Panie Komendancie, dlaczego zdecydował się Pan na służbę w Policji?
- U mnie to był przypadek. Prawda jest taka, że w 90. roku, na fali przemian, chciałem zostać prokuratorem. Startowałem na studia prawnicze w Toruniu. Nie dostałem się. Zastanawiałem się, co dalej ze sobą zrobić. Pewnego dnia przeczytałem w mediach, że w październiku rusza Wyższa Szkoła Policyjna w Szczytnie. Zdałem egzaminy. Od 1 listopada rozpocząłem zajęcia w 4-letnim systemie szkoły oficerskiej. Na początku chciałem spędzić rok czasu w tej szkole, a później ponownie startować do UMK w Toruniu, bo marzyło mi się zostać prokuratorem. Ale po roku czasu okazało się, że tak mi się spodobała ta Policja, że zostałem tu na 30 lat (śmiech).
Jest Pan przez całą karierę związany z regionem.
- Tak, ale to było moje założenie. Od samego początku miałem wiele propozycji spoza regionu, np. mogłem zostać komendantem miejskim w Gdańsku, o czym mało kto wie. Odmówiłem. Miałem też propozycję zająć stanowisko zastępcy dyrektora biura w Komendzie Głównej Policji. Również odmówiłem. Życie postanowiłem związać z tym regionem. Z tego względu, że tu znałem ludzi, znałem ich problemy i w sposób przemyślany chciałem rozwijać się w miejscu, gdzie mieszkam.
Gdy ukończyłem szkołę w Szczytnie, musieliśmy decydować, gdzie chcemy pełnić służbę. Mi zamarzyło się, aby zostać funkcjonariuszem ruchu drogowego. Złożyłem stosowny raport, żeby tam trafić. Miałem pecha albo szczęście, że ostatni egzamin, który zdawałem w Szczytnie, był z przestępczości gospodarczej u pana pułkownika Sklepkowskiego. Powiedział, że egzamin zdałem najlepiej na roku. Zapytał się, co chcę robić w Policji. Odpowiedziałem, że idę do ruchu drogowego. – Nie, pan jest urodzonym „pegowcem” (policjantem zajmującym się przestępstwami gospodarczymi) – spuentował. Jednak uparłem się, że będę w ruchu drogowym. Po powrocie do Olsztyna dostałem tam przydział, ale szybko się okazało, że gdy po urlopie przyszedłem do pracy mój przydział zmieniono na PG. Nie podobało mi się to w tamtym czasie. Przez wiele miesięcy zastanawiałem się, czy jest sens pracować w PG. Dopóki nie wysłali mnie na szkolenie FBI i DIA w Warszawie. Szkolili nas funkcjonariusze agencji, którzy rozpracowywali w latach 90. Pabla Escobara. Szkolenie dotyczyło prania pieniędzy na przykładzie technik stosowanych przez kartel z Medellin. Agenci opowiadali o swoich metodach. Powiem szczerze, że wtedy „zaszczepiłem się” tym PG. Wróciłem i zacząłem wkładać serce w pracę. Pracowałem tam jako policjant operacyjny do 2000 roku.
W międzyczasie w 1998 roku skończyłem Helsińską Szkołę Praw Człowieka. Byłem 422 absolwentem tej szkoły i egzamin zdawałem u prof. Andrzeja Rzemplińskiego przyszłego Prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Powiem szczerze, ta szkoła dużo mnie nauczyła i pozwoliła spojrzeć na prawo oczami autorytetów. Tam poznałem wielu znamienitych znawców prawa różnych dziedzin m.in. prof. Wiktora Osiatyńskiego, prof. Ewę Łętowską, prof. Marka Antoniego Nowickiego, prof. Marka Safjana i wielu innych. Przez wiele lat ta Szkoła organizowała zjazdy absolwentów, gdzie mogliśmy z autorytetami prawa osobiście rozmawiać. W 2000 roku nowy komendant wojewódzki insp. Janusz Tkaczyk zobaczył, że ukończyłem tę szkołę i stwierdził, że mam zająć się zorganizowaniem wydziału kontroli wewnętrznej, który wówczas nazywał się Inspektorat Komendanta. Wymieniony komendant wojewódzki dał mi szansę w mojej karierze, byłem wówczas młodym człowiekiem, a mimo wszystko postawił na mnie, za co jestem jemu bardzo wdzięczny. Zależało mu na tym, aby moja wiedza wyniesiona z Helsińskiej Szkoły była podstawą pracy tej komórki. Trzeba było stworzyć pion dla całego województwa, którego zadaniem było rozpatrywanie skarg na policjantów, kontrola wewnętrzna, audyt, ochrona pracy i kontrola finansowa. Przez 3 lata budowałem ten pion we wszystkich jednostkach w województwie oraz zmieniałem sposób myślenia, chciałem, aby wyjaśnianie skarg na policję było podstawą działań naprawczych w naszej formacji, a obywatel miał zaufanie do tej instytucji. Jak to wszystko zostało zorganizowane, zostałem mianowany Komendantem Miejskim Policji w Olsztynie.
