Życie Weroniki Truszczyńskiej w Chinach jest równie barwne i kolorowe, jak jej włosy. Youtuberka nigdy nie kryła swojego, silnego zainteresowania płcią przeciwną, a szczególnie "żonatymi mężczyznami żółtej rasy". Na swoim Instagramie wchodzi w bezpośrednie dialogi z komentującymi, informując ich z iloma mężczyznami (tylko Chińczykami) miała w ostatnim czasie do czynienia, tudzież, że... była zbyt pijana żeby im odmówić. Zachowanie Weroniki jest szeroko komentowane, a nawet na ten temat powstały memy. Tym razem jednak pani Weronika postanowiła podzielić się z nami swoim swoimi doświadczeniami związanymi z chińską szczepionką przeciwko covidowi, którą przyjęła w Szanghaju.
Temat pandemii i zachorowań na Covid-19 jest dominującym newsem we wszystkich stacjach telewizyjnych i portalach internetowych. Nie inaczej jest z tematem szczepień i problemów związanych z podjęciem decyzji jaką szczepionką się zaszczepić i czy w ogóle się szczepić. Okazuje się, że takich problemów nie mają w Chinach, gdyż szczepionki zagraniczne na przykład Pfizer nie są w ogóle zatwierdzone i szczepi się tylko lokalnymi preparatami.
Pani Weronika jest już po pierwszej dawce szczepionki. Oto, co powiedziała: - Wiem już też dlaczego tak szybko to tutaj idzie. Wszystko jest na maksa dobrze zorganizowane. Trzy „okienka”, przy pierwszym wypełnia się zgodę, przy drugim płaci i skanuje paszport, a przy kolejnym dostaje zastrzyk. Potem jeszcze 30 minut „odsiadki” w poczekalni i można uciekać. Wpadłam do Tongren Hospital o równej 13, o 13:20 dostałam szczepienie i wyszłam o 13:50, chociaż słyszałam że w innych szpitalach bywa różnie. Niektórym cały proces zajął 3 godziny.
Dziczek gratuluje pani Weronice odwagi i czeka na relację po drugiej dawce.
KL
Komentarze (20)
Dodaj swój komentarz