Niewiele czasu
W przestrzeni publicznej pojawiają się informacje o możliwych masowych wyjazdach Ukraińców z Polski. Scenariusz ten ma związek z obowiązującą od 18 maja br. ukraińską ustawą mobilizacyjną. Zgodnie z nią, osoby zarejestrowane do służby wojskowej, w tym mężczyźni w wieku 18-60 lat, mają obowiązek zaktualizowania swoich danych. Czasu na dokonanie formalności pozostało niewiele. Termin upłynął 17 lipca. Jeśli ktoś, kto przebywa za granicą (np. w Polsce), nie zrobi tego, będzie mieć ograniczony dostęp do usług konsularnych.
– W ciągu 60 dni od daty wejścia w życie ustawy należy udostępnić w systemie elektronicznym określone informacje, w tym adres zamieszkania czy status pobytu. Obywatelom, którzy nie dopełnią tego obowiązku, nie zostaną przedłużone lub wydane dokumenty umożliwiające pobyt za granicą. W konsekwencji osoby, których paszporty mają krótki okres ważności, mogą stracić możliwość podróżowania oraz pracy po upływie ważności aktualnych dokumentów umożliwiających legalizację pracy i pobytu za granicą – podkreśla Maciej Pełka z Gi Group Poland.
Jak zaznacza Grzegorz Kuliś, ekspert BCC ds. rynku pracy i prezes zarządu grupy Weegree, z wielu źródeł wybrzmiewa, że niestety wojna w Ukrainie będzie trwać długo. Na pewno brakuje ludzi w armii ukraińskiej, więc tamtejsze władze chcą zmobilizować kolejnych poborowych, również przebywających poza granicami. Patrząc na dzisiejsze prawo, ograniczony dostęp do usług konsularnych będzie oznaczał konieczność opuszczenia Polski. Jeżeli jako państwo będziemy radykalnie postępować wobec takich ludzi, to oni zaczną przenosić się do mniej opresyjnych państw Europy Zachodniej.
– Według danych ZUS-u, na koniec marca 2024 roku zgłoszonych do ubezpieczenia było 762,2 tys. pracowników z Ukrainy. Ok. 52% w tej grupie stanowią mężczyźni. Większość pracuje w branży budowlanej, przemyśle, logistyce, rolnictwie, ale też w handlu. Najwięcej z nich zatrudnionych jest na stanowiskach fizycznych – informuje Wojciech Ratajczyk, wiceprezes Polskiego Forum HR i prezes agencji zatrudnienia Trenkwalder.
Z kolei Joanna Biederman z agencji pracy Randstad, podkreśla, że największe obawy mają przedsiębiorstwa, w których ze względu na profil działalności występuje przewaga mężczyzn w zespołach. Jest to związane z charakterem pracy czy systemem zmianowym. Zdaniem ekspertki, takie warunki niekoniecznie zachęcają do podjęcia zatrudnienia kobiety, które często mają pod swoją opieką dzieci lub osoby starsze. Przemysł lekki czy spożywczy nie wykazuje aż takiego zaniepokojenia.
Opcje dla Ukraińców
W opinii Macieja Pełki, można założyć, że gwałtowny odpływ obywateli Ukrainy nie jest realny. To perspektywa raczej długoterminowa. Część Ukraińców przybyła do nas przed wybuchem wojny i ich pobyt trwa nieprzerwanie od co najmniej pięciu lat. Oni będą mogli kontynuować pracę i starać się o przedłużenie lub wydanie dokumentów umożliwiających legalną pracę i pobyt w Polsce na podstawie np. kart rezydenta długoterminowego. Z kolei ci, którzy są w związkach małżeńskich z Polkami bądź mają polskie pochodzenie, mogą wnioskować o karty stałego pobytu, karty Polaka lub o polskie obywatelstwo. Z tych opcji nie będą mogli skorzystać mężczyźni, którzy przekroczyli granicę Polski po 24 lutego 2022 roku. I to może zmusić ich do poszukiwania rozwiązań niezgodnych z przepisami.
