Czy można powiedzieć, że jesteś olsztyniakiem?
- Absolutnie tak. Urodziłem się przecież w Olsztynie, a było to 20 kwietnia 2004 roku.
Szkolną edukację rozpocząłem w...
- … Szkole Podstawowej nr 3, mieszczącej się na ulicy Kołobrzeskiej.
A potem?
- Jak przeniosłem się do Torunia, to najpierw ostatnią, czyli ósmą, klasę podstawówki miałem w Toruniu, po czym w 2018 roku rozpocząłem naukę w Szkole Mistrzostwa Sportowego.
Jak to się u Ciebie zaczęło z tym Twoim sportem, czyli kolarstwem?
- Na samym początku to nie było kolarstwo, a tak jak u większości chłopaków... piłka kopana. Byłem w szkółce piłkarskiej Naki, a miałem wtedy 8 lat. Po jakimś czasie zacząłem równolegle z nożną uprawiać kolarstwo, a ponadto jeszcze... piłkę ręczną. Ten szczypiorniak był zainspirowany oglądaniem przez nas w telewizji spotkań Ligi Mistrzów w tej grze. Ręczą graliśmy w szkole pod kierunkiem naszego wuefisty Daniela Kotyrby.
Skąd się wzięło w Twoim życiu kolarstwo? Jakie były jego początki?
- Mój tata jeździł na wyścigi kolarzy amatorów. Kiedyś mnie, ośmiolatka oraz mamę, zabrał na jeden taki kilkuetapowy wyścig po Mazurach. Kibicowaliśmy mu, a ja miałem na tym wyjeździe swój rower. Odbywały się tam na każdym etapie takie krótkie wyścigi dla dzieci. Tato zaproponował mi, abym brał w nich udział, ale się nie zdecydowałem. Za rok był podobny wyścig i podobne ścigania dzieci w Szczytnie. Tym razem postanowiłem spróbować. Byłem trzeci i bardzo mi się taka rywalizacja spodobała. Wkrótce zacząłem odnosić oraz więcej sukcesów, początkowo jako żak, a potem młodzik. W końcu piłka nożna i ręczna przegrała z kolarstwem.
No i znalazłeś się w Olsztyńskim Klubie Kolarskim, ile wtedy miałeś lat?
- Jedenaście i to w czasie, gdy po raz pierwszy spróbowałem swoich sił na torze i to jak, bo od razu podczas startu w mistrzostwach Polski w Pruszkowie. Zdobyłem cztery tytuły mistrzowskie w kategorii wiekowej żak. Rok później miałem swój pełny sezon na szosie. Zaliczyłem kilkanaście wyścigów nadal jako żak, zajmując wiele razy czołowe lokaty.
Kto w OKK był Twoim trenerem?
- Było ich dwóch: Jarosław Biełowieżec i Bogusz Głąbiński. Szkolili mnie aż do upadku klubu.
Klubu nie było, a pewnie nie chciałeś kończyć ze sportem. Co postanowiłeś?
- Prezesem tego klubu była pani Katarzyna Dzięcioł-Biełowieżec, żona mojego trenera. Znała trenera toruńskiego klubu Tomasza Owsiana, który aby mnie sprawdzić zaproponował mi udział w klubowym zgrupowaniu Copernicusa. Sprawdzenie wypadło dla mnie dobrze i w ten sposób stałem się zawodnikiem tego toruńskiego klubu.
Musiałeś się więc przenieść z jednego grodu Kopernika do drugiego. Gdzie zamieszkałeś?
- Na początek w szkolnym internacie. Po roku uznałem, że to miejsce nie dla mnie, szczególnie jeżeli chodziło o wyżywienie. Rodzice pomogli mi wynająć stancję i przez pierwszy rok mieszkałem z kolegą, a potem już sam.
Miałeś zaledwie 14 lat i opuściłeś domowe progi. Jak zareagowali na to Twoi rodzice?
- Długo musiałem ich do tego przekonywać. Mama była bardzo niezadowolona, tato nieco mniej. Teraz po latach już się do takiej sytuacji przyzwyczaili. Niestety ostatnio nie za często mogę przyjeżdżać do Olsztyna, aby ich odwiedzać.