Tu pracowałem ok. 2 lata, do czasu gdy zmienił się komendant wojewódzki. Nowy komendant stwierdził, że jestem za młody na pełnienie tej funkcji, po prostu nie odbieraliśmy na tych samych falach. Chciał mnie przenieść na stanowisko komendanta w innej jednostce. Nie za bardzo chciałem wyprowadzać się z Olsztyna, więc na mój wniosek zostałem Naczelnikiem Wydziału Przestępczości Gospodarczej, gdzie przez kolejnych 13 lat walczyłem z przestępcami gospodarczymi, a że znałem się na tym, więc robiłem to z pasją. Przyszedł 2017 rok i nowy komendant wojewódzki, pan generał Tomasz Klimek, zaproponował mi powrót na Komendanta Miejskiego w Olsztynie. W lutym 2017 roku objąłem funkcję komendanta. Jak przyszedłem tutaj, to wiedziałem, że jest to moje ostatnie stanowisko w Policji, a przynajmniej miałem taki plan. Nowe wyzwanie chciałem potraktować jako podsumowanie mojej kariery w Policji. Od samego początku podjąłem prace reorganizacyjne wewnątrz tej jednostki. Pierwsze dwa lata były bardzo ciężkie. Pracowałem po 14-16 godzin codziennie i prawie w każdy weekend. W 2019 roku było już widać pierwsze efekty reformy, a 2020 rok zakończył się pozytywną oceną zarówno przełożonych, jak i samej załogi, która pozytywnie oceniła zmiany. Reorganizowałem tę jednostkę przez 4 lata do momentu, gdy stwierdziłem, że moja misja się już kończy, bo już niczego więcej nie muszę naprawiać. Jest to zmodernizowana jednostka z nowoczesną strukturą opartą o dobrą komunikacją wewnętrzną i prawidłowe narzędzia komunikacji zewnętrznej. Również załoga komendy miejskiej to już jeden wielki zespół współpracujący ze sobą i ukierunkowany na osiąganie skutecznego zapewnienia bezpieczeństwa naszym mieszkańcom i turystom.
Olsztyńska Policja bardzo mocno ucierpiała pijarowo w 2015 roku, gdy media napisały o biciu podejrzanych. Pan objął stanowisko komendanta dwa lata później. Czy komenda nadal była w ogniu krytyki?
- Przyszedłem po komendancie Mieczysławie Wójciku, którego podobnie jak wielu moich poprzedników bardzo szanuję i wiem, że oni też dużo włożyli swojego wysiłku w tą jednostkę. Jednakże zastałem komendę zdegradowaną pod kątem usprzętowienia i w zakresie organizacyjnym, a także miała ona wówczas wiele wakatów. Oczywiście był to wynik wielu lat, a także tej afery, o której Pan wspomina. Policjanci mieli problemy z odnalezieniem się w sytuacji, gdy ciągle duża była fala krytyki i nienawiści skierowanej w stronę Policji.
Postanowiłem zakasać rękawy i zreformować całą jednostkę. Wiedziałem, że w momencie, gdy jednostka zmieni sposób funkcjonowania, to odzyska zdolność do działania. To się chyba sprawdziło, bo w ciągu dwóch lat od tej reformy okazało się, że jednostka złapała swój rytm pracy. Potrafi sobie radzić ze skomplikowanymi problemami w obszarze bezpieczeństwa, skutecznie poszukiwać osoby zaginione i ukrywające się przed wymiarem sprawiedliwości, dzielnicowi docierają do społeczeństwa i mają dużą skuteczność w zakresie niwelowania przemocy domowej, ruch drogowy jest tam, gdzie jest niebezpiecznie, a służba kryminalna wykrywa każde kolejne poważne zdarzenie kryminalne. Również nasze służba patrolowo-interwencyjna zarówno na lądzie, jak i na wodzie, jest bardziej skuteczna i widoczna.
