Głównym miejscem „nielegalnych zrzutów” śmieci znów stają się lasy. Teoretycznie tak miało nie być. Bo przecież teraz za wszystko i tak płacą samorządy, zwykłemu więc Kowalskiemu powinno się po prostu nie opłacać wyrzucanie odpadków, gdzie popadnie. O rozwikłanie tej zagadki poprosiliśmy Andrzeja Ryńskiego, członka zarządu olsztyńskiej spółki Remondis, zajmującej się miedzy innymi wywozem nieczystości.
- Na początek chciałbym podkreślić, że nie można porównywać sytuacji sprzed reformy i obecnych – mówi A. Ryński. Jak by nie patrzeć, to obecnie tych śmieci, podrzucanych do lasów, jest o wiele mniej, niźli kiedyś.
- Jednak one tam bywają. Mechanizm reformy miał wykluczyć tego rodzaju przypadki.
- Zabrakło, przed wprowadzeniem zmian w przepisach, szerszej akcji promocyjnej. Wielu ludzi ciągle nie wie, że niezależnie, gdzie oni te śmieci wyrzucą, to i tak, do kasy gminy, muszą zapłacić, za wywóz i utylizację odpadów. Ponadto ciągle bardzo wiele osób, nie trudzi się segregacją odpadów. To powoduje, że musimy wozić na wysypiska bardzo duże ilości śmieci. A miało ich przecież być mniej.
- Czy wszystko można zrzucić na „nic nie rozumiejących obywateli”?
- Zgrzytają także nowe mechanizmy. Szczególnie w biednych gminach wiejskich. Tam wójt organizuje przetarg i wygrywa firma o najtańszej ofercie cenowej. Z reguły jest to małe miejscowe przedsiębiorstwo, bez żadnego zaplecza technicznego. Wygrywa jednak często argument ochrony lokalnych miejsc pracy. Tyle, że taka niska cena, doprowadza do tego, że firmie nie opłaca się zbierać śmieci częściej jak raz na dwa, trzy tygodnie. Śmietniki są więc przepełnione, a ludzie wynoszą swoje odpady … do lasu. Za niewywożenie zaś śmieci, mieszkańcy karzą gminę w swoisty sposób. Po prostu opornie płacą comiesięczne daniny „ za wywożenie nieczystości”. Ponadto, system polegający na tym, że wielkość opłaty oblicza się na podstawie deklaracji mieszkańców, mających określić, ile w ich gospodarstwie osób realnie mieszka, doprowadza do tego, że ciż mieszkańcy deklarują zawsze mniej osób. Bo więcej oznaczałoby także większe opłaty. Tym sposobem w pod olsztyńskich gminach wiejskich, liczba mieszkańców (na podstawie deklaracji „śmieciowych”) jest mniejsza o około połowy, od tej wynikającej z meldunków. A sprawdzanie prawdziwości deklaracji, o ilości osób w gospodarstwie domowym, jest uznawane za „mało polityczne”. I koło się zamyka. Bo gmina tym bardziej nie ma pieniędzy na wynajęcie lepszej, bardziej solidnej, o większym zapleczu technicznym, firmy…
- Choćby takiej jak wasza… To brzmi jak promocja własnych usług.
- Wcale się nie wstydzę, że „Remondis” ma wyposażenie pozwalające wykonywać właściwie usługi.
- Czy więc uważa pan, że reforma śmieciowa okazała się niewypałem.
- To był ruch we właściwym kierunku. Władze jednak zatrzymały się w pół kroku. Teraz należy, te wszelkie niedopatrzenia, tylko wyeliminować, by system był szczelny. By wygrywały firmy o dobrym wyposażeniu technicznym, by wójtowie czy prezydenci czuli się zobligowani do weryfikacji prawdziwości deklaracji mieszkańców. Niezbędny wydaje się także powrót do mocnej kampanii promocyjnej, właściwej gospodarki odpadami, w gospodarstwach domowych.
- Dziękuję za rozmowę.
(kzs)
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz