Rano pod „Niezapominajką” przy ul. Jagiellońskiej na olsztyńskim Zatorzu stoi starsza kobieta. To pani Helena. Obok ma rozłożoną folię, a na niej skarpety, czapki, apaszki, swetry, czyli odzież, którą sama dzierga.
– Codziennie stoję tutaj albo przy rynku na Kolejowej przez kilka godzin od rana, aby wpadło chociaż te 20-30 zł – powiedziała w rozmowie z nami.
Przez dwie godziny sprzedała jedną parę skarpet. Więcej prawdopodobnie dzisiaj nie zarobi, bo zaraz idzie do domu. Dorabia tak od czterech lat do niewielkiej emerytury. Wcześniej przez lata pracowała jako sprzątaczka na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim.
– Już wcześniej dziergałam. Teraz po prostu dorabiam do emerytury, żeby starczyło na opłacenie mieszkania i na leki – dodała pani Helena.
A tych musi brać dużo, bo ma astmę, problemy z tarczycą oraz schorzenia płucne.
– Latem zbieram jagody i szczaw, ale poza Olsztyn się nie zapuszczam. Już kilkukrotnie zemdlałam i karetką mnie wieźli do szpitala – wyjaśniła kobieta.
Kobieta przyznała wprost, że cen nie ma niskich, za parę ciepłych skarpet zapłacimy 20 zł. Jedną skarpetę dzierga przez jeden dzień. Szalik to kilka dni roboty, nawet tydzień.
– Dlatego kupują u mnie osoby głównie młode, bo starsze są w podobnej sytuacji, jak ja – zaznaczyła.
Mimo wielu dolegliwości nie poddaje się. Nie chce nawet słyszeć o żadnych zasiłkach. Uważa, że zarabiać powinno się pracą. Jednak niedługo mogą przyjść ostre mrozy i wtedy nie będzie już mogła sprzedawać rzeczy, a co za tym idzie, nie zarobi na leki.
– Nie mam niestety zdrowia, aby stać na podwórzu zimą. Jeszcze w taką pogodę, jaka jest teraz to tak, ale gdy zrobi się minus dziesięć albo i więcej, nie dam rady – dodała.
Sytuację pani Heleny opisał w mediach społecznościowych pan Kamil.
Komentarze (40)
Dodaj swój komentarz