Powstał duży Wydział Zabezpieczania Miasta, który ma sztab dyżurnych, komórki patrolowo-interwencyjne, psy tropiące, psy na pirotechnikę i na narkotyki, policję wodną, centrum operacyjne. Pomysł na tę komórkę wziąłem z Poznania, gdzie taki wydział jest od co najmniej 15 lat i się sprawdza. Także stworzyliśmy 3 posterunki miejskie w Olsztynie, które są innowacyjnym rozwiązaniem w skali całej Policji. Pierwszy, który jest na Nagórkach, będzie docelowo zlokalizowany przy ul. Witosa, bo już działka jest w zasobach Policji. Myślę, że w tym roku zacznie się budowa posterunku. Ten posterunek obejmuje ponad 64 tys. mieszkańców. Posterunek 2. mieści się w Kapitanacie nad jeziorem Ukiel i odpowiada za osiedla domków jednorodzinnych, tereny zielone Olsztyna, starówkę, Kortowo. Tam skupiłem policjantów, którzy znają różne języki obce z uwagi na turystów i kampus studencki. Wybór kapitanatu nie był przypadkowy, bo nasza obecność tam powoduje, że na plaży miejskiej jest spokojnie, a miasto jest dumne z bezpiecznej przestrzeni rekreacyjnej. Trzeci posterunek, który powstał przy ul. Pstrowskiego, odpowiada za starsze dzielnice mieszkalne Olsztyna i dzielnice przemysłowe. Dzielnicowych wyprowadziliśmy na te trzy obiekty. To powoduje, że mieszkańcy nagle przestali się skarżyć, że nie mają kontaktu ze swoimi dzielnicowymi.
W Ruchu Drogowym stworzyliśmy 2 innowacyjne stanowiska. Policjant ds. transportu drogowego, który zajmuje się autobusami, wycieczkami. Drugie stanowisko odpowiada za inżynierię drogową. Od 3 lat funkcjonariusz na tym stanowisku opiniuje organizację i przebudowę skrzyżowań, przejścia dla pieszych, prawidłowość stawiania znaków drogowych. Efektem jego pracy jest m.in. to, że jest coraz więcej bezpiecznych przejść dla pieszych i nie ma śmiertelnych potrąceń. Wcześniej było to ok. 7-9 rocznie. Dwa lata temu i w zeszłym roku nie było ani jednego potrącenia śmiertelnego w Olsztynie. Na dzień dzisiejszy, jeżeli ZDZiT zamierza coś zmienić, to przesyła materiały do tego policjanta, a on je opiniuje pod względem bezpieczeństwa i tak tworzymy bezpieczną infrastrukturę.
Również ogromnym posunięciem organizacyjnych było wyprowadzenie na stałe do powiatu 4 radiowozów ruchu drogowego przy komisariatach w Biskupcu, Barczewie, Dobrym Mieście i Olsztynku.
Dlaczego?
- Z analiz wynikało, że bardzo dużo pijanych kierowców wjeżdżało do Olsztyna z powiatu. Tam się napili, a tutaj przyjechali na gościnne występy. Zatem trzeba było ich łapać tam, gdzie piją. Radiowozy zaczęły jeździć po najbardziej zaniedbanych pod tym względem miejscowościach powiatu, podejmować kontrole i czasami stawać tymi radiowozami pod miejscowymi sklepami, co zadziałało prewencyjnie na potencjalnych pijaków drogowych. Któregoś razu zadzwonił do mnie sołtys jednej z miejscowości z pytaniem, czy mógłbym zakazać policjantom stawania pod sklepem. Zapytałem dlaczego? – rolnicy nie mogą zrobić zakupów – odpowiedział. Odrzekłem: – Niech chodzą pieszo po zakupy, wtedy drogówka nie będzie ich zaczepiać. Innym razem napisał do mnie jeden z samorządowców, że chciałby wiedzieć, kiedy ruch drogowy przyjeżdża do miejscowości, w której mieszka, bo policjanci robią taki popłoch wśród miejscowych, że wręcz ją paraliżują. Ludzie nie chcą jeździć do pracy. Śmiech śmiechem, ale to spowodowało, że nastąpił porządek w powiecie. Gdy objąłem stanowisko komendanta, mieliśmy 33 zdarzenia śmiertelne na drodze. W 2020 roku było ich już tylko 9, w tym jeden w Olsztynie.
