- Samorządy borykają się z różnymi problemami. Część z nich, to przepisy ustalane odgórnie, w parlamencie. Na ich realizację samorządy nie otrzymują żadnych, dodatkowych, pieniędzy. Przykładem takiego zadania (bez pokrycia finansowego) jest ustanowiony, kilka lat temu (przy aktywnym poparciu SLD), tak zwany roczny dodatek wyrównawczy. To kwoty sięgające, w Olsztynie, już milionów złotych, które samorząd musi wypłacić pedagogom, choć jednocześnie z Warszawy na ten cel nie wpływa nawet złotówka. Czy to jest właściwe? – pytanie kieruję do wicemarszałka Jerzego Wenderlicha.
- Psucie zasady, że „tyle obowiązków ile pieniędzy” zaczęło się od przejęcia władzy (od ekipy SLD) przez rząd Jerzego Buzka. Każdy kolejny rząd uważał, że jeśli nawet coś się zrzuca na samorząd, bez przekazania na to zadanie pieniędzy, to tam, na dole, jakoś sobie dadzą radę. Nie jest to właściwe podejście. A najwięcej tego rodzaju kroków zdarzyło się w ostatnich siedmiu latach, gdy rządzi koalicja PO – PSL. Należy więc rozliczać, za takie decyzje, kandydatów, startujących z tych ugrupowań, do samorządów lokalnych. A zdobywanie dodatkowych pieniędzy przez same samorządy to bardzo często balansowanie na (budżetowej) linie.
- Przypominam, że ta ustawa (o dodatkach dla nauczycieli) powstała dzięki poparciu SLD…
- Zgadzając się na jej uchwalenie, zakładaliśmy, że rząd znajdzie źródła zrekompensowania, tego wydatku, samorządom. Bo podczas rządów Sojuszu staraliśmy się unikać decyzji, które by oznaczały obciążanie samorządów, bez przekazywania, w dół, pieniędzy. Zresztą obecny rząd podejmował także wiele innych inicjatyw, mogących wzbudzać wątpliwości. Ot choćby chęć ograniczenia przepisów Karty Nauczyciela.
- Liczba dzieci i młodzieży w szkołach spada, a liczba nauczycieli utrzymuje się na tym samym poziomie…
- Są pewne przywileje nabyte. Nie należy ich ograniczać, takiej wrażliwej, socjalnie, grupie zawodowej, jak nauczyciele.
- Wiele samorządów dochodzi do ustawowej granicy zadłużenia. A jednocześnie ciągle są nowe pieniądze europejskie do wzięcia. By dany samorząd je wykorzystał, musi mieć środki na „udział własny”. Skąd brać na to pieniądze. Bo zadłużanie ponad stan grozi komisarzem w samorządzie.
- Państwo musi wspomóc samorządy. Także finansowo. Bo nie można zmarnować tak wielkiej ilości środków europejskich. Warto przypomnieć, że tak wielkie kwoty dla Polski, to efekt wspaniale wynegocjowanej, przez rząd Leszka Millera, umowy akcesyjnej. Powinien być utworzony specjalny fundusz, do wspomagania samorządów, nie mogących wysupłać pieniędzy na udział własny do grantów europejskich.
- Tego rodzaju fundusz byłby raczej mało zgodny z ideą samorządności. Znów, ktoś w Warszawie, mógłby po uważaniu, temu dać, temu nie dać. Czy nie lepiej byłoby po prostu podwyższyć udział samorządów w podatku dochodowym. To by oznaczało pieniądze, z klucza, a nie z „wyproszenia w Warszawie”.
- Poprzedni premier obiecał założenie specjalnego funduszu inwestycyjnego. Nie wyszło to jednak poza stadium obietnic. A samorząd nie może stać w Warszawie jak ten żebrak z kapeluszem i czekać czy coś mu tam skapnie. Wierzę, że nasz kandydat na prezydenta Olsztyna, Andrzej Ryński, potrafi znaleźć złoty środek z organizacją środków w Warszawie w takich warunkach, by nie wyglądało to na żebraninę. Bo poza propozycjami powiększenia budżetu samorządu, w sposób ustawowy, są jeszcze możliwości przekonania, że akurat temu ośrodkowi, z jakichś tam względów, należy się więcej pieniędzy.
