Data dodania: 2007-01-10 00:00
Wyrzucona za 2,77 zł
28-letnia Urszula Skowrońska została zwolniona z olsztyńskiego Makro, bo z własnej kieszeni założyła 2,77 zł do kasy za klienta.
Gdy Urszula Skowrońska z Olsztyna pożaliła się na naszym forum internetowym, poprosiliśmy ją o spotkanie. Zgodziła się na nie chętnie. Oto jej relacja o zwolnieniu: - 21 grudnia jeden z naszych pracowników monitoringu robił prywatnie zakupy. Chciał zapłacić bonem na 50 zł. Ale nabrał towaru za mniejszą sumę. Tak nie można. Wolno tylko kupić artykuły za równowartość bonu lub za wyższą kwotę, i wtedy nadwyżkę trzeba dopłacić w gotówce. Zaproponowałam, że dorzucę ciasto za 4 zł - opowiada Skowrońska. - Brakowało mu 2,77 zł, więc powiedziałam, by się nie przejmował, bo w przerwie dołożę z własnej kieszeni brakujące pieniądze, a potem się rozliczymy. Tak zrobiłam. A on złożył potem szefom raport o popełnieniu przeze mnie błędu kasjerskiego, przez który naraziłam pracodawcę na szkodę.
Opowiada, że 2 stycznia została wezwana na rozmowę z przełożonymi. W tym dniu pracownicy składali sobie noworoczne życzenia. - Kilka godzin później pani dyrektor wyrzuciła mnie z pracy. Mogłam wybierać dyscyplinarkę albo zwolnienie za porozumieniem stron. Dyrekcja tłumaczyła, że idzie mi na rękę ze względu na dotychczasową dobrą pracę - mówi Skowrońska. - Zaszokowana, posłuchałam rad przełożonych i podpisałam podanie o rozwiązanie umowy.
Gdy jednak ochłonęła, postanowiła, że pójdzie do sądu. Złożyła pozew o uznanie rozwiązania umowy o pracę za nieskuteczne.
Sama wychowuje dwójkę małych dzieci i w Makro pracowała odkąd otwarto je w Olsztynie w 2005 roku. O firmie opowiada jak o rodzinie. - Byliśmy tu bardzo zżyci, panowała świetna atmosfera. Jeden pomagał drugiemu. Wzruszyło mnie, gdy rok temu koledzy i koleżanki zafundowały moim dzieciom wyprawkę - wspomina.
Pracownica Makro: - Nieraz zdarza się, że klientowi przy kasie zabraknie kilku groszy. Wykładam je wtedy za niego z własnego portfela, by nie musiał jechać specjalnie do domu. To stali klienci hurtowni i nigdy mi się nie zdarzyło, by później ktoś nie zwrócił pieniędzy. Ale po tym, co stało się z Urszulą, pewnie nikt z nas już nigdy nie okaże klientowi takiego zaufania i życzliwości. Każdy teraz będzie liczył się z donosem i szybką utratą pracy.
Jacek Żerański, rzecznik Okręgowej Inspekcji Pracy w Olsztynie, przyznaje, że w dużych sieciach uczciwość pracowników bada się różnie: - Zdarza się, że niektórzy pracodawcy przez podstawionych ludzi sprawdzają rzetelność kasjerów i obserwują, jak Ci reagują w prowokowanych sytuacjach. Mogą tak dać sygnał innym, że powinni czuć się sprawdzani.
Zbigniew Surdykowski, zaopatrzeniowiec, który często kupuje w Makro, dziwi się zwolnieniu. - Właśnie dzięki ludziom, jak pani Urszula, w takim molochu jak Makro buduje się przyjazną dla klienta atmosferę. Zawsze można było z nią zamienić kilka słów, była niezwykle uprzejma, a przy tym praca szła jej szybko i sprawnie. Nic dziwnego, że kiedy było trochę czasu, klienci woleli stanąć w kolejce przy jej kasie - mówi Surdykowski.
Czy założenie za klienta 2,77 zł to powód do zwolnienia? Opowiedzieliśmy o wszystkim rzecznikowi Makro Cash and Carry Polska SA Andrzejowi Słodkiemu. Odpowiedział nam pisemnie. - Umowa o pracę z Panią Skowrońską uległa rozwiązaniu w trybie porozumienia stron. Z inicjatywą wystąpił pracodawca. Pani Skowrońskiej pozostawiono czas i dano możliwość swobodnego podjęcia decyzji - napisał rzecznik. - Nie została zwolniona dyscyplinarnie i pracodawca takiego trybu rozwiązania umowy o pracę nie przewidywał ani nie proponował go pracownicy. U podstaw decyzji pracodawcy legł incydent, który podważył zaufanie do pracownicy, niezbędne do dalszego zatrudnienia na stanowisku kasjerki.
Dodał, że w firmie obowiązują ścisłe regulacje dotyczące wykonywania obowiązków kasjerów, które egzekwuje pracodawca.
Jacek Żerański z inspekcji pracy: - Pani Urszula zrobiła błąd. Skoro podpisała rozwiązanie umowy za porozumieniem stron, to nie może już występować do sądu pracy. Gdyby jej nie podpisywała, pracodawca musiałby podać powód zwolnienia, który można zakwestionować przed sądem. W takich momentach najlepiej poprosić o czas do namysłu i skontaktować się z kimś, kto może udzielić rady.
Komentarze (0)
Dodaj swój komentarz