W pionie kryminalnym stworzyliśmy 5 wydziałów, w tym Wydział Techniki Kryminalistycznej i Statystyki Przestępczości, który zajmuje się wspomaganiem całej służby kryminalnej, zarządzaniem bazami oraz nadzoruje postępowania przygotowawcze. Pozostałe cztery wydziały są kierunkowe: Wydział do Walki z Przestępczością przeciwko Życiu i Zdrowiu, Wydział do Walki z Przestępczością przeciwko Mieniu, Wydział do Walki z Przestępczością Gospodarczą oraz Wydział do Walki z Przestępczością Narkotykową. Stworzyliśmy wydziały operacyjno-dochodzeniowe. Obecnie w każdym funkcjonuje praca operacyjna. Dlatego mamy świetne wyniki. Udaje się wykryć większość poważnych przestępstw.
Jednak chyba najważniejsza rzecz to reorganizacja logistyki. Stworzyliśmy pocztę kurierską. Kurierzy dowożą do każdego wydziału, komisariatu i posterunku pocztę oraz zaopatrzenie. Policjanci, za pomocą Internetu, składają zamówienia. Wcześniej policjant np. z Purdy musiał jechać po papier, akta, z wysyłkami do Olsztyna. Jak wyjechał, to cały dzień go nie było na miejscu. Teraz wchodzi na naszą stronę i składa zamówienie: toner do drukarki, papier, nadanie poczty. Przyjeżdża kurier, przywozi pocztę, zaopatrzenie, odbiera zużyte rzeczy. I tak jest przez cały tydzień roboczy. W komisariatach policjanci są na co dzień i mogą oddać się swoim zadaniom.
Jakie sprawy najbardziej zapadły Panu w pamięci?
- Pierwszą na tapetę sprawę, którą wziąłem, to był sklep z dopalaczami. Pamiętacie, że przez 7 lat Policja walczyła z dopalaczami? W ciągu pół roku wraz z policjantami Wydziału Narkotykowego, prokuraturą i sanepidem zlikwidowaliśmy ten sklep. Zmieniliśmy w tym zakresie taktykę. Wcześniej służby prowadziły kontrole, które nie dawały efektów. Sprzedawcy przez cały czas wciskali kit, że sprzedają zapachy do odkurzaczy. Więc zaczęliśmy starać się być sprytniejsi od sprawców i powołaliśmy biegłego, który wydał nam ekspertyzę, że to nie są zapachy tylko dopalacze. Tłumaczyli się później, że nie sprzedają tego jako środek spożywczy, za co groziłaby im odpowiedzialność karna. Ustaliliśmy świadków i inne dowody na to, że nie mają racji, a nawet kłamią. Złożyliśmy do prokuratury wniosek o aresztowanie właściciela sklepu. Sąd w I instancji nam oddalił wniosek, natomiast prokuratura rejonowa odwołała się od tej decyzji i sąd okręgowy przywrócił areszt dla właściciela. Po dwóch miesiącach kolejni dwaj sprzedawcy otworzyli sklep z dopalaczami powołując się na orzeczenie Sądu Najwyższego, ale również udało nam się wykazać, że popełniają przestępstwa i też zostali aresztowani. Byliśmy pierwsi w kraju, którzy skutecznie zajęli się sprzedawcami dopalaczy. Później zmienili przepisy i było łatwiej walczyć z tą patologią.
Druga sprawa – zabójstwo przy ul. Głowackiego. W podobnym terminie doszło do samobójstwa nad jeziorem Długim. Pamiętam, jak nas media „grillowały” za tę sprawę. Media wpadły w panikę, pisały, że w Olsztynie grasuje morderca. Na obydwu zdarzeniach byłem osobiście i wiedziałem, że nie są powiązane. Przede wszystkim była inna broń, ale i okoliczności. Okazało się, że nad jeziorem Długim policjanci, podczas przeszukiwania śmietników, znaleźli opakowanie do amunicji pistoletu, od którego zginął ten człowiek. Na opakowaniu było DNA tylko tego, który zginął, więc wiedzieliśmy, że tylko on miał w ręku tę broń. Przez 2 tygodnie szukaliśmy w jeziorze broni. Ten człowiek stanął w wodzie, w miejscu, gdzie grunt się znacznie obniża. Pistolet, po wystrzale, wpadł w muł na głębokości 2,5 metra. Znaleźliśmy za pomocą specjalistycznego sprzętu tę broń. Okazało się, że samobójstwa dokonał człowiek, który przyjechał ze Szczecina. Był instruktorem strzelectwa, który w domu miał jeszcze 20 sztuk broni. Wcześniej pozbył się wszystkich dokumentów, które mogłyby go zidentyfikować. W końcu ustaliliśmy jego dane. To również był ogromny sukces, bo to były 2 miesiące ciężkiej pracy policjantów naszej jednostki. Wszystkie wymienione sprawy zostały wykryte przez naszych i policjantów z KWP.