- Strukturalnym problemem regionu warmińsko mazurskiego jest bezrobocie. Czy w Warszawie macie jakiś pomysł, jak pomóc samorządowi regionu, by ten mógł skutecznie walczyć z tą plagą. Bo prace interwencyjne, publiczne, zapomogi na utworzenie własnej działalności, jakoś problemu nie rozwiązują. A może należałoby pomyśleć nad pomocą (mieszkanie komunalne, środki na pomoc przy przeprowadzce) chętnym, do przeniesienia się w inne regiony Polski, gdzie pracy jest więcej. Bo teraz bardzo często jedynym elementem mobilności bezrobotnych bywa wyjazd na saksy zagraniczne.
- Zapomniał pan jeszcze o jednym elemencie walki z bezrobociem – przyciąganiem inwestycji. Jakoś jednak, obecnie rządzący w Warszawie, a także wywodzący się stąd posłowie Platformy, nie potrafili tego uczynić. Choć niejednokrotnie przedstawiali różne fantastyczne wizje rozwoju Warmii i Mazur. A fundusze pomocy bezrobotnym powinny być nie pomocą doraźną, ale próbą rozwiązania strukturalnego.
- Rozwiązanie kwestii bezrobocia zależy jednak nie od władz samorządowych lecz od decyzji centralnych.
- Zgadzam się z tym, ale przypominam, że to nie my jesteśmy w koalicji rządzącej. A jednocześnie posłowie Platformy, wywodzący się z Olsztyńskiego, skarżą się, także wobec nas, SLD – owców, że nie mogą się przebić do premiera, swojego premiera, z żadnym pomysłem, wnioskiem… Ta bezsilność jest irytująca. Bo to przecież są członkowie tego samego ugrupowania. A bezrobocie na Warmii i Mazurach jest wprost zatrważające. Tego się nie zmieni jakimiś naskórkowymi działaniami. Zasiłkami, drobnymi funduszami aktywizacyjnymi…
- Rewolucją byłoby więc uruchomienie wspomnianej wyżej mobilności społecznej. Tyle, że to mogłoby uderzyć w niektóre partie, poprzez zmianę struktury społecznej całych regionów.
- Pewne ugrupowanie, obecne w naszej polityce, jest złośliwie określane jako Partia Swoich Ludzi. Im rzeczywiście zależy przede wszystkim na zachowaniu stanu obecnego, stanu posiadania w urzędach, parlamencie… A tu trzeba realnie działać na rzecz ludzi, mieszkańców regionu. To nie zawsze może się przełożyć na wzrost słupków sondażowych. No więc efekt mamy taki, że Polska rozwija się dużo szybciej niźli oddzielnie liczone, Warmińsko Mazurskie.
- Powiedział pan, że problemem lokalnych działaczy Platformy czy PSL, z Warmii i Mazur, jest to, że nie chcą ich słuchać partyjne władze zwierzchnie. Jaką mamy gwarancję, że jeśli za rok SLD znajdzie się w koalicji rządzącej, to ten fakt nie będzie miał miejsca, że działacze centralni, wtedy już potencjalnie partii rządzącej, będą się wsłuchiwali w głos swoich działaczy z regionów.
- Proszę pana ja pochodzę z Torunia. I pamiętam, że gdy dwukrotnie byliśmy w koalicji rządzącej, to przede mną, jako prostym posłem, władza centralna się nie zamykała. Zawsze miałem dostęp do premiera, ministrów. Potrafiłem też zawsze wytłumaczyć, co trzeba naprawiać na prowincji, w jaki sposób zwiększać środki na rozwój danego terenu. Nie widzę powodu, by to miało się zmienić w przyszłości. A jedyną gwarancją utrzymania takich zależności jest wybór mocnych osobowości na stanowiska samorządowe w regionie. Oni (burmistrzowie, prezydenci miast, marszałkowie, wójtowie) potrafią sprowadzić na ziemię nawet premiera.
- Dziękuję za rozmowę.
Krzysztof Szczepanik
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz