Księgarnię pamiętam, kiedy jako mały chłopiec przechodziłem tędy z rodzicami, a to było 30 lat temu. Od kiedy istnieje?
- Przed wojną była tu apteka. Po wojnie, jak już Niemcy wyjechali, lokale stały puste. Najpierw powstała prywatna księgarnia, a potem w ramach nacjonalizacji, na bazie wszystkich księgarń prywatnych, powstał Dom Książki. Po prostu przejęto i upaństwowiono wszystko. Od roku 1950 istniała tu Księgarnia Rolnicza. Pracowała tu całe życie moja teściowa, Marianna Skrocka, która była kierownikiem przez długie lata. Po niej, ja przejąłem stanowisko. W latach 90. sprywatyzowaliśmy się i działamy tak do tej pory.
Kiedy było największe prosperity?
- Myślę, że mówimy o okresie od początku transformacji, czyli lat 90. do mniej więcej 2005 roku. W księgarniach sprzedawano wtedy także podręczniki szkolne. W momencie zabrania podręczników z księgarń (lobby sugerowało, że księgarnie zawyżają ceny), spadły dochody. Pierwszy rok po wprowadzeniu książek do szkół, pomijając księgarnie, było rzeczywiście taniej. Podam przykład – podręczniki kosztowały ok. 10 zł, zamiast powiedzmy 20 zł. Ale po roku czy dwóch, z nie wiadomo jakich powodów zrobiło się 50-60 zł. W tej chwili każdy podręcznik jest od 50 do 100 zł.
Miał Pan więcej niż jedną księgarnię.
- Tak. W porywach było nawet sześć księgarń, w najlepszym okresie. Ostatnio miałem cztery księgarnie, ale po kolei je likwidowałem, wiedząc że nie ma przyszłości w tym zawodzie. Zawodu księgarza jako takiego nie ma. Został dawno temu wykreślony z nomenklatury zawodu. Przed dwoma czy trzema laty miałem kontrolę z Inspekcji Pracy, gdzie pani podważyła moje umowy o pracę z pracownikami, bo tam widniał zadów księgarz. W naszym zawodzie były stopnie księgarskie przyznawane od lat pracy, doświadczenia, wykształcenia. Po wielu interwencjach u kierownictwa inspekcji pracy, stwierdzono że taki zawód był. W księgarni pracują przecież nie księgarze, a sprzedawcy (śmiech).
Co doprowadziło do upadku tej i wielu innych księgarń?
- Wiadomo, nastały czasy, jakie są. Globalizacja generalnie doprowadziła do tego, że tradycyjny system sprzedaży książek się załamał. Są inne kanały dystrybucji. Wielkie sieci typu Empik czy Świat Książki praktycznie przejęły cały handel. Działa tu magia wielkich liczb, wielkich pieniędzy. Wydawcy płaczą, ale muszą z nimi podpisywać umowy, bo praktycznie nie mają wyjścia, chyba że sprzedają na własny rachunek w sieci. Większość moich znajomych, małych wydawców, przeniosło się praktycznie ze sprzedaży tradycyjnej do Internetu. Młodzi ludzie idąc chodnikiem, robią zakupy i do księgarni mało kto zachodzi. Nawet sieciowe świecą pustkami, chociaż utrzymywane są jako wizytówka. Sprzedaż przesuwa się do sieci.
Nie możemy równać się cenami z wielkimi sieciami. U nich, jeszcze przed ukazaniem się książki, jest niższa cena o 40-50 proc. Nawet jeżeli sam miałbym kupować, to nie u siebie, a przez Internet. Urzędy skarbowe nie patrzą, czy dokładam do firmy, i tak muszę płacić podatki.
Czy jednym z powodów upadku księgarń, jest to, że Polacy mniej czytają?
- Tak, oczywiście. To się dało zauważyć. Był taki boom, jak otworzyły się granice Europy i ok. 3 mln Polaków wyjechało. Nie oszukujmy się, wielu z nich to byli świetnie wykształceni specjaliści. To się od razu dało zauważyć. Potem nastąpiła era zglobalizowanego Internetu. Młodzi ludzie praktycznie nie korzystają z książek. Spadek czytelnictwa jest wyraźny od kilku lat, ale za to jest coraz więcej piszących (śmiech).
Co możemy znaleźć w Księgarni Rolniczej?
- W tej chwili mamy, prawdę powiedziawszy, mydło i powidło. Od kilku lat zaczęło ubywać książek w księgarniach, a przybywać innych towarów. W asortymencie Książnicy Polskiej, powstałej po Domu Książki, znaleźć możemy nie tylko książki, ale także gry i inne produkty. Dobry przykład to Poczta, gdzie szło się wysłać list, kupić znaczek. W tej chwili mają i zabawki, proszki czy książki.
Nie będzie Panu szkoda tej księgarni?
- Już to przetrawiłem. Może z pięć lat temu to bardziej przeżywałem. Mam w głowie, że tak ma być i już mi nie żal. Żal to jedynie tego, że księgarstwo upadło, bo obecny handel książką nie ma z nim zbyt dużo wspólnego.
Kiedy zamknie Pan księgarnię?
- Będziemy otwarci do świąt Bożego Narodzenia. Potem wywożę meble, czyszczę pomieszczenie i idę na zasłużoną emeryturę.
A jeżeli nie uda się do świąt sprzedać wszystkich książek?
- Podaruję dzieciom z jakiegoś przedszkola czy znajomym.
Jakie ma Pan plany?
- Już od ponad 20 lat jeżdżę po świecie i uważam, że jeszcze nie wszystko zobaczyłem. Zajmę się swoim hobby, czyli malarstwem i fotografią oraz podróżami. Mam co robić.
To musi być dla Pana bardzo trudny okres. Niedawno zmarła żona. Jak Pan daje sobie radę?
- Tak. Tydzień temu zmarła. Muszę dawać sobie radę. Małżonki mama żyje i zawsze opowiada, że jak prowadziła ją do przedszkola i mówiła o jakimś problemie, to córka odpowiadała „takie jest życie, mamusiu. Trzeba iść dalej”.
Rozmawiał Cezary Kapłon
Komentarze (18)
Dodaj swój komentarz