Było też zabójstwo starszej pani w Dobrym Mieście, którego dokonał Rosjanin. Stanęliśmy na głowie, żeby tę sprawę rozwiązać. Dzięki zabezpieczonym śladom na miejscu zdarzenia m.in. zabezpieczyliśmy DNA sprawcy, udało się go schwytać. Nie mieliśmy jego wizerunku, ale typowaliśmy wśród obcokrajowców, którzy przyjeżdżali do naszego regionu i też udało się sprawcę złapać. Tu nam dużo pomogła Komenda Wojewódzka Policji.
Oprócz tego są również sprawy gospodarcze. Nasi policjanci z PG są, moim zdaniem, jednymi z lepszych w kraju, jeżeli chodzi o łapanie oszustów. Łapiemy przestępców w Gdańsku, Wrocławiu czy Warszawie. Wykrywamy nawet 600 oszustw rocznie. To jest dużo.
Ostatnio była głośna sprawa z kantorem.
- Też. Tutaj policjanci z wydziału życia powiedzieli mi: – Komendancie, przestępca spał, a my nie spaliśmy. Prawda jest taka, że w tym przypadku efekty przyniósł i monitoring, i współpraca z mieszkańcami Olsztyna. Dzięki nim wytypowaliśmy pojazd sprawcy. Nasi policjanci rano, kiedy sprawca się tego nie spodziewał, na terenie Bydgoszczy złapali go i osadzili w areszcie. Tak właśnie Policja powinna pracować. Nie odpuszczać, nie czekać na okazję, tylko działać. Szczególnie przy sprawach kryminalnych. Jeżeli byśmy go nie złapali, przyjechałby jeszcze raz do Olsztyna czy Biskupca i zrobiłby kolejny napad. Być może ktoś by zginął. Tutaj niewiele brakowało. Policjanci udzielili reanimacji jednej z postrzelonych osób.
Wcześniej inni sprawcy napadli na kantor przy ul. Dąbrowszczaków. Został zatrzymany były policjant...
Zaskoczyło to Pana, że policjant brał udział w takim przestępstwie?
- Nic mnie już nie zaskoczy. W trakcie kariery musiałem zatrzymywać czy wydalać ze służby policjantów za udział w jakichś przestępstwach. Nie traktuję takiego człowieka jak policjanta. Nigdy nie popełniłem przestępstwa w ramach 30-letniej służby, bo służba w Policji to misja i honor. Mam w sobie zakodowaną uczciwość. Były policjant, który w cywilu popełnia przestępstwo, był również złym policjantem. To kwestia wychowania, ukształtowania, środowiska itp. Taki człowiek nie jest policjantem i nigdy nim nie powinien być. Plami honor tej służby.
Może przejdźmy do tego, czego nie udało się zrobić za Pana kadencji.
- Może to mało skromnie zabrzmi, ale zrealizowałem się w 100 proc. Najbardziej mi zależało na tym, żeby postawić na nogi tę jednostkę. Żeby była chwalona przez mieszkańców. Żeby praca policjantów była dostrzegana ze względu na skuteczność i to, moim zdaniem, zostało osiągnięte. Wielu rzeczy nie zdążyłem zrobić, ale zostanie to wykonane w późniejszym czasie, np. budowa posterunku policji na Witosa. 3 lata zabiegaliśmy o działkę, były różne problemy natury prawnej. Ale mamy już ten teren. Chciałem otworzyć posterunek 3. na dworcu. Nie dogadałem się jednak z PKP. Chcieli bardzo duże kwoty za wynajęcie. Uważałem, że posterunek powinien być za darmo, a kolejarze by na tym zyskali, podobnie jak Ukiel zyskał na tym.
