Od lat tym problemem zajmuje się Fundacja Ochrony Wielkich Jezior Mazurskich. Organizacja co roku tworzy masterplan, który obrazuje podjęte kroki i podsumowuje planowane działania zmierzające do ochrony środowiska naturalnego na Mazurach. Pierwszy z masterplanów wykonano w 1993 roku dla ówczesnego Ministerstwa Ochrony Środowiska i Zasobów Naturalnych. Od tamtego czasu, wiele się zmieniło. Przede wszystkim to, że wszystkie gminy w regionie mają wybudowaną oczyszczalnię ścieków, dzięki czemu poziom zanieczyszczeń zmalał.
Niestety, nadal jest wiele rzeczy do poprawy w tej materii. W masterplanie opisano przykrą żeglarską rzeczywistość. Jak się okazuje wielu żeglarzy nie kłopocze się wypróżnieniem zbiornika w porcie, tylko wylewa fekalia bezpośrednio do wody.
Żeglarze, którzy mają minimalny szacunek dla środowiska naturalnego opróżniają te ścieki na brzegu. Jeżeli opróżnią je w miejscu, w którym poziom wody gruntowej jest większy niż 1,5 m poniżej terenu zanieczyszczenie środowiska będzie niewielkie. Ale wynoszenie tych dosyć ciężkich pojemników na brzeg jest uciążliwe. Łatwiej jest je wylać bezpośrednio do jeziora i niestety tak to się najczęściej odbywa.
(…) W trakcie opracowywania aktualizacji masterplanu odbyliśmy kilka spotkań z zarządcami portów jachtowych. Wyłonił się jeszcze jeden problem. W portach większość dużych jednostek należy do firm czarterowych. Każda taka firma obsługuje od kilku do kilkudziesięciu jednostek pływających. Wymiana załóg następuje z reguły w sobotę. Pracownicy firm czarterowych mają kilka godzin, żeby wysprzątać i umyć jacht. Nie mają czasu płynąć czasami kilka kilometrów, żeby opróżnić ścieki. Otwierają po prostu dolny zawór i surowe ścieki wpadają do jeziora.
– możemy przeczytać w opracowaniu.
Zdaniem Magdaleny Fuk, prezesa zarządu Fundacji Ochrony Wielkich Jezior Mazurskich, w ciągu kilkunastu lat wzrosła skala tego problemu.
– Teraz jachtów jest bardzo dużo– ok. 14 tys. – to nie są żaglówki tylko łodzie motorowe, które można wypożyczać bez patentu. Myślę, że to jest problem o wiele bardziej powszechny, niż jeszcze kilkanaście lat temu, bo turyści wynajmujący jachty nie mają tej świadomości jak żeglarze, którzy od lat są obyci z wodą. W dodatku zaśmiecane są wyspy i nabrzeża. Co roku organizujemy sprzątanie Mazur i jest ten sam problem – powiedziała w rozmowie z nami Magdalena Fuk.
Prezes fundacji dodała, że nie jest to tylko wina żeglarzy, bo na Mazurach zauważalny jest niedostatek odpowiedniej infrastruktury do odprowadzania ścieków.
– Nie wszystkie przystanie jachtowe mają systemy do odbioru ścieków, czyli specjalne pompy. Na 161 zinwentaryzowanych portów tylko 33 posiadają miejsca do opróżniania toalet chemicznych, natomiast 12 wyposażonych jest w pompy odsysające ścieki z większych jachtów – przyznała prezes Fuk.
Magdalena Fuk dodała, że fundacja nie ma mocy, aby kontrolować kto i gdzie opróżnia nieczystości i takie działanie powinien podjąć rząd.
– Myślę, że należałoby zwiększyć system kar za zrzucanie ścieków do wody. To musi być dotkliwa kara, w wysokości nawet kilku tysięcy złotych, żeby osoba, która się tego dopuści, na pewno tego więcej nie zrobiła. Druga sprawa, u nas nie ma obowiązku plombowania zaworów. Gdyby taki obowiązek uchwalić, można by było w porcie starać się o zaświadczenia, poświadczone pieczątką, o zrzuceniu ścieków w miejscu do tego odpowiednim – wyjaśniła prezes fundacji.
Na braki w prawie zwraca uwagę także Jolanta Piotrowska, członek zarządu województwa warmińsko-mazurskiego, która przez wiele lat pełniła funkcję burmistrza Giżycka. Swoimi wnioskami podzieliła się na Facebooku.
– Potrzebujemy wprowadzenia obostrzeń, polegających na plombowaniu zaworów spustowych w jachtach. W wielu krajach jachty mają zaplombowane zawory spustowe. Zerwanie plomby np. w Szwajcarii kosztuje kilkanaście tysięcy euro – przyznała Jolanta Piotrowska.
Zaapelowała także o to, aby dbać o jeziora.
Komentarze (5)
Dodaj swój komentarz