Masz już sporo, i to niebanalnych, sukcesów na swoim koncie. Które uważasz za najważniejsze?
- To zdecydowanie moje niedawne dwa tytuły w torowych mistrzostwach świata juniorów w Izraelu. Trudno mi wybrać, który z nich jest ważniejszy, ale być posiadaczem koszulki mistrza świata to jest wielkie marzenie każdego kolarza, przez większość z nich nie spełnione. Ja taką koszulę mam i to za wyścig scratch. Ten sukces powinienem więc postawić na pierwszym miejscu. Srebro w omnium jest o tyle cenne, że to konkurencja olimpijska. To dla mnie ultra, ważny sukces.
Lepiej się czujesz na torze w scratch, czy w omnium, a może na szosie?
- W scratch nieco pewniej niż w omnium. W omnium są cztery konkurencje. Najgorsza z nich dla mnie to wyścig tempowy. Zawodnicy mają do pokonania 30 rund. Pierwsze cztery są niepunktowane, a potem na każdej rundzie pierwszy kolarz otrzymuje jeden punkt. Wygrywa ten, który tych punktów uzbiera najwięcej. Kolarstwo na szosie bardzo lubię, ale najlepiej wychodzi mi w nim jazda na czas. Na torze łatwiej jest uzyskać dobry wynik niż na szosie, zwłaszcza w wyścigach ze startu wspólnego.
Twoje najbliższe plany sportowe.
- Teraz przygotowuję się do mistrzostw świata juniorów na szosie, które odbędą się w Australii w ostatniej dekadzie września.
Masz nadzieję na udział w paryskich Igrzyskach Olimpijskich?
- Takie nadzieje oczywiście mam i takie działania przez najbliższe dwa lata z trenerem klubowym oraz kadrowym Jackiem Morajko, podejmujemy.
Niestety zwykle to jest tak, że zawodnicy olsztyńskich i innych regionalnych klubów, mający realne szanse na udział w igrzyskach olimpijskich, tuż przed nimi upuszczają je przenosząc się poza region. Splendor z ich olimpijskich sukcesów przejmują inne polskie sportowe środowiska. Nie wiem czy się kiedykolwiek doczekamy odwrotnego zjawiska: zawodnicy z „obcych” klubów wracają przed igrzyskami do swoich macierzystych. Nie zechciałbyś być takim pionierem?
- Nie wykluczam takiej sytuacji, więc może, może... Ale na przyszły sezon powinienem znaleźć jakiś zawodowy klub zagraniczny. Przygotowania do startu na torze odbywają się najczęściej na szosie. Na niej buduje się m.in. lepszą wytrzymałość. Większość torowców to szosowcy.
Co Ciebie interesuje poza sportem?
- Za dużo wolnego czasu nie mam. A jak już znajdę to lubię majstrować przy rowerach. Często składam rowery z części.
Co będziesz robił po zakończeniu sportowej kariery?
- Na pewno zostanę przy sporcie. Jeżeli nie będę trenerem to mechanikiem w jakieś zawodowej grupie.
W przyszłym roku przystąpisz do egzaminu maturalnego. Planujesz uczyć się dalej?
- Owszem, w jakiejś wyższej szkole wychowania fizycznego. Najlepiej w Wyższej Szkole Kultury Fizycznej i Turystyki w Pruszkowie. Mieści się w budynku toru kolarskiego.
Interesujesz się innymi sportami poza kolarstwem? Polscy siatkarze biorą obecnie udział w mistrzostwach świata. Zdobędą trzeci z kolei tytuł mistrzowski?
- Nie mam czasu i za bardzo nie interesują mnie inne dyscypliny sportowe. W nożnej byłem i jestem, szczególnie teraz kiedy mają Lewandowskiego, za Barceloną. Wiem, że nasi siatkarze byli już takimi mistrzami więc wydaje mi się, że mają szanse. Nie oglądam jednak w telewizji ich spotkań, ograniczam się głównie do transmisji z wyścigów kolarskich.
Masz dziewczynę?
- Tak, nazywa się Agata Kowalska i jest kolarką w Copernicusie. Jesteśmy od samego początku w tej samej klasie naszej szkoły sportowej.
Rozmawiał Lech Janka
Komentarze (1)
Dodaj swój komentarz