Nie zdążyłem też utworzyć posterunku w Jezioranach. W tym roku rozpocznie się budowa. Udało się za to odtworzyć posterunek w Kolnie. Obecnie trwa budowa posterunku w Stawigudzie (w czerwcu ma zostać otwarty). Dobiega także końca przebudowa stanowiska kierowania w KMP (od listopada trwa remont). Stanowisko będzie połączone z Regionalnym Centrum Bezpieczeństwa na ul. Augustowskiej. Widziałem takie rozwiązanie organizacyjne w Hamburgu. Żałuję, że nie doczekałem do końca tych inwestycji, ale świadomie podjąłem decyzję, aby robić w życiu coś nowego.
A co z wydarzeniami sprzed ostatnich kilku miesięcy? Z jednej strony Strajk Kobiet, z drugiej protest przedsiębiorców, którzy zaczęli buntować się przeciw obostrzeniom. Policjanci zabezpieczali manifestacje, przychodzili także do otwartych klubów. Policja straciła zaufanie społeczne. Nie mówię nawet o Olsztynie, ale o całej Polsce. Zresztą w naszych mediach przewijała się sprawa 14-latki z protestów kobiet...
- Przez to, że skończyłem Helsińską Szkołę Praw Człowieka, to rozumiałem protesty. W szkole tej wykładowcami byli pani Ewa Łętowska, pan Wiktor Osiatyński, Andrzej Rzepliński, słynny profesor Józef Tischner czy Zofia Świda. W trakcie protestów mówiłem moim policjantom, że naszym zadaniem jest nie walka z protestami, tylko zapewnienie ludziom bezpieczeństwa. Protest to rzecz ludzka. Każdy ma prawo protestować. My, jako policjanci, nie możemy stać po żadnej stronie barykady. Mamy przepisy, które regulują bezpieczeństwo. I jeżeli podczas manifestacji, gdzie zgromadziło się 4 tysiące uczestników, tłum wychodzi na ulice i tamtędy idzie – a obowiązuje przecież Prawo o ruchu drogowym, które mówi, że pieszy może przechodzić przez przejście dla pieszych, a nie iść środkiem ulicy – więc naszym zadaniem było to, żeby ich sprowadzać na chodniki. Pamiętajmy, że część społeczeństwa nie bierze udziału w protestach, a jednocześnie chce w sposób niezaburzony poruszać się drogami. Jako Policja musimy równoważyć potrzeby społeczne, a przede wszystkim pilnować porządku publicznego i nie dopuszczać do łamania prawa powszechnie obowiązującego.
Byłem na miejscu, gdy ta 14-latka kierowała tłumem. Prowadziła tych ludzi od Aury przez 1 Maja. Widziałem osobiście, jak szła środkiem ul. Partyzantów, a za nią szedł kilkutysięczny tłum. Ta 14-latka sparaliżowała plac Bema. Wiedziałem, że będą chcieli wracać do centrum. Najszybciej mogli zawrócić kierując się przez Kętrzyńskiego i Kościuszki. Ale co tam jest? Linia tramwajowa. A ludzie nieśli transparenty na wędkach węglowych. Gdyby tam weszli, to ręczę, że każdy, kto dotknąłby wędką linii napięcia, zginąłby.
Ta dziewczyna skierowała tłum na Kościuszki, dlatego kazałem zamknąć tę ulicę. Tłum się cofnął, ale 14-latka poprowadziła ich dalej Kętrzyńskiego w kierunku Towarowej, na drogę szybkiego ruchu. Nie wprowadza się protestujących na takie drogi, bo TIR, który wjedzie w tłum, może spowodować śmierć nawet kilkudziesięciu osób. Nie mówię, że kierowca specjalnie by tak zrobił, ale wystarczy, żeby się zagapił. Oprócz tego na Towarowej jest zjazd tramwaju do zajezdni. Znowu linie napięcia się przecinają.
Wówczas nie wytrzymałem i kazałem wylegitymować tę dziewczynę. Ona, jako jeszcze dziecko, nie miała pojęcia, co robi. Podczas legitymowania pojawiła się babcia tej 14-latki. Odebrała wnuczkę. Dziewczyna zaapelowała do protestujących, aby zeszli na chodnik. O dziwo, wszyscy posłuchali. Dziennikarz RMF FM podał, że zatrzymaliśmy tę 14-latkę. A to nieprawda. Oddaliśmy ją od razu pod opiekę babci. Ten fejk news spowodował, że tłumaczyłem się przed Rzecznikiem Praw Obywatelskich, który bazował na informacjach medialnych. Czy my, jako Policja, źle zrobiliśmy w tej sytuacji? Nie dopuściliśmy do tragedii!