– Nie znamy dokładnych liczb, ale szacuje się, że odpływ może dotyczyć tysięcy osób. To, ilu mężczyzn wyjedzie z polskiego rynku pracy, będzie zależeć od różnych czynników, takich jak decyzje polityczne i administracyjne w Ukrainie czy zakres mobilizacji. Zauważamy jednak, że prace nad ustawą trwały na tyle długo, iż większość Ukraińców zdążyła zabezpieczyć sprawy administracyjne z wyprzedzeniem. Obecnie nie są nam znane żadne mechanizmy prawne, które mogłyby doprowadzić do przymusowego wydalenia pracowników z Polski. Oczekujemy więc, że nie nastąpi duży ani nagły odpływ pracowników, lecz będzie to raczej stopniowy proces – analizuje Joanna Biederman.
Jak stwierdza Wojciech Ratajczyk, firmy w Polsce już od kilkunastu miesięcy systematycznie tracą pracowników z Ukrainy. Oni decydują się na wyjazd do innych krajów UE, oferujących wyższe wynagrodzenia niż u nas. Ustawa mobilizacyjna to tylko kolejny czynnik, który może zwiększać skalę wyjazdów. Ekspert nie przewiduje jednak, aby spowodowała nagły, duży lub drastyczny odpływ pracowników.
– Kraje Europy Zachodniej również borykają się z problemami podażowymi na rynku pracy. One są doświadczone migracją z Afryki Północnej. Zasób ukraiński byłby tam przyjęty z dużym zadowoleniem, co wynika z informacji od naszych klientów z Belgii, Holandii czy Francji. Myślę, że im byłoby na rękę, żeby Ukraińcy pojechali na zachód kontynentu. Zróżnicowane podejście poszczególnych państw do egzekwowania ustawy może mieć ogromny wpływ na to, co się u nas wydarzy – komentuje Grzegorz Kuliś.
Temat dla rządu
Maciej Pełka nie wyklucza scenariusza, w którym Ukraińcy w wieku poborowym staną przed wyborem – albo powrót do kraju i tym samym udział w wojnie, albo pozostanie w bezpiecznych dla siebie i rodziny warunkach za granicą. Zdaniem eksperta, można założyć, że większość z nich nie wróci do Ukrainy i będzie poszukiwać pracy w szarej strefie. Mogą też uciekać się do rozwiązań pozwalających na uniknięcie służby wojskowej, np. pozyskiwania zwolnień lekarskich lub zaświadczeń potwierdzających brak możliwości pełnienia służby wojskowej.
– Odpływ Ukraińców nie jest czynnikiem mającym wpływ na koszty pracy. Pracownicy z Ukrainy już od kilku lat nie są tzw. tanią siłą roboczą. Ich oczekiwania finansowe oraz zarobki są takie same, jak zarobki Polaków na analogicznych stanowiskach – przekonuje wiceprezes Polskiego Forum HR.
Znawcy tematu podkreślają, że wciąż nieuregulowana jest polityka związana z migracją zarobkową i ułatwieniami dla obywateli z krajów Azji czy Ameryki Południowej. Pozyskanie pracowników z tamtejszych państw to wielomiesięczny proces, nie zawsze zakończony sukcesem. Według Wojciecha Ratajczyka, ustawa mobilizacyjna to kolejny sygnał dla polskiego rządu, by wreszcie wsłuchać się w postulaty pracodawców. W opinii eksperta, wprowadzenie ułatwień dla migrantów zarobkowych z Azji i Ameryki Południowej powinno być priorytetem obecnego rządu. Jest to najprostszy sposób na uzupełnienie luk kadrowych w polskich firmach na stanowiskach fizycznych, niewykwalifikowanych.
– Przede wszystkim trzeba przyspieszyć procedury legalizacji pobytu i pracy dla kandydatów z Azji czy Ameryki Łacińskiej. Jednak musimy pamiętać o tym, że oni nie będą w stanie zastąpić jeden do jednego Ukraińców. Nie mówię tego w kontekście ilościowym, bo np. w Indiach są wolumeny ludzkie, które wielokrotnie przekraczają potrzeby naszego rynku pracy. Myślę o różnicach kulturowych i związanych z etosem pracy, co będzie dużym wyzwaniem dla pracodawców. Jeżeli będziemy musieli skorzystać z pracowników z odległych nam krajów, to szybko zatęsknimy za Ukraińcami czy Białorusinami – podsumowuje ekspert BCC ds. rynku pracy.
Komentarze (26)
Dodaj swój komentarz