Napięcia na linii Rosja-Ukraina istniały od wielu lat. Już podczas pomarańczowej rewolucji w 2005 roku Władimir Putin starał się zarządzić u ustępującego prezydenta, Łeonida Kuczmy, pacyfikację protestujących. Twarda postawa polityka doprowadziła jednak do zwycięstwa stronnictwa Wiktora Juszczenki. Po pięciu latach władzę zdobył Wiktor Janukowycz i prorosyjska Partia Regionów. Polityka uległości wobec wschodniego sąsiada i odrzucenie współpracy z Unią Europejską doprowadziły do kolejnych protestów, zwanych Euromajdanem. W ich wyniku Ukraina zaczęła oddalać się od Rosji i dryfować coraz bliżej Europy.
Początek wojny rosyjsko-ukraińskiej to 2014. Na wschodniej granicy Ukrainy, w przemysłowym Donbasie, zaczęły pojawiać się "zielone ludziki" w mundurach przypominających rosyjskie. Niedługo później żołnierze Federacji Rosyjskiej pojawili się na Krymie, gdzie w natychmiastowym tempie przeprowadzone zostało referendum dotyczące odłączenia półwyspu od Ukrainy. W ten sposób Putin chciał ukarać niepokornych sąsiadów. Każde zbliżenie do Zachodu skutkowało reakcją wschodniego autorytarysty, mającą na celu przyciągnięcie do siebie Ukrainy. Tak samo było w lutym 2022 roku.
Plan był prosty – wszystko miało wyglądać "jak w filmie". Siły lotnicze przejmują panowanie w powietrzu, sparaliżowana zostaje łączność. Prezydent-komik Zełenski nie wytrzymuje i wraz z całym rządem ucieka z kraju. Po 72 godzinach wprowadzony zostaje marionetkowy rząd, który wspiera Rosję. Wojskowym mówiono, że obędzie się bez walk – mieli być witani kwiatami przez uciśniony lud Ukrainy, pragnący wrócić do swojej prawdziwej ojczyzny.
Prawda wyglądała zupełnie inaczej. Ukraińcy stanęli do walki. Rosyjskich "sołdatów" na zajętych terenach witał chłód i niechęć. Prezydent, którego uważali za słabeusza, został ze swoimi krajanami mimo wielu ofert ewakuacji złożonych przez zachód. "Nie potrzebuję podwózki, potrzebuję amunicji" – powiedział Wołodymyr Zełenski kilka dni po wybuchu wojny.
Tak też się stało. Świat zachodni, widząc, że Ukraina walczy z najeźdźcą – nie tylko o swoją teraźniejszość, ale także przyszłość, którą widziała w Europie – postanowił przekazać broń i amunicję. Wkrótce konflikt ten zmienił się z inwazji w walkę demokracji i wolności z biednym autorytaryzmem. Do konfliktu włączył się cały zachodni świat, który zaatakował Rosję sankcjami. Potężna gospodarka państwa Putina to kolos na glinianych nogach – które wraz z kolejnymi "ciosami" stają się coraz słabsze.
W trakcie toczącej się od roku wojny doszło do wielu tragedii. Ludzie stracili dachy nad głową i bliskich. Duża liczba Ukraińców znalazła schronienie w sąsiadujących państwach – także w Polsce. Wiemy z autopsji, co się dzieje, gdy sąsiadujące państwo napada z dnia na dzień, niszcząc domy i mordując ludzi. Szybkość i ochoczość, z jaką Polacy "rzucili się" na pomoc uchodźcom zostanie na wiele lat zapamiętana. W ciągu roku od rozpoczęcia konfliktu przez nasz kraj przetoczyło się kilka milionów szukających schronienia Ukraińców.
Wraz z falą uchodźców podniosły się głosy wspominające trudną historię Polski i Ukrainy. Słowo "Wołyń" powtarzane było przez niektóre środowiska do utraty tchu. Straszono przeludnieniem i zastąpieniem etnicznym Polaków Ukraińcami. Do żadnej z tych rzeczy nie doszło, a wsparcie, jakie otrzymała od nas Ukraina otworzyło drogę do rozmowy na temat tragedii, jaka wydarzyła się podczas II Wojny Światowej na Wołyniu. Dyskusje o zbrodniach UPA na pewno będą musiały się odbyć – zaraz po tym, gdy ukraińskie wojsko pokona naszego wspólnego wroga – Federację Rosyjską Władimira Putina.
Komentarze (40)
Dodaj swój komentarz