Dziwię się, że taka młoda osoba prowadziła tłum.
- Manifestanci wiedzieli, że Policja nie ruszy młodej osoby. To była taktyka. Nawet, jeżeli ktoś po cichu sterował tłumem, a podstawił tę dziewczynę, to nie może pozwalać na takie zachowania, jakie były. Wiecie, co by było w Olsztynie, gdyby zginęła młoda dziewczyna porażona prądem? Każdy by się zastanawiał, co zrobiła Policja. Przecież była na miejscu i dopuściła do tego. Uważam, że w tamtej sytuacji bardzo dobrze się zachowaliśmy.
A co z przedsiębiorcami?
- Odnosząc się do sytuacji dyskoteki, zwróćcie uwagę, że my tylko asystowaliśmy. Taką przyjęliśmy zasadę. Tutaj rolę rozstrzygającą ma sanepid. Pilnowaliśmy, żeby inspektorowi nic się nie stało.
Muszę przyznać, że zupełnie inaczej wyglądały wizyty policjantów w Rybniku. Tam rzeczywiście była, myślę, że po obu stronach, ta agresja.
- Zawsze trzeba mieć taktykę działania i rozumieć, że po obu stronach barykady jest człowiek. Wchodzenie o 12 w nocy na dyskotekę, gdzie towarzystwo jest już pijane, grozi niebezpieczeństwem samym policjantom, ale także uczestnikom dyskoteki. Przez cały okres protestów w Olsztynie, ani razu nasi funkcjonariusze nie byli w kaskach i tarczach. Staraliśmy się pokojowo zabezpieczać te zgromadzenia, choć należy wskazać, że były one nielegalne. Ani razu nie użyliśmy gazu. Trzeba powiedzieć, że mieszkańcy uhonorowali to, że nie jesteśmy agresywni i nie rzucali kamieniami w policjantów, nie byli też w inny sposób agresywni wobec naszych policjantów. Od października do lutego, przez cały okres protestów, ani jeden policjant w garnizonie Olsztyna i powiatu nie został ranny. Ani jednej osoby nie zatrzymaliśmy w wyniku protestów. Tak prowadziliśmy grę z tym tłumem, żeby nie doprowadzić do eskalacji negatywnych emocji. To moim zdaniem wynika z dojrzałości tej jednostki i potencjału naszych policjantów, którzy zawsze chcieli realizować swoje zadania jak najlepiej i służyć społeczeństwu. Oczywiście, nie było tak, że nic nie robiliśmy. Reagowaliśmy na łamanie przepisów i złożyliśmy bardzo dużo wniosków do sądu w tym zakresie, szczególnie reagowaliśmy na organizatorów nielegalnych zgromadzeń oraz na niszczenie mienia.
Zakładam, że część policjantów mogła się solidaryzować z protestującymi. Sami mają przecież żony, dziewczyny. Musi to być dla nich trudne.
- Nauczyłem moich ludzi, że dobry policjant jest apolityczny. Jest urzędnikiem. Funkcjonariusz musi zdać sobie sprawę, jaką ma rolę podczas takich zabezpieczeń. Policja jest instytucją porządku publicznego. Ustawodawca tworzy przepisy. Policja jest po to, żeby sprawdzać, czy obywatel lub turysta przestrzegają tych przepisów. Jeżeli obywatelom nie podobają się przepisy, mogą pisać do Sejmu, mogą tworzyć petycje, mogą wybrać posłów i senatorów w czasie wyborów, którzy będą projektować nowe przepisy. Natomiast przepis, który wszedł w życie to prawo. Policjant jest jak nauczyciel, który ocenia, czy dziecko przeczytało lub nie przeczytało lektury. Jeżeli przeczytało, ma ocenę bardzo dobrą, jeżeli nie – niedostateczną. Policjant też musi reagować na łamanie przepisów.
Nauczyłem policjantów, że tam gdzie przepisy są jednoznaczne, funkcjonariusz sam ma możliwość ukarania. Jeżeli natomiast jest podważana konstytucyjność jakichś przepisów, to poprosiłem ich, żeby nie karali mandatem czy pouczali, tylko żeby sporządzali notatki. Notatki wysyłaliśmy do sądu. Niech sędziowie ocenią, czy ten przepis obowiązuje. Jeżeli obowiązuje, niech sąd wyciągnie konsekwencje wobec obywatela. Przez cały okres protestów, tam gdzie ludzie podważali przepis o zakazie zgromadzeń, sporządziliśmy kilkaset notatek. I sąd indywidualnie podchodził do każdej sprawy.
