Pierwszym etapem świątecznych przygotowań są prezenty. Wspaniale, przecież wszystko można dzisiaj kupić, nie będzie żadnego problemu! Dzieci piszą listy do świętego Mikołaja (te, które jeszcze w niego wierzą), tylko, że Święty ma wszystko w d...e i sami musimy je kupić. Ale dopiero dalej zaczynają się schody, bo oczywiście mamy, babcie i ciocie nigdy nic nie chcą. Ok, mamy jeszcze trochę czasu i pomyślimy o nich później. Zajmijmy się swoimi partnerami, oni na pewno ułatwią nam sprawę i dokładnie sprecyzują o czym marzą. Teoretycznie miało być prościej, ale niestety on/ona chciałby dostać coś na co powinnam wziąć kredyt. Katastrofa ! Wcale nie, gdyż wspaniałomyślnie partner mówi do nas "Kochanie, nie ma sprawy. Zrób mi niespodziankę!" Bierzemy kartkę i długopis i rozpoczynamy proces myślenia.
Im bliżej 24 grudnia, tym czujemy większy i nerwowy ścisk w gardle, gdyż proces myślenia nie przebiegł pomyślnie i w dalszym ciągu nie wiemy co, komu i gdzie kupić. Nie unikniemy tego i jedziemy do galerii handlowej, w końcu już zaczęły się przeceny. Im bliżej galerii, tym większy pot zaczyna nas oblewać, sznurek samochodów do wjazdu na parking zdaje się nie mieć końca. Długie czekanie w korku mogłoby umilić radio, ale czuję, że jeśli jeszcze raz usłyszę, jak Mariah Carey próbuje wmówić mi, że "jedyne czego pragnie na święta to ja", to zacznę krzyczeć. Zmieniam stację, a tam nie starzejący się przebój Wham "Last Christmas". Najwyraźniej nikt od 1984 nie nauczył się angielskiego i nie rozumie o czym śpiewa George Michael, że wcale nie jest to wesoła świąteczna piosenka, tylko ballada o złamanym sercu. Czyżby nieszczęśliwa miłość stała się symbolem świąt?
Kiedy w końcu docieram na parking i udaje mi się zaparkować, zaczynam szturm na sklepy pomiędzy paniami przebranymi za aniołki, a klientami oblanymi potem. Cholera przecież jest koronawirus. Na pewno się zarażę. Odnoszę też dziwne wrażenie, że te świąteczne promocje podobne są do przecen serwowanych na "Czarny Piątek", czyli to jedna wielka ściema i jest drożej niż zwykle. Obładowana prezentami, z pustym portfelem i bólem głowy wracam do domu.
24 grudnia, to już zupełna katastrofa. Budzę się rano i zaczynam się zastanawiać od czego zacząć. Od odkurzania przecież nie, bo zaraz wszyscy wstaną i nabrudzą, bo oczywiście w domu jest więcej brudzących niż sprzątających. Chyba pokroję sałatkę jarzynową, mam nadzieję, że ciocia Zosia też nie przyniesie sałatki jak w zeszłym roku. Trudno ktoś dostanie na wynos. Słyszę, że rodzinka już wstała. "W czym Ci pomóc Kochanie?", zaraz odwiozą mnie do Tworek. "A czy znowu musi być sałatka jarzynowa? Może zrobilibyśmy (czyli ja) coś bardziej nowoczesnego? Chyba zamówię sushi i powiem cioci i babci, że to bardziej nowoczesna wersja sałatki jarzynowej.
Mimo, że większość Polaków (ponad 56%) traktuje Boże Narodzenie, jako święto rodzinne, to dla starszego pokolenia jest to nadal święto religijne, więc kiedy babcia zaintonowała modlitwę (której słów nie wszyscy pamiętali - widziałam) i przełamaliśmy się opłatkiem, można było zasiąść do kolacji. Po umęczonych twarzach kobiet widać było, że przygotowania do świąt zaczęły przynajmniej dwa tygodnie temu. A mówiłam żeby w tym roku tyle nie szykować, bo i tak wszystkiego nie zjemy i taka drożyzna w sklepach. Nic z tego 12 potraw musiało być.
Kiedy nadszedł wyczekiwany czas prezentów, byłam pełna niepokoju. I przeczucia mnie nie myliły, bo kiedy mąż otwierał paczkę z książką, zobaczyłam na jego twarzy nieznaczny grymas "No przecież ja ją już czytałem!", cholera czy powinnam pamiętać co on czytał, w końcu miała to być niespodzianka. Elegancki komplet noży, który dostała mama, również okazał się niewypałem "Czy uważacie, że ja nie mam noży? Może będziecie mogli wymienić na coś innego? Dobrze, że dzieci były zadowolone, w końcu napisały list do Świętego.
Uff, święta, święta i po świętach! Wszyscy poszli, zmywarka pracuje, można zasiąść przed telewizorem. A tu jak co roku niespodzianka, we wszystkich, polskich stacjach, ktoś znowu włączył starą taśmę. Ja rozumiem, że Kevin, to tradycja, a John McClane w "Szklanej Pułapce", to taki sam symbol świąt jak Mikołaj. Ale ile można??? Chyba w przyszłym roku spróbujemy sushi z kawiorem.
Katarzyna Leśniowska
Komentarze (11)
Dodaj swój komentarz