zastraszać dzieci. Tylko jak skutecznie zapewnić im bezpieczeństwo? Gdy silniejszy tłucze młodszego, zdąży go nieźle poturbować, nim do szkoły dojedzie policja. Ewa Jarzębowska

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz


www.autoczescionline24.pl