Pracował Pan w Policji 30 lat. Jak zmieniała się przestępczość w Olsztynie na przestrzeni tych lat?
- W latach 90. dominowała przestępczość kryminalna. Mieliśmy do czynienia ze zorganizowanymi grupami przestępczymi, które wyłudzały haracze. Mieliśmy też sami mnóstwo problemów, bo nie było policji wewnętrznej, która by eliminowała z naszych szeregów czarne owce. Ta instytucja pojawiła się dopiero w 1998 roku.
W momencie, gdy weszliśmy do Unii Europejskiej, granice się otworzyły i pojawiły się nowe formy przestępczości, jak np. przestępstwa na wnuczka czy oszustwa VAT-owe. Teraz, gdy jesteśmy już pełnoprawnym członkiem UE, mamy takie same problemy jak Francja, Hiszpania czy Niemcy. Ta przestępczość kryminalna już nie jest dominująca. Stała się marginesem. Natomiast mamy bardzo dużo problemów społecznych – przemoc w rodzinie, depresja, samobójstwa. Mamy problemy porządkowe. Kiedyś jezioro Ukiel nie było tak uczęszczane, jak obecnie. Przepisy nie nadążają z regulacją prawa wodnego. W związku z tym mamy problemy z plagą skuterów wodnych na zamkniętych zbiornikach. To tylko jeden z przykładów.
Czy w trakcie kariery bywały chwile, w których bał się Pan o swoje życie?
- Kilka razy byłem zaniepokojony. Podam przykład. Robiłem przeszukanie w Łomiankach i w kalendarzu przestępcy znalazłem dossier moje i mojej rodziny. Na ostatniej kartce było zapisane, gdzie mieszkam, gdzie pracuje moja żona, że mamy dziecko. Nie wiem, po co on to miał, ale sam fakt, że przestępca z Warszawy trzymał takie zapisy, był zastanawiający.
Czy nie jest Panu żal, że odchodzi na emeryturę?
- Żal mi jest. Ale trzeba było podjąć męską decyzję, bo moja misja w komendzie miejskiej się zakończyła. Zrobiłem to, co chciałem zrobić. Założyłem sobie, że w wieku 50 lat odejdę z Policji.
Jakie ma Pan plany?
- Zaczynam zajęcia na Kortowie. Zostałem koordynatorem nowego przedmiotu – bezpieczeństwo biznesu. W przeszłości przez 6 lat byłem wykładowcą, więc to będzie mój powrót do sal akademickich. Być może będę chciał zrobić doktorat w tej dziedzinie.
Bardzo bym chciał, żeby nasz powiat stał się bardziej rozpoznawalny, żeby Warmia zyskała w Polsce popularność. Dlatego też chciałbym pracować nadal dla powiatu olsztyńskiego i mieć możliwość tworzenia czegoś nowego, co przyniesie dla naszego regionu zysk.
De facto całe nasze województwo pracuje na Mazury. Niektórzy ludzie z innych zakątków Polski myślą, że Olsztyn leży na Mazurach. A przecież historia i region Warmii jest równie piękny. Mamy sieć średniowiecznych kościołów, muzea, jeziora i rzeki. Są i piękne szlaki, i malownicze miejscowości pełne zabytków. Mamy Lidzbark Warmiński, Stoczek Klasztorny, Braniewo, Frombork, Łężany, Bałdy, Glotowo, Dobre Miasto. No i mamy nasze Santiago de Compostela – Gietrzwałd. Zwróćcie uwagę, że cała Europa pielgrzymuje do Santiago. Zostawia tam ogromne pieniądze, a my nie potrafimy wykorzystać potencjału regionu. Dla całej Warmii będzie dobrze, jeżeli powstaną szlaki rowerowe, piesze, konne i kajakowe. Z Olsztyna wiedzie szlak św. Jakuba, ale poza miastem nie jest już tak dobrze oznaczony.
Może szukając nowych wyzwań będę mógł dalej pracować dla regionu…
Dziękuję za rozmowę.
- Dziękuję.
Komentarze (15)
Dodaj swój komentarz