Leszek Bubel, wszak mieszkaniec Warszawy, nie ukrywa, że główną intencją kandydowania akurat z Olsztyna jest dowiedzenie, że Lidia Staroń, senator z Olsztyna, źle pełniła swoją funkcję. Bardzo dynamiczna kampania doprowadziła Leszka Bubla do … badań psychiatrycznych, jakie zaordynowała kandydatowi olsztyńska prokuratura.
O tej sprawie pisaliśmy także na naszych łamach: Kandydat na senatora na przymusowych badaniach psychiatrycznych.
Skąd to dziwne przebranie? – pytam Leszka Bubla.
- Bez kapelusza czuję się źle. A za szeryfa przebrałem się tylko dlatego, że mam duży dystans do siebie.
Czyżby to był powód skierowania pana na badania psychiatryczne?
- Nie. To skutek mojej działalności, w której wytykam Lidii Staroń jej małe zaangażowanie w pracach organu, do którego została wybrana. W ciągu ostatnich dwóch lat prawie jej nie było podczas posiedzeń plenarnych. A miała czas na bieganie po studiach telewizyjnych, gdzie lubiła brylować.
Dlaczego akurat senator Staroń tak bardzo chciał pan sprawdzać?
- Byłem kilkakrotnym gościem studia telewizyjnego podczas audycji Elżbiety Jaworowicz – „Sprawa dla reportera”. Lidia Staroń przedstawiała tam siebie nieomalże jak obrońcę uciśnionych. A przede wszystkim zależało jej na własnej autopromocji. Przyjrzałem się jej działalności bliżej. Bardo lubię prześwietlać czyny takich osób. Ponadto obecna w tych programach moja adwokatka wykazała pani senator, że ta nie zna prawa. I moja adwokatka… wyleciała z programu.
Gdy bliżej przyjrzałem się działalności pani Staroń, pierwsze co rzuciło mi się w oczy to właśnie permanentne opuszczanie posiedzeń. To informacje przedrukowane ze strony Senatu RP. Pani senator przez dwa lata prawie nie uczestniczyła w plenarnych sesjach Senatu. W tym samym czasie była prawie 30 razy, jako uczestnik dyskusji, w audycji telewizyjnej Elżbiety Jaworowicz, „Sprawa dla Reportera” oraz w innej audycji interwencyjnej – „Państwo w państwie”. To jest oszukiwanie wyborców. Tym bardziej, że w tym czasie brała pełne uposażenie parlamentarzysty. Za ten czas ponad 400 tysięcy złotych. Nie wiem, czy potrzebny jest w regionie parlamentarzysta, który oszukuje swoich wyborców i bryluje tylko w mediach.
Jak na razie jednak pani senator czuje się bezkarna. Nie stroni też od tak banalnych spraw jak wgrodzenie w swoją działkę dojścia do jeziora. A przecież tereny wokół zbiorników wodnych należą do państwa. Wszystko to robiłem pod szyldem fundacji „Paragraf”. Mam w związku z tym bardzo dużo kłopotów. Z sądami, prokuraturami… Sam jednak też pozwałem panią senator. Zasłaniała się immunitetem. Sąd jednak nie uwzględnił tego argumentu. Proces (o naruszenie moich dóbr osobistych) trwa.
Czy mógłby pan przybliżyć te kwestie. Bo jak na razie są to tylko ogólniki.
- Prokuratura zakazała udzielania komentarzy w moich sprawach karnych. Natomiast 18 września rano na swoją konferencję prasową, która miała się odbyć o godzinie 15.00. zapraszałem osobiście przedstawicieli mediów. Chciałem tam pokazać styl działań tak pani senator jak i samej olsztyńskiej prokuratury rejonowej oraz okręgowej. Podczas objazdu miasta podjechałem pod biuro poselskie pani Staroń i przez megafon zaprosiłem ją na debatę publiczną. Tylko zdążyłem to wypowiedzieć, gdy tuż obok mnie pojawili się jacyś tajniacy. Za chwilę pojawili się też mundurowi policjanci. Wylegitymowano mnie. Następnego dnia dowiedziałem się, że będę ukarany mandatem 500 złotych za „zakłócanie porządku”. Ta informacja dotarła do mnie, gdy następnego dnia znów mnie zatrzymano, bez żadnej przyczyny i dwie godziny siedziałem w radiowozie. Odmówiono mi też bezpłatnego czasu antenowego. Wykupiłem więc około 40 spotów płatnych. Każdy jednak spot był cenzurowany i okaleczany. Ponadto prokuratura do tej pory nie przedstawiła mi zarzutów w związku z zatrzymaniem 18 września. To powoduje, że moja skarga na ich działanie może być rozpatrzona przed sądem nie wcześniej jak w końcu listopada.
A 26 września pojawiłem się na badaniach psychiatrycznych. Trzymano mnie do późnych godzin wieczornych, bez picia czy jedzenia. Zabrano też leki, które muszę przyjmować. Nadmieniam, że nigdy nie miałem zdiagnozowanych dolegliwości psychiatrycznych. Poszedłem więc na te badania z adwokatem. Zadawano mi po siedem razy te same pytania. Zapytałem lekarza, czy podpowie mi jak mam na te same pytania odpowiadać, jeśli oni je ciągle ponawiają. Podczas tychże badań w końcu moja adwokatka zawnioskowała o zmianę badających z racji na to, że obecni są stronniczy.
Na koniec zaś wlepiono mi decyzję prokuratury, że nie mogę pisać o kilku osobach z Olsztyna. Są to osoby związane z obecnym wymiarem sprawiedliwości, a czynne (jako prawnicy) w okresie PRL. To był między innymi, rodzinnie powiązany z Olsztynem, pewien prokurator, który tworzył w stanie wojennym akty oskarżenia przeciw matce Grzegorza Przemyka, Barbarze Sadowskiej oraz przeciw księdzu Zychowi. Ja sam byłem w stanie wojennym internowany. Uważam więc, że miałem prawo nazwać go degeneratem moralnym. I teraz mam w tej sprawie zarzut karny. Przekazałem pełne informacje o tej (wedle mnie) szykanie, do OBWE. Złożyłem także zażalenie na moje zatrzymanie z września.
Zatrzymanie kandydata podczas kampanii wyborczej nie jest złamaniem prawa.
- To jednak zdecydowane utrudnianie moich kampanijnych działań. Jest to też łamanie zasady wolności krytyki prasowej. Bo przecież byłem zatrzymany tuż przed konferencją prasową. Nie liczę, że zostanę senatorem. Żyję zaś z tego, że jestem złotnikiem i jubilerem. Mam duże udziały w angielskiej firmie złotniczej. Polityka jest więc co najwyżej moim hobby. Po wyborach zaś mam w planie założenie niezależnej telewizji.
Swoją drogą moja akcja chyba przyniosła efekt, bo nagle, po dwóch latach nieobecności, pani Staroń pojawiła się na posiedzeniu Senatu, w dniu 28 września. Chyba jestem cudotwórcą.
Dziękuję za rozmowę.
Krzysztof Szczepanik
Komentarze (13)
Dodaj swój komentarz