Data dodania: 2004-12-18 00:00
Wata w zębach
O niewygodnej brodzie i wchodzeniu przez komin rozmawiamy z Piotrem Dziubą, Świętym Mikołajem z Olsztyna.
- Czy bycie Świętym Mikołajem to ciężka praca?
- Różnie to bywa. Raz lepiej, raz gorzej, ale nie jest źle. Zależy też ile mam zleceń. Często kilka osób chce mieć Mikołaja o tej samej porze. Wtedy ciężko się wyrobić.
- Czy Mikołaj wchodzi tradycyjnie przez komin?
- (śmiech) Nie. Mikołaj dzwoni domofonem lub puka do drzwi. Używam też dzwonka, żeby wszyscy wiedzieli, że się zbliżam.
- Mikołaj wchodzi do domu i... jaka jest reakcja?
- Zazwyczaj dzieci się cieszą, ale bywa też, że niektóre uciekają, chowają się. Potem rodzice muszą je namawiać, żeby podeszły. W ostateczności sami odbierają za nich prezenty. Ale niektóre dzieciaki nawet robią sobie ze mną zdjęcia, mówią wierszyki i razem śpiewamy kolędy. Kiedyś też dwie mamy recytowały dla mnie wierszyki.
- Czy zdarzały się dzieci niezadowolone z prezentów?
- A jakże! Czasami dziecko dostanie inny prezent, niż mu ktoś obiecał i jest problem. Pamiętam, jak kiedyś jeden chłopak dostał taki duży samochód-zabawkę i... rzucił nim o podłogę. Podobno miał dostać koparkę. Ale była też dziewczyna, która dostała telefon komórkowy i wiedziała o tym już od pół roku.
- A zdarzyło się, że ktoś dostał rózgę?
- Kiedyś dałem rózgę swoim dzieciom. Od razu zrobił się wielki lament, dzieci nie chciały jeść kolacji. Dlatego stwierdziłem, że lepiej tego nie robić.
- Strój Mikołaja jest wygodny?
- Raczej tak, choć najwięcej problemów sprawia mi broda. Zawsze się przesuwa i w dodatku wata wchodzi między zęby.
- A czy zdarzyło się, że ktoś powątpiewał w prawdziwość Świętego Mikołaja?
- Raz mi się coś takiego przytrafiło. Akurat kiedy poszedłem do znajomych. Na początku wszystko było w porządku, ale chwilę później dzieci mnie rozpoznały. Po butach. Nie miałem więc wyjścia i w końcu zdjąłem strój. Na szczęście, zamiast rozczarowania była tylko kupa śmiechu.
Jacek